niedziela, 14 września 2014

38. It doesn't matter!

SomeonePOV:
Szłam spokojnie korytarzem na następną lekcję kiedy nagle poczułam mocne szarpnięcie i nawet nie wiem kiedy zostałam wepchnięta do schowka na miotły. Chciałam krzyczeć lecz "porywacz" szybko zakrył mi usta dłonią.
-Zamknij się to tylko ja. - usłyszałam dobrze mi znany głos. Odwróciłam się do niego przodem.
-Czego chcesz? -syknęłam.
-Mamy robotę. Oni są pieprzonymi szczęściarzami. Za każdym jebanym razem udaje im uniknąć śmierci. Zaczyna mnie to wkurwiać.
-Nie pomyślałeś może, że to ty jesteś na tyle upośledzony, że nie potrafisz nic dobrze zrobić?
-Nie przeginaj.- warknął łapiąc za ramie przez co zasyczałam z bólu. - Ty w tym wszystkim jesteś tylko małą suką i masz robić co ci każe.
-Zobaczymy kto będzie suką jak o wszystkim się dowiedzą.- odparowałam. Wiedziałam, że go tym wkurwię ale miałam coraz mniej siły na to wszystko. Prawdą jest to, że nie pałam przyjaźnią do Styles ale nigdy nie chciałam niczyjej śmierci. Nie wiem co mną kierowało chcąc mu pomóc lecz teraz wiem, że się z tego nie wygrzebie.
-Zginiesz razem z nią i Bieberem. Wystrzelam was wszystkich jak kaczki i dobrze o tym wiesz. A teraz mnie posłuchaj w sobotę chcę to wszystko zakończyć raz na zawsze. W sobotę są wyścigi. Zaciągnę Roonie między te dwa stare pustostany i tam załatwię sprawę, a ty w tym czasie zajmij się Bieberem. Nim zajmiemy się potem. Masz odwrócić jego uwagę, zrozumiałaś ? - warknął,a ja przełknęłam głośno ślinę. -Zrozumiałaś ? -warknął ściskając moje ramie.
-T-tak- szepnęłam.
-Świetnie wreszcie zakończę to, czego ten kretyn nie potrafił zrobić. Nigdy nic dobrze nie potrafił zrobić. Ale dalej jest moim bratem. Należy do mojej rodziny i zrobię wszystko żebyśmy w końcu byli normalną, szczęśliwą rodziną. -powiedział patrząc się w ścianę. W tym momencie przerażał mnie jak nigdy. W jego oczach dostrzec można było obłęd. Postanowiłam zmyć się stamtąd jak najszybciej.
RooniePOV :
Od dnia kiedy z mojej szafki wypadło to zdjęcie minęły trzy dni. Był czwartek, a ja praktycznie odliczałam godziny do soboty. Nie mogłam się już doczekać tego wyścigu. Dodatkowo fakt, że nie ścigałam się sporo czasu mi nie pomagał. Od poniedziałku Justin nie opuszcza mnie nawet na krok. Jest przy mnie cały czas. Przypominają mi się chwile kiedy wyszłam ze szpitala. Justin wtedy jakby oszalał. Traktował mnie jak najcenniejszy kryształ świata. Teraz wcale nie jest lepiej z tą różnicą, że nie wyręcza mnie we wszystkim. Teraz się raczej zachowuje jak mój ochroniarz. Na dzień dzisiejszy mieszkam również z Justinem. Oczywiście nie na stałe. Na razie uważam, że to za wcześnie. Od sylwestra minął tydzień,a ja dalej nie potrafię się zebrać w sobie i poruszyć tematu ojca mojego chłopaka. Obiecuje to sobie każdego dnia, że dzisiaj z nim porozmawiam jednak ta rozmowa nadal nie doszła do skutku. Muszę chyba po prostu dać na luz i poczekać w pewnym momencie to po prostu samo wyjdzie, a przynajmniej mam taką nadzieję.
W dalszym ciągu nie wiem kto za moim postrzałem, podłożeniem bomby, telefonami, esemesami i tym zdjęciem. Jestem prawie pewna, że to wszystko sprawa jednej osoby. W poniedziałek zaraz po szkole pojechaliśmy z Justinem na komisariat porozmawiać z Andersonem. O samochodzie już wiedział lecz pozostała kwestia zdjęcia i telefonów. Wtedy postanowiłam mu wszystko powiedzieć. Była pewna, że Justin będzie wkurwiony i wykrzyczy mi w twarz dlaczego mu nic nie powiedziałam jednak się pomyliłam. Justin wcale na mnie nie krzyczał ani nie był wkurwiony. Faktycznie był lekko zły ale bardziej było mu przykro, że mu o tym nie powiedziałam. Stwierdził, że najwidoczniej mu nie ufam co oczywiście jest bzdurą. Ufam mu bezgranicznie. Starałam się mu wytłumaczyć, że nie chciałam żeby się niepotrzebnie martwił i denerwował. Na co odparował, że jestem głupia i mam mu takie rzeczy mówić. Ten chłopak był czasami taki trudny do ogarnięcia jednak ten trud sprawiał, że kochałam go jeszcze bardziej. I jestem z nim cholernie szczęśliwa mimo wszystko.Moje przemyślenia przerwał ktoś kto szturchnął mnie w ramię.
-Ej! Zakochana księżniczko, idziesz na na lunch czy będziesz się tak gapić w to okno do jutra? -powiedziała Taylor, która stała nade mną. Przez moje rozmyślania nie zauważyłam nawet jak lekcja się skończyła i trwała przerwa na lunch.
-Tak tak, idziemy. - powiedziałam i zaczęłam zbierać swoje rzeczy.
-Wszystko okej ? -zapytała przejęta kiedy przechodziliśmy korytarzem.
-Tak. Po prostu się zamyśliłam. -posłałam jej lekki uśmiech. Jednak widziałam, że nie do końca mi wierzy.- Taylor naprawdę wszystko okej. Po prostu myślałam o wszystkim co stało się w poniedziałek.
-Chodzi ci o zdjęcie, prawda ?
-Też ale nie do końca bardziej chodziło mi o to, że Justin myślał, że mu nie ufam. Co jest niedorzeczne. -westchnęłam.
-Roonie...-westchnęła. -Postaw się też na jego miejscu. Pomyśl, że on to ty, a ty to on. Ktoś chce go zabić i wcale się z tym specjalnie nie kryje, a on ukrywa przed tobą dosyć ważne rzeczy. Sama byś mu powiedziała, że on ci nie ufa.
-Chyba masz rację...-westchnęłam.
-Nie chyba, a na pewno. Kochana znam cię jak nikt inny. Sama byłam zła, że mi o tym nie powiedziałaś ale znam cię i wiem, że chciałaś dobrze. Ale pamiętaj, że nie możesz robić nic własnym kosztem.-powiedziała.
-Dzięki. Ty zawsze wiesz co mi powiedzieć. - objęłam ją ramieniem.
-Nie ma za co. Wiesz, że zawsze jestem dla Ciebie tak jak ty dla mnie. -uśmiechnęła się pokrzepująco i sama mnie objęła. -Wyglądamy jak z jakiegoś filmu o życiu nastolatek w liceum i jesteśmy tymi rzekomo fajnymi co trzęsą szkołą. -powiedziała kiedy wchodziłyśmy do stołówki. Po chwili obie wybuchnęłyśmy śmiechem na co wszyscy na nas spojrzeli. Jednak jak zawsze miałyśmy to w dupie. Muszę przyznać, że Taylor jest najwspanialsza przyjaciółką pod słońcem. W ciągu pięciominutowej drogi wysłuchała mnie, dała radę i poprawiła znacznie humor.
-A wy co takie wesołe? -zapytał Alex kiedy pojawiłyśmy się przy stole.
-Nie interesuj się. -odparowała Tay szczerząc się jak idiotka i siadła obok Ryana. Natomiast ja usiadłam obok Justina.
-Hej, kochanie. -szepnęłam i wpiłam się w jego usta. Zazwyczaj nasze przywitanie wygląda tak, że dostaje krótkiego całusa jednak teraz miałam potrzebę czucia jego bliskości. Po chwili odsunęłam się od niego.
-Czym sobie zasłużyłem na takie powitanie ? -zapytał z uśmiechem na twarzy.
-Niczym. Po prostu chciałam to zrobić. - powiedziałam i przysunęłam się do niego,a on obiął mnie ramieniem.
-Wszystko okej ? -raaaany dlaczego wszyscy zadają to pytanie pomyślałam.
-Tak, wszystko dobrze.
-Nie idziesz po nic do jedzenia ? -zapytał bawiąc się moimi włosami.
-Nie jestem głodna.
-Ale nic jeszcze nie jadłaś dzisiaj. -zaczął się upierać.
-Justin błagam...-jęknęłam biorąc jego puszkę coli i upiłam łyka.
-No już dobrze. Niech ci będzie. Ale w domu ci nie odpuszczę.-zaznaczył na co głośno westchnęłam upijając kolejnego łyka coli.
Siedzieliśmy tak do końca lunchu rozmawiając o wszystkim i o niczym. Umówiliśmy się, że w piątek wieczorem na zrelaksowanie się przed sobotą pójdziemy wszyscy do Justina. Posiedzimy i pogadamy przy piwie czy coś. Spodobała mi się ta propozycja bo dawno nigdzie nie byliśmy razem nie licząc sylwestra. Gdzie i tak byłam zajęta nieco innymi sprawami .
-Widzimy się po wf'ie- powiedział Justin stojąc tuż za mną. Złożył przelotny pocałunek na moim karku i pobiegł na boisko razem z chłopakami. Za to dziewczyny miały dzisiaj zostać na sali i grać w siatkówkę.
Kiedy lekcja dobiegła końca przebrałam się i stanęłam na parkingu czekając na Justina. Chłopak pojawił się chwilę później w towarzystwie Alexa i Ryana. Każdy z nich trzymał zapalonego szluga. Co jest kurwa?- pomyślałam. Przysięgam, że nigdy nie widziałam Biebera z fajką. Nawet kiedy byliśmy wrogami nigdy nie widziałam żeby palił. Ryan i Alex to inna sprawa ci to z fajką nie potrafią się rozstać.
-Siemka,Styles! -powiedzieli chórkiem chłopcy po czym się zaśmiali. Natomiast Justin podszedł do mnie i pocałował. -Siemka, Styles.-mruknął seksownie do ucha.
-Hej chłopaki. -odpowiedziałam. -I witaj chłopcze. -mruknęłam całując go w usta. -A właśnie Bieber. -zaczęłam,a ten się na mnie krzywo spojrzał przez to, że użyłam jego nazwiska. -Od kiedy ty palisz? -zapytałam.
-Nie palę.-zaprzeczył. -Tylko czasami mi się zdąży.
-Spoko tak tylko pytam. Ryan masz fajkę ? -zapytałam.
-Co ? - powiedzieli chórkiem znowu zaczynało to być zabawne.
-Gówno,pytam się czy masz fajkę.
-Ty nie będziesz palić. -powiedział dobitnie Justin.
-Dlaczego niby ?
-Bo nie. Jesteś moją dziewczyną,a ja nie chcę żeby moja dziewczyna dostała raka płuc.
-Nie pierdol,skarbie. Od jednej fajki raka nikt nie dostał.
-Nie i koniec!- powiedział twardo.
-Nie ? To patrz powiedziałam po czym szybkim krokiem do niego podeszłam zabierając mu fajkę z ręki i sama się nią zaciągnęłam,a dym wypuściłam prosto w jego twarz. Na co chłopcy wybuchnęli głośnym śmiechem.
-To my idziemy. Na razie wam. - krzyknął Ryan kiedy odchodzili.
Wzięłam jeszcze 3 buchy i resztę wyrzuciłam. Puściłam oczko Justinowi i wsiadłam do samochodu czekając aż chłopak zrobi to samo.
Do domu jechaliśmy w ciszy. Miałam dziwne wrażenie jakby Justin był na mnie zły choć nie widziałam ku temu powodów.
-Justin, wszystko okej ?-zapytałam.
-Taa...-mruknął.
Dojechaliśmy na miejsce. Justin bez słowa opuścił samochód i wszedł do domu. Głośno westchnęłam i podążyłam za nim. Nie wiedziałam o co mu chodzi ale musiałam się tego dowiedzieć. Weszłam do domu lecz nigdzie go nie widziałam. Usłyszałam trzask zamykanych drzwi i już wiedziałam, że jest na górze w swoim pokoju. Pomaszerowałam na górę i bez pukania weszłam do pokoju. Justin stał przy oknie paląc fajkę. Podeszłam i stanęłam na przeciw niego.
-Powiesz mi o co ci chodzi ?
-O nic. -powiedział i zaciągnął się dymem z fajki.
-Justin kurwa. Nie chce się z tobą kłócić. Więc proszę cię nie zachowuj się jak bachor i powiedz o co ci chodzi.
-O nic mi nie chodzi. Tylko mogła byś następnym razem przed resztą nie robić ze mnie pośmiewiska. To jak dmuchnęłaś mi dymem prosto w twarz było lekko znieważające. - powiedział beznamiętnie. Na co ja wybuchnęłam śmiechem. - Co cię tak bawi ? -zapytał.
-Ty.- odpowiedziałam. - Biednemu Justinowi Bieberowi sprzeciwiła się dziewczyna i jego biedne ego ucierpiało.- powiedziałam z nutką kpiny. Wzięłam fajkę z jego ręki i wyrzuciłam przez okno. Po czym podeszłam do niego bliżej kładąc moje dłonie na jego policzkach. -Kochanie ja tylko żartowałam. Nie mam zamiaru popadać w nałóg tylko chciałam ci pokazać, że jeżeli będę chiała palić to to zrobię i nawet ty mnie nie powstrzymasz. - mruknęłam.
-Ale ja chcę dla ciebie po prostu dobrze.
-Ja wiem i za to jestem wdzięczna. Ale nie uważasz, że trzeba było powiedzieć coś w stylu. "Roonie nie chce żebyś paliła" a nie " Nie będziesz palić i koniec." Dobrze wiesz, że coś takiego mnie irytuje i robię zawsze na złość. -po tym co powiedziałam Justin głośno westchnął dzięki czemu wiedziałam, że miałam rację,a on się poddał. Posłałam mu szeroki uśmiech po czym musnęłam jego usta. Jednak Justin przyciągnął mnie do siebie i pogłębił pocałunek by po chwili nasze języki mogły toczyć zawziętą walkę. Nawet nie wiem kiedy leżałam na łóżku pod Justinem. Zarzuciłam moje ręce na jego kark i przyciągnęłam go bliżej siebie. Jego dłonie wędrowały po moich bokach unosząc moją koszulkę ku górze. Jego usta zjechały na moją szyję i zaczął ją lekko przygryzać i zostawiać mokre pocałunki.
-Justin..-jęknęłam odchylając głowę w tył by dać mu leszy dostęp do mojej szyi. Jego ręce zjechały w dół mojego brzucha i zatrzymały się tuż przed guzikiem od spodni. Bieber ponownie zaatakował moje usta,a jego ręka zaczęła mocować się z moim rozporkiem. Kiedy wreszcie udało mu się go rozpiąć mój telefon zaczął dzwonić. W duchu przeklinałam ta osobę. Justin zaczął mamrotać pod nosem jakieś przekleństwa i wstał ze mnie podając mi telefon.
-Halo? -warknęłam nie patrząc kto do mnie dzwoni.
-Hej, coś ty taka zła ? -zapytała Taylor po drugiej stronie.
-Nic nic. Co chciałaś ?-zapytałam już normalnie.
-Jedziemy z Blaisem do centrum na zakupy, potem na jakąś kawę czy coś. Dzwonię żeby się zapytać czy nie chcecie się wybrać z nami.
-Przepraszam Cię ale nie damy rady bo jesteśmy trochę...um..zajęci. -dokończyłam,a Justin obok mnie parsknął śmiechem.
-No spoko, to nie przeszkadzam. Pa.- nie czekając na odpowiedź rozłączyła się,a ja opadłam na łóżko rzucając telefon na szafkę obok.
-Ugh..... czy chociaż raz może nam ktoś nie przeszkadzać ?- jęknęłam. -Za każdym razem ktoś dzwoni, pisze,przychodzi albo bóg wie co.- zaczęłam marudzić, a Justin położył się obok mnie i zaczął się śmiać.
Leżeliśmy tak już dobre dwie godziny oglądając jakiś film, który jakoś specjalnie mnie nie interesował. W pewnym momencie zebrałam się na odwagę by w końcu zacząć tą rozmowę.
-Justin...?- zaczęłam.
-Mhm....- odparł dając mi znak, że mnie słucha.
-B-bo ja muszę ci coś powiedzieć. -zaczęłam niepewnie. Chłopak widząc moją niepewność przeniósł swój wzrok z telewizora na mnie lekko się podnosząc.
-Co się stało ? -zapytał.
-Bo widzisz....emm...obiecaj mi najpierw, że nie będziesz zły i nie zrobisz nic głupiego. - powiedziałam cicho,a w głowię pojawiła się wizja tego jak Justina ręka odbija się od mojego policzka.
-Dlaczego miałbym być zły? -zapytał. Jednak widząc mój wyraz twarzy głośno westchnął i przytaknął. -Obiecuję.
-Pamiętasz jak mnie...jak mnie uderzyłeś ? - zapytałam.
-Roonie...-zaczął jednak mu przerwałam.
-Po prostu odpowiedz.
-Tak pamiętam. -powiedział,a na jego twarzy mogłam dostrzec obrzydzenie do samego siebie.
-Ja...ja wtedy nie wiedziałam co mam zrobić. Nie wiedziałam co z nami będzie. Bałam się Ciebie, że to się może powtórzyć ale jednocześnie  miałam ochotę iść do Ciebie i mocno przytulić. Przez ten cały czas była przy mnie Taylor próbując mi pomóc. -zrobiłam przerwę by wziąć oddech,a Justin siedział wpatrując się we mnie i czekając co powiem dalej. - W sylwestra kiedy Tay wróciła od ciebie z moją sukienką ja nie byłam pewna tego czy mam tam iść bałam się ponownej konfrontacji z tobą. Wtedy Tay zaczęła swoją przemowę stając w twojej obronie.-wzięłam głęboki oddech by móc kontynuować. - Powiedziała mi wtedy, że rozmawiała z Blaisem, że on jej coś powiedział jednak powinnam to usłyszeć od Ciebie, że chciałeś mi to powiedzieć nie raz ale bałeś się, że Cię zostawię. -zakończyłam na jednym wydechu i spojrzałam na Justina, który siedział przede mną, a jego twarz wyrażała każdą emocję. Nagle chłopak podniósł rękę na co automatycznie się odsunęłam kuląc się czekając na ból jednak nic takiego się nie stało. Podniosłam wzrok i spotkałam się z wymalowanym szokiem i przerażeniem na twarzy Justina.
-R-roonie. T-ty chyba nie myślałaś, że chcę cię uderzyć ? zapytał. Na co ja tylko spuściłam wzrok. Po chwili poczułam jak ręce Justina oplatają moją talię wciągając mnie ja jego kolana.
-Kochanie spójrz na mnie. -podniósł moją głowę. - Nigdy przenigdy nie popełnię już tego błędu rozumiesz? Błagam nie bój się mnie.- powiedział głosem pełnym bólu. Ja tylko przytaknęłam i wtuliłam się w jego tors. Siedzieliśmy tak w ciszy kiedy nagle tą ciszę przerwał cichy głos Justina.
-Kiedy byłem dzieckiem mieszkałem z rodzicami w Kanadzie. Do LA przeprowadziliśmy się kiedy miałem 14 lat. W Kanadzie mój ojciec był nauczycielem bosku, a kiedy przyjechaliśmy do LA otworzył swój własny klub. Ten sam który prowadzi teraz Paul,ale mieszkaliśmy wtedy w Calabasas. Ojciec od dziecka wpajał mi, że muszę umieć się bić więc codziennie ciągnął mnie do klubu i uczył mnie. Wszyscy uważali, że jestem naprawdę dobry. Jak to mówili Bieber z krwi i kości.
Miałem wtedy 16 lat i jak każdego dnia po szkole szedłem do klubu do ojca na trening. Tego dnia jednak coś mi nie pasowało. Zawsze było tam pełno ludzi. Jednak wtedy było cicho i pusto. Poszedłem do szatni by się przebrać jednak widok, który tam zastałem był nie do wytrzymania. Mój ojciec pieprzył jakąś laskę w szatni. Czym prędzej stamtąd wyszedłem i po prostu zacząłem biec przed siebie aż dotarłem do tego miejsca które ci pokazałem jak byliśmy w Calabasas. Siedziałem tam do wieczora myśląc o tym co mam zrobić. Z jednej strony chciałem powiedzieć wszystko mamie ale z drugiej wiedziałem, że by się załamała czego nie chciałem. Byłem  rozdarty. Poszedłem do domu z zamiarem porozmawiania z ojcem. Jednak gdy wszedłem do domu czas jakby się zatrzymał. Usłyszałem krzyki z góry czym prędzej tam pobiegłem to co zobaczyłem przeszło moje najśmielsze oczekiwania.Moja matka leżała na podłodze z rozwaloną wargą, a mój ojciec pochylał się nad nią wyzywając ją od szmat i dziwek po czym na moich oczach uderzył ją z pięści w twarz.- przełknął ślinę i kontynuował dalej. - Od razu rzuciłem się w ich stronę odciągając od niej mojego ojca. Chciałem pomóc jej wstać i ją z stamtąd zabrać lecz kiedy tylko się przy niej znalazłem mój ojciec pociągnął mnie w tył. Zaczął się na mnie wydzierać, że jestem nieodpowiedzialnym gówniarzem, że go nie szanuję. Krzyczał, że czekał na mnie,a ja nie przyszedłem na trening tylko się gdzieś szlajam. Mówił, że nie jestem godny by być jego synem, że jestem gówno warty. W pewnym momencie wybuchnąłem i powiedziałem co widziałem na końcu nazywając go zakłamanym kutasem za co dostałem prawego sierpowego. Nie chciałem żeby i mnie spotkał taki los jak matkę więc zacząłem się bronić. Oddałem mu. Co ewidentnie mu się nie spodobało. Zaczęliśmy się bić. Mój ojciec może i był bardziej doświadczony i większy ale był również starszy ode mnie- szybciej tracił siły. Nawet nie nie wiem kiedy nasza walka przeniosła się na korytarz. W pewnym momencie uderzyłem mojego ojca tak, że się zachwiał, a stał on przy schodach. Stracił równowagę i spadł. J-ja zabiłem mojego ojca.-głos mu się załamał jednak nie przerwał.- Jednak uznali to za nieszczęśliwy wypadek. Po tym wszystkim sprzedaliśmy dom w  Calabasas i zamieszkaliśmy w La. Po tym wszystkim stałem się tym kim byłem przed tobą. Piłem, chodziłem na imprezy, spałem z kim popadnie, zacząłem się ścigać by móc się gdzieś wyładować. Zacząłem też brać przez co stałem się agresywny. Dzięki Ryanowi wyszedłem z tego gówna- przestałem brać jednak moja agresja rosła w siłę gdy byłem na głodzie. Klub był mój ale nie potrafiłem go prowadzić więc oddałem go Paulowi na takiej zasadzie, że utarg dzielimy między siebie. Na swoim koncie mam kilka trwałych uszkodzeń ciała. Po pewnym czasie zgubiłem się. Nie wiedziałem jak mam wyładować swoją agresję. Box mi nie pomagał, wyścigi też nie. Wtedy dobrym pomysłem okazał się seks. Robiłem wiele głupot, wiele błędów w życiu popełniłem, o których bd pamiętał do końca życia. Byłem wredny dla każdego. Dopuszczałem do siebie tylko Ryana. Nienawidziłem każdego. Resztę widziałaś na własne oczy. - szepnął i schował twarz w dłoniach. Chciało mi się płakać. Kiedy z Justinem mieliśmy wrogie stosunki zawsze  uważałam go za rozpieszczonego dzieciaka tym czasem jego życie to było jedno wielkie gówno. Nie dawała mi spokoju jedna rzecz. Musiałam to wiedzieć. Nie wiem dlaczego ale po prostu musiałam.
-Justin...-szepnęłam.- Czy...czy ty kiedykolwiek zrobiłeś jakiejś dziewczynie coś wbrew jej woli ? -zapytałam.
-T-tak. Zgwałciłem kogoś.- szepnął,a moje serce stanęło. - Roonie proszę Cię nie znienawidź mnie. Błagam nie odchodź ode mnie. Ja nie wiedziałem co robię. Większość z tego byłem albo nachlany albo naćpany. - mówił desperacko na skraju łez. - Błagam...-szepnął. Moje serce pękło na miliony kawałków widząc go w takim stanie.
-Spójrz na mnie.- poprosiłam szeptem. Justin powoli podniósł głowę,a nasze oczy się spotkały.- Posłuchaj mnie..-zaczęłam łapiąc jego twarz w dłonie. - Masz rację narobiłeś mnóstwo głupot. Ale jesteś tylko człowiekiem, Justin. Zgubiłeś się i nie wiedziałeś co masz robić. Ale liczy się to co jest teraz. Teraz jesteś inny i dla mnie tylko to się liczy. Pokochałam Cię choć wiedziałam jaki jesteś. I to wszystko co powiedziałeś prawie nic nie zmieniło. Kocham Cię dalej, słyszysz? Kocham Cię i nie mam zamiaru cię zostawić.
-Prawie ? -zapytał jakby tylko to usłyszał.
-Tak prawie. Zmieniło się to, że jak cię poznałam uważałam cię za rozpieszczonego gówniarza teraz uważam, że jesteś silnym i wspaniałym facetem. Moim facetem. -posłałam mu delikatny uśmiech.
-Naprawdę dalej chcesz ze mną być ? Po tym wszystkim ?
-Czyż to właśnie nie jest miłość ? Kochałam Cię 15 minut temu nie wiedząc tego i kocham Cię teraz kiedy wszystko wiem. Twoja historia nijak nie wpłynęła na moje uczucia. Zostaję tu!- powiedziałam i go pocałowałam.
-Kocham Cię.- mruknął.
-Wiem.-szepnęłam i ponownie wpiłam się w jego usta.

Od Autorki :
Jestem chora i nie mam na nic siły ale do szkoły i tak cisnę jutro -,-
Wracam do łóżka, kocham was i mam nadzieję, że wam się podobał <3

6 komentarzy: