niedziela, 3 maja 2015

47. Hold all my world in my arms.

Przeczytajcie proszę notkę pod rozdziałem.

RonniePOV:
Cała roztrzęsiona i zalana łzami wsiadłam do samochodu, a moja głowa bezwładnie opadła na kierownice. Nie wiedziałam co mam robić, byłam zagubiona. Miałam tylko nadzieje, że teraz Justin będzie bezpieczny i nic mu się nie stanie. Cisze w samochodzie przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości. Wyjęłam telefon z kieszeni i przetarłam oczy pełne łez by zobaczyć cokolwiek. "Grzeczna dziewczyna. Teraz rób co ci każe, poza Bieberem jest więcej osób. "
-KURWA!!- wrzasnęłam na całe gardło i uderzyłam ręką w kierownice. Miałam dosyć. Ktoś skutecznie rozpierdalał mi życie, a ja nie wiedziałam co mam zrobić. Nie do końca wiedząc gdzie po prostu ruszyłam przed siebie. Po jakichś 20 minutach postanowiłam zatrzymać się w pobliskim McDonaldzie żeby się ogarnąć w łazience i napić kawy. Wysiadłam z samochodu i ze spuszczoną głową weszłam do środka kierując się prosto w stronę toalet. Zmyłam resztki tuszu z twarzy, nałożyłam nowy makijaż, włosy związałam w niedbałego koka, poprawiłam kołnierzyk czarnej ramoneski i wyszłam z pomieszczenia by kupić kawę. Kiedy miałam już wychodzić zatrzymał mnie czyjś głos wołający moje imię.
-Cześć, Ryan. -odwróciłam się do niego jednak nie byłam w stanie się uśmiechnąć.
-Hej, mała. Wszystko okay ? -zapytał.
-Nic nie jest okay, Ryan. -powiedziałam łamiącym się głosem.
-Co się stało ? -zapytał zmartwiony.
-Życie mi się sypie,wszystko się rozjebało, Ryan. - po moim policzku spłynęła jedna samotna łza.
-Hej mała, czy ty płaczesz? -zapytał i chciał mnie przytulić jednak mu na to nie pozwoliłam.
-Przepraszam.- szepnęłam i wybiegłam z pomieszczenia, czym prędzej wsiadłam do auta i odjechałam.
Nawet nie wiem kiedy znalazłam się na cmentarzu klęcząc przy nagrobku mamy. Tym razem nie powstrzymywałam łez i tak nikt ich nie widział.
-Wszystko jest nie tak, mamo.- załkałam.-Ja go naprawdę kocham, a zraniłam go w najgorszy możliwy sposób ale przecież chciałam go tylko chronić. Tylko, że ja tak nie potrafię, nie potrafię bez niego żyć. On jest dla mnie wszystkim, kiedy ty odeszłaś został mi tylko on. Tak bardzo bym chciała żebyś tu była, żebyś powiedziała mi co mam robić. Tak bardzo mi Ciebie brakuje mamusiu.- zaniosłam się jeszcze większym płaczem. Nie wiem kiedy zrobiło się ciemno, nie wiem ile tak siedziałam przy grobie mamy. Wyciągnęłam telefon i zobaczyłam na nim godzinę 22:30. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić przecież nie miałam do kogo wracać, nie mogłam wrócić do domu, do Justina. Taylor też odpada bo musiałabym jej wszystko powiedzieć, a nie miałam na to ani czasu ani chęci. Więc wybrałam ostatnią opcję, która mi wpadła do głowy.
20 minut później stałam przed drzwiami do apartamentu, a z oczu w dalszym ciągu lały się łzy. Zapukałam do drzwi i czekałam, po chwili usłyszałam czyjeś kroki i jak drzwi się otwierają. Podniosłam wzrok i napotkałam zdziwiony i przestraszony wzrok.
-Ronnie, córeczko. Co ty tu robisz? Co się stało? -zaczął zadawać pytania. Jednak nie byłam w stanie wykrztusić z siebie słowa więc po prostu rzuciłam się w jego ramiona wybuchając jeszcze większym płaczem. Ojciec bez słowa zamknął drzwi i zaprowadził mnie na sofę i cierpliwie czekał aż się uspokoję. Kiedy już byłam w stanie coś powiedzieć podkuliłam nogi pod brodę i patrząc w jeden punkt za oknem zaczęłam opowiadać wszystko od samego początku. Kiedy skończyłam nie dałam rady i po raz kolejny dzisiaj wybuchnęłam płaczem. Chwilę później poczułam jak ramiona mojego taty ciasno mnie oplatają, wtulam się w jego pierś i próbuję się uspokoić. Czuje się bezpiecznie jednak nie tak bardzo jak w ramionach Justina.
-Ronnie, musisz mnie teraz uważnie wysłuchać. - powiedział po chwili nie przestając głaskać mnie po głowie.
-Słucham. -powiedziałam krótko.
-Spójrz na mnie i słuchaj uważnie.
-Ja wiem, że kochasz Justina, co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości. Wiem też, że to co zrobiłaś, zrobiłaś by go chronić i chciałaś dobrze jednakże dziecinko, to nie było dobre. Sprzedałaś mu najgorsze kłamstwo na świecie i nie dosyć, że cierpi on to jeszcze ty i musisz to jak najszybciej odkręcić. - chciałam zaprzeczyć i zacząć krzyczeć, przecież widział wiadomości, zdjęcia, groźby. Jednak nie pozwolił mi na to. -Daj mi skończyć. Wiem, że obawiasz się tego ale zapewniam Cię, że nie dopuszczę by cokolwiek z tego wszystkiego się zdarzyło. Musisz powiedzieć Justinowi prawdę, będziecie oboje bezpieczni, obiecuję. Rozumiesz? -powiedział łapiąc moją twarz w dłonie patrząc mi w oczy. Kiwnęłam tylko głową i znowu się do niego przytuliłam.
-Tak bardzo Ci dziękuję, tato. -szepnęłam.
-Nie ma za co, zrobię dla Ciebie wszystko, a Ryanem się nie przejmuj. - powiedział po czym wszystkie jego mięśnie się napięły.
-Jakim Ryanem ?
-Nieważne, zapomnij.
-Tato. -powiedziałam dobitnie.
-Dobrze powiem Ci i tak prędzej czy później byś się dowiedziała. Za tym wszystkim stoi Butler. -powiedział,a moje usta uformowały się w literkę O.- Zanim coś powiesz, on nie robi tego bo chce, oni trzymają go w garści, jest taką marionetką ojca Matta. Delgando dobrze wiedział, że Matt mu nie pomoże bo go nienawidzisz. Więc znalazł haka na młodego Butlera i teraz nim pomiata. Delgando dowiedział się, że wróciłem do miasta i próbuje dobrać się do mnie za pomocą Ciebie. Jednak uwierz mi, że nie długo to wszystko się skończy. Nie wróciłbym z niczym. Dlatego nie bądź zbyt surowa dla Ryana, on nie miał wyboru. Wiem co zrobił ci Christian ale Ryan to dobry dzieciak. Nie skreślaj go.- wyjaśnił, a ja miałam mętlik w głowie musiałam porozmawiać z Ryanem jednak teraz to Justin był najważniejszy. Musiałam naprawić to co spierdoliłam kilka godzin wcześniej. Nic nie mówiąc wstałam i skierowałam się w stronę drzwi. -Gdzie ty idziesz? -zapytał tata.
-Jak to ? Do Justina.
-Dziecko, jest prawie 3 nad ranem. Idź się wykąp, prześpij chwilę chociaż i pojedziesz tam rano. Uwierz mi, że teraz i tak nic nie załatwisz.
-Okay. -westchnęłam.
***
Stałam przed drzwiami do domu Justina. Ręce niesamowicie mi się trzęsły. Miałam na sobie wczorajsze spodnie i zwykły biały t-shirt mojego ojca. Włosy niedbale związane na czubku głowy, zero makijażu jedynie sine okręgi wokół moich oczu spowodowane brakiem snu i całonocnym płaczem. Bałam się. Cholernie się bałam tego co tam zastanę. W mojej głowie pojawiały się najróżniejsze scenariusze, że Justin mi nie uwierzy, że zastane go tam z jakąś dziwką czego bym nie zniosła. Nie wiem co tam zastanę jednak musiałam tam wejść, musiałam uratować to co najlepsze w moim życiu.
Drżącą ręką nacisnęłam klamkę, która ku mojemu zdziwieniu ustąpiła. Delikatnie pchnęłam drzwi i weszłam do środka kierując się do salonu. Widok który tam zastałam automatycznie wywołał pojawienie się łez w moich oczach. Cały salon był zdemolowany. Szklany stół został rozwalony w drobny mak, krzesła leżały połamane pod ścianą, na ścianach było widać ubytki i zadrapania, wszędzie było pełno szkła, pustych butelek po alkoholu i kawałków mebli. Jednak nie to było w tym wszystkim najgorsze. Na białym dywanie oparty o kanapę pół siedział pół leżał Justin, spał. Jego koszulka była we krwi, jego dłonie całe poranione, oblepione zaschniętą krwią. Czułam się strasznie widząc go w takim stanie, a fakt, że to moja winna sprawiał, że czułam się jeszcze gorzej.
Najciszej jak mogłam wzięłam się za ogarnięcie tego wszystkiego. Po 2 godzinach, salon wyglądał w miarę przyzwoicie. Jedynymi śladami tego co tutaj zaszło były uszkodzone ściany i brak połowy mebli. Kiedy skończyłam podeszłam do kanapy po czym usiadłam  obok chłopaka i po prostu się mu przyglądałam nawet się nie zorientowałam kiedy po moich policzkach spłynęły łzy. Nawet kiedy spał widziałam jego cierpienie, ból i smutek. Zrobiłam najgorszą rzecz w moim życiu. Tylko szkoda, że dopiero tata musiał mi to uświadomić. Zastanawiam się co jeśli bym tego nie zrobiła. Czy Ryan byłby w stanie na polecenie Delgando zabić swojego najlepszego przyjaciela? Czy może Delgando sam by to zrobił ? Czy jednak nic by się nie stało, a to były tylko puste słowa i zagrywki? Tak wiele jest opcji "co by było gdyby" jednak nigdy się nie dowiem. Wiem jedno: popełniłam błąd, za który mogę słono zapłacić. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie cichy jęk. Justin się obudził. Rozchylił lekko powieki, by ponownie jęknąć. Zamrugał kilkakrotnie by potem zawiesić swój wzrok na mnie.
-Ronnie.- szepnął.- Jesteś tu, ja śnię prawda? Odeszłaś. Okłamywałaś mnie, zostawiłaś. - szeptał.
-Justin. -również szepnęłam łamiącym głosem. -T-to naprawdę ja. - moim ciałem wstrząsnął szloch. Nagle Bieber zerwał się na równe nogi, a jego twarz wyrażała ból pomieszany ze złością
-Wyjdź.- warknął. - PO CO TU PRZYSZŁAŚ? NO PO CO? -wrzasnął. -ŻEBY POŚMIAĆ SIĘ ZE MNIE? ŻEBY ZOBACZYĆ BIEDNEGO NAIWNEGO BIEBERA, KTÓRY ODDAŁ CI SERCE? CHCESZ MNIE ZNISZCZYĆ JESZCZE BARDZIEJ? DOBIĆ?GRATULUJĘ TWÓJ PLAN SIĘ POWIÓDŁ, ZNISZCZYŁAŚ MNIE, ZRANIŁAŚ !!! WIĘC PO CO TU PRZYSZŁAŚ? PYTAM SIĘ KURWA PO CO ? -wrzeszczał. Musiałam coś zrobić, ale zważywszy na to, że bardzo dobrze go znam wiedziałam, że spokojna rozmowa nie wchodzi w grę. Widziałam, że był na skraju załamania i to przeze mnie. Zrobiłam pierwsze co mi przyszło do głowy. Zerwałam się do pozycji stojącej i stanęłam centralnie przed nim. Nie dbałam o to, że wyglądam jak śmierć, że z moich oczu dalej lecą łzy.
-NIE!- wrzasnęłam na całe gardło. - PRZYSZŁAM TO NAPRAWIĆ. WSZYSTKO CO WCZORAJ POWIEDZIAŁAM BYŁO JEDNYM WIELKIM PIERDOLONYM KŁAMSTWEM. CHCIAŁAM CIĘ KURWA CHRONIĆ!!! DOSTAWAŁAM POGRÓŻKI, ZDJĘCIA JAK MAJĄ CIĘ NA CELOWNIKU, GROZILI, ŻE JAK CIĘ NIE ZOSTAWIĘ TO CIĘ ZABIJĄ. ZROBIŁAM TO BO CHCIAŁAM ŻEBYŚ KURWA ŻYŁ, BO CIĘ KOCHAM NAJBARDZIEJ NA TYM PIERDOLONYM ŚWIECIE, ROZUMIESZ? Jesteś jedyną dobrą rzeczą, która mnie spotkała na tym świecie. -ostatnie zdanie wyszeptałam ledwo słyszalnie i spuściłam głowę. W pokoju nastała cisza. Było słychać tylko nasze przyspieszone oddechy. Po chwili odważyłam się podnieść głowę i spojrzeć na Justina. Jego twarz nie wyrażała nic, a za razem wszystko.
-Więc dlaczego ? Dlaczego wróciłaś? -zapytał cicho.
-Bo zrozumiałam, że to był największy błąd mojego życia. Kiedy stąd wychodziłam byłam święcie przekonana, że robię dobrze, że pocierpisz ale w końcu zapomnisz, ruszysz dalej i będziesz szczęśliwy. Nie ważne było jak bardzo tego nie chciałam, jak bardzo cierpiałam. Ważny byłeś tylko ty i twoje życie. Nawet nie wiem kiedy dotarłam do cmentarza,a potem pojechałam do taty. Powiedziałam i pokazałam mu wszystko. Okazało się, że znał sprawcę tego wszystkiego. To był Ryan. Delgando nim steruje wbrew jego woli.  Tata zapewnił mnie, że z ich strony nic nam nie grozi. Justin przysięgam, że każde wczoraj wypowiedziane słowo było k-kłamstwem. -głos zaczął mi się łamać.- Wiem, że Cię zraniłam. Nawet nie masz pojęcia jak bardzo siebie za to nienawidzę i w pełni zrozumiem jeśli nie będziesz chciał mnie znać ale wiedz jedno, że K-kocham Cię i z-zawszę będę. -nie wytrzymałam i wybuchnęłam płaczem. Poczułam jak palce Justina podnoszą moją głowę do góry by sekundę później rozbić swoje usta o moje. Momentalnie oddałam pocałunek zarzucając ręce na jego kark,a po moich policzkach spłynęło jeszcze więcej łez. Justin przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie. - Tak bardzo Cię przepraszam. - zaszlochałam kiedy się od siebie oderwaliśmy.
-Cicho, skarbie. Nie płacz. - wyszeptał mi do ucha i mocno przytulił.
-Kocham Cię. P-przepraszam.- powiedziałam po raz setny dzisiaj.
-Ja Ciebie też, tylko następnym razem jeżeli coś będzie nie tak to mi powiedz. Pamiętaj, że razem możemy więcej.- pocałował mnie w czoło.

JustinPOV:
To były najgorsze 24 godziny mojego życia. Czułem wszystko, a za razem nic. Wczorajsze słowa Ronnie załamały mnie. Kiedy tylko opuściła dom poczułem złość. Zacząłem wszystko niszczyć, rzucać wszystkim co miałem pod ręką i uderzać pięściami w ściany. Kiedy złość opadła najzwyczajniej w świecie się popłakałem. Siedziałem tak piłem i płakałem. Nazwijcie mnie pizdą, cieniasem, lamusem jak chcecie. Ale do póki tego nie doświadczycie, nie zrozumiecie. Potem wykończony i zalany w trupa zasnąłem.
Kiedy się obudziłem pierwsze co zobaczyłem była jej twarz. Myślałem, że to sen jednak kiedy dotarło do mnie, że to nie sen zebrała się we mnie złość, której dałem upust i zacząłem na nią wrzeszczeć. Jej wypowiedziane, a raczej wykrzyczane potem słowa mnie zszokowały dosłownie wbiły w dywan. Pomimo tego, że miałem kaca, a moja głowa bolała jak sam skurwysyn mój mózg zaczął przetwarzać wszystkie informacje. Dopiero kiedy Ronnie stała przede mną i płakała przyjrzałem się jej dokładnie pierwszy raz odkąd tu weszła. Za duży T-shirt, brak makijażu, czerwone, opuchnięte oczy, kompletnie puste spojrzenie. Wiedziałem, że nie kłamie. Skąd? Nie wiem. Po prostu to wiedziałem i pomimo tego co zrobiła wybaczyłem jej bo podobno "Miłość Ci wszystko wybaczy" ,a Ronnie była, jest i będzie moją miłością.
Stałem tak trzymając ją w objęciach, próbowałem ją uspokoić. Kiedy już przestała płakać odkleiła się od mojego torsu i spojrzała mi prosto w oczy. Wziąłem ręce z jej tali i by zetrzeć łzy z jej policzków dopiero wtedy zobaczyłem moje ręce pełne ran i zaschniętej krwi.
-O mój boże. - powiedziała przerażona. - Musimy je opatrzyć. Natychmiast do łazienki. - i właśnie z tym zdaniem wróciła moja Ronnie. Złapała mnie za nadgarstek i pociągnęła na górę do łazienki. Popchnęła mnie tak, że siedziałem na rogu wanny, ona sama zaś wzięła apteczkę naprzeciwko mnie i zaczęła oczyszczać moje rany, następnie zawinęła mi ręce bandażami.
-Dziękuję. -powiedziałem i cmoknąłem ją w usta.- Teraz może pójdziemy do sypialni, co ty na to? Dla nas obojga były to intensywne dni, dodatkowo mam kaca jak sam skurwysyn. -mruknąłem przyciągając ją do siebie oparłem głowę na jej brzuchu.
-Dobrze. -szepnęła. Rozebrałem śmierdzące alkoholem i brudne od krwi ubrania pozostając w samych bokserkach, Ronnie zrobiła to samo zostając w majtkach i mojej koszulce udaliśmy się do sypialni z małym przystankiem w kuchni gdzie wypiłem na raz butelkę wody. Jak już mówiłem kac. Położyłem się do łóżka, po chwili dołączyła do mnie Ronnie wtulając się w mój tors jak dziecko. Wiedziałem, że ma do siebie żal i wyrzuty sumienia. Jednak pomimo, że bardzo chciałem nie mogłem tego zmienić.
-Dobranoc, słońce. złożyłem na jej wargach delikatny pocałunek. -Kocham Cię.
-Ja Ciebie też, dobranoc. -powiedziała jeszcze bardziej się we mnie wtulając i w taki sposób zasnąłem szczęśliwy trzymając w objęciach cały mój świat.

Od Autorki :

Po pierwsze przepraszam za tak długą nieobecność ale siedziałam z nogą w gipsie i musiałam się uczyć, przepisywać lekcje itp... :/
Następnie chciałam powiedzieć, że jest to PRZEDOSTATNI rozdział.
Został tylko jeden rozdział i epilog. OD WAS zależy kiedy one się pojawią (KOMENTARZE)
Jeśli chodzi o Justina i Ronnie to od samego początku tak miało być.
Kocham Was do następnego !! <3


niedziela, 29 marca 2015

46. I have to protect love of my life.

JustinPOV:
Siedziałem przy stole słuchając jak moja mama z Taylor planują nasz ślub. Powoli zaczynałem tracić cierpliwość no bo błagam was wczoraj się oświadczyłem to po pierwsze, a po drugie mamy dopiero po 20 lat. Siedziałem tak i bawiłem się serwetką dopuszczając do siebie może co dwudzieste słowo i zastanawiałem się gdzie podziewa się Roonie no bo ileż można rozmawiać przez telefon? Spojrzałem w stronę w którą oddaliła się szatynka i zamarłem. Roonie stała naprzeciwko jakiegoś faceta zalana łzami, Mówcie co chcecie ale jak widzę płaczącą Roonie mam ochotę zabić kogoś kto jest powodem jej łez. Nie wiele myśląc wstałem i ruszyłem w ich kierunku. W połowie drogi zobaczyłem jak Roonie rzuca się w ramiona tego gościa. Nie miałem zielonego pojęcia o co do kurwy nędzy chodzi. Przyspieszyłem kroku by po chwili stanąć na przeciw dwójki. Kiedy mężczyzna mnie zobaczył delikatnie odsunął od siebie Roonie, która spojrzała na mnie i tym razem rzuciła się w moje ramiona zanosząc jeszcze większym płaczem w kółko szeptała "Nie wierzę, to jakiś żart"  HAAAALO POWIE  MI KTOŚ O CHUJ CHODZI ?!
-Witaj, Justin.- mężczyzna odchrząknął niezręcznie. Dobra powiedzcie mi skąd on mnie zna?- Jasper Styles, miło poznać narzeczonego mojej córki.- Co jest kurwa? Przecież ten koleś nie żyje od kilku lat. Ja pierdole...
-D-dzień Dobry. -zająknąłem się będąc w totalnym szoku.- Nie chce być niegrzeczny ale z tego co wiem to pan ummm....nie żyje.- powiedziałem i przyciągnąłem ciało Roonie jeszcze bliżej siebie.
-To długa historia. Zostawię wam mój numer i obiecuję wszystko wyjaśnić jednakże to nie jest odpowiednie miejsce.- powiedział i wyciągnął kawałek papieru w moją stronę.- Teraz wybaczcie ale jestem zmuszony was opuścić.- widziałem ból w jego oczach kiedy patrzył na płaczącą dziewczynę która wtulała się we mnie. Kiedy Roonie usłyszała jego słowa gwałtownie się odwróciła łapiąc go za marynarkę.
-Błagam Cię nie odchodź, nie zostawiaj mnie znowu. -wyszeptała. Czułem jak na jej słowa moje serce pęka. Była taka krucha, bezbronna i zdezorientowana.
-Kochanie, córeczko spójrz na mnie.- podniósł jej pod brudek do góry.- Już nigdy Cię nie zostawię, spotkamy się wkrótce obiecuję.- powiedział i złożył pocałunek na jej czole. Roonie skinęła głową i puściła jego marynarkę i podeszła do mnie. Od razu otoczyłem ją ramionami. Mężczyzna skinął głową i wyszedł z restauracji.

RooniePOV:
Leżałam na łóżku z głową ułożoną na kolanach Justina, który bawił się kosmykami moich włosów. Od momentu kiedy opuściliśmy restauracje nie odezwałam się ani słowem. Moja głowa była pełna pytań. Dlaczego to zrobił ? Nie nienawidzę go za to czy coś bo po prostu wiem, że musiał mieć naprawdę ważny powód by to zrobić. Żałuję tylko, że mama nigdy nie dowie się o tym, że on jednak żyje. Po kolejnych kilkunastu minutach leżenia zdecydowałam, że czas się ogarnąć. Powinnam przywyknąć do tego, że moje życie jest jak pierdolony film akcji jednak nic z tego są sytuacje, które spadają na ciebie jak grom z jasnego nieba i nie wiesz co masz zrobić, jak się zachować czy co powiedzieć. Fakt, że mój ojciec okazał się jednak żywy był właśnie jedną z takich sytuacji. Podniosłam głowę i spojrzałam na Justina. Siedział tak z palcami wczepionymi w moje włosy, a jego wzrok skupiony był na ścianie przed nami, intensywnie nad czymś myślał.
-Hej.- szepnęłam muskając palcami jego podbródek. Dopiero pod wpływem mojego dotyku chłopak wyrwał się z zamyślenia i spojrzał na mnie.- Co się dzieje ? -zapytałam miękko.
-Nic, po prostu nienawidzę widzieć cię w takim stanie. Zastanawiam się jak mógłbym Ci pomóc, co zrobić.- westchnął.
-Przepraszam, nie chciałam Cię martwić. I kochanie uwierz mi, że sama twoja obecność mi pomaga. - podniosłam się i złożyłam delikatny pocałunek na jego wargach.-Kocham Cię.- szepnęłam.
-Ja Ciebie też.- odpowiedział po czym mnie pocałował. Tym razem pocałunek był nieco mocniejszy i dłuższy. Jednak jak zwykle ktoś miał inne plany  i gdy drzwi otworzyły się z hukiem oboje odsunęliśmy się od siebie i spojrzeliśmy w tamtym kierunku. Taylor i Blaise stali w drzwiach patrząc na nas z troską. No tak w końcu wyszłam z restauracji cała zapłakana nic im nie mówiąc.
-Styles, do cholery co się stało ? -zapytała zła i jednocześnie zmartwiona Taylor. Kiedy otworzyłam usta żeby coś powiedzieć odezwał się Justin.
-Blaise, chodźmy na dół.- spojrzał na mnie porozumiewawczo, pocałował moją skroń i wyszedł z pokoju zostawiając mnie samą z Taylor.
-Usiądź. Wszystko Ci wyjaśnię. - dziewczyna na moją prośbę usiadła obok mnie. -A więc, zadzwonił mój telefon więc postanowiłam wyjść na zewnątrz bo w środku był straszny hałas. Kiedy wychodziłam wpadłam na kogoś....t-tym kimś był mój ojciec. I zanim cokolwiek powiesz tak Jasper żyje. Nie wiem jak, nie wiem dlaczego, nie wiem nic. Ale wiem, że żyje.
-O mój boże, nie wiem co powiedzieć.- szepnęła Taylor i po prostu mnie przytuliła.- Ale wyjaśnił Ci dlaczego to zrobił czy coś?
-Nie, dał Justinowi numer i powiedział, że się z nami skontaktuje bo to nie jest odpowiednie miejsce po czym wyszedł.
-Nie martw się, skoro powiedział tak też zrobi. Zawsze dotrzymywał obietnic.
-Masz rację.
-Zawsze mam, chodź idziemy do chłopaków. -powiedziała i pociągnęła mnie za rękę.
***
Ścisnęłam mocniej rękę Justina kiedy zatrzymaliśmy się przed dużymi czarnymi drzwiami prowadzącymi do apartamentu mojego ojca. Szczerze mówiąc nie za bardzo wiem jak mam się zachowywać, w jaki sposób się z nim przywitać. Jestem zagubiona. Jednak było za późno kiedy usłyszałam jak Justin puka do drzwi. Chwilę później w drzwiach ukazał się mój ojciec.
-Witajcie, wejdźcie proszę. - gestem ręki wskazał środek mieszkania. Justin pociągnął mnie za rękę do środka. Po wymianie wszystkich grzecznościowych "usiądźcie proszę, coś do picia?" blah blah blah ojciec w końcu usiadł naprzeciwko nas układając swoje dłonie na kolanach zaczął je nerwów pocierać.
-Tato...-odezwałam się pierwszy raz odkąd tu weszłam. - Proszę, powiedz mi dlaczego. - ojciec spojrzał na mnie i westchnął głęboko.
-Dobrze, po to tu jesteście. Zatem posłuchajcie. Może zacznę od tego, że nikt nie wiedział, że żyje. Wszyscy myśleli, że umarłem. Nie było ani jednej osoby, którą w to wtajemniczyłem. Wyjechałem, daleko stąd, upozorowałem swoją śmierć i wyjechałem. Wiedziałem jak bardzo was tym zranię ale jedyne czego pragnąłem to wasze bezpieczeństwo. Przez te lata wiedziałem wszystko co się u was dzieje. Dosłownie wszystko. -spojrzał na mnie wymownie.- Jednak popełniłem jeden błąd, za który twoja matka zapłaciła życiem. Wiem o wszystkim co zrobił Matt co zrobił Chris i nie masz pojęcia jak mi przykro. Jednak o tych sprawach dowiedziałem się po fakcie inaczej bym coś zrobił, przepraszam. Kontynuując za pewne znacie całą historię Kazandi i tego z którym miał na pieńku. Otóż Kazandi jest w mieście, a jego wróg nie żyje. Dlatego wróciłem. Z jego strony nic nam nie grozi jednak mam pewne sprawy, które muszę dokończyć powiązane rzecz jasna z Kazandi'm ale o tym kiedy indziej.
Roonie, kochanie. Przepraszam Cię za wszystko wiem, że nie jestem twoim ojcem ale ty zawsze pozostaniesz moją kochaną córeczką i teraz kiedy jestem tutaj na miejscu jeżeli tego chcesz jestem tu dla Ciebie tak jak kiedyś. Kocham Cię bez względu na wszystko. - zakończył swoją wypowiedź i spojrzał na mnie zaszklonymi oczami . Cholera nie mogłam się ruszyć, przetwarzałam wszystko co powiedział mój ojciec. W oka mgnieniu podjęłam decyzję. Wstałam z kanapy i tak po prostu go przytuliłam.
-Też Cię kocham. I byłeś jesteś i zawsze będziesz moim ojcem.
-Moja mała Roonie. -szepnął przytulając mnie jeszcze mocniej.
-Już nie taka mała, mam narzeczonego tato. -zaśmiałam się i spojrzałam na Justina, który się nam przyglądał.
-Właśnie apropos twojego narzeczonego. Justin...- zaczął tata.
-Ohh...błagam, naprawdę tato? -jęknęłam siadając obok Justina.
-Muszę to powiedzieć. Synu zapewne wiesz, że jeżeli ją skrzywdzisz zrobię ci krzywdę ale nie o to mi chodzi. Chciałem ci podziękować, Justin. Wiem ile zrobiłeś dla niej kiedy mnie nie było, kiedy była sama i potrzebowała wsparcia. -powiedział tata i poklepał Justina po plecach. Muszę przyznać, że to było słodkie.
Siedzieliśmy tak u mojego taty dobrych kilka godzin. Rozmawiając na przeróżne tematy, żartując, śmiejąc się itp. Kiedy postanowiliśmy wrócić do domu umówiliśmy się z tatą na następny dzień na lunch. Byłam szczęśliwa, mój tata wrócił było prawie idealnie.
Justin poszedł pod prysznic kiedy ja po prostu leżałam w łóżku patrząc w sufit. Nagle mój telefon dał o osobie znać. Podniosłam urządzenie na wysokość moich oczu i treść wiadomości przyprawiła mnie o gęsią skórkę. "Masz 24h. by odejść od Biebera albo twój chłoptaś za to zapłaci." Pewnie nic bym sobie z tego nie zrobiła gdyby nie następna wiadomość, która przyszła chwilę potem. "Nie żartuję, suko." Do wiadomości dołączone było zdjęcie Justina z czasu kiedy byliśmy w restauracji, w oddali było widać postać mierzącą do niego z broni. Wpadłam w panikę, nie wiedziałam co mam zrobić. Chwilę później dostałam kolejną wiadomość "Dobrze Ci radzę rób co mówię,a nikomu nic się nie stanie." Do tej wiadomości było kolejne zdj. Justina tym razem z przed 10 minut kiedy szedł do łazienki, znowu czerwona kropka była po środku jego głowy. Byłam przerażona. Kiedy Justin wyszedł z łazienki podjęłam decyzję. Jest on najważniejszą osobą w moim życiu, kocham go nad życie dlatego tak będzie najlepiej.
-Hej śpisz już, słoneczko ? - zapytał uśmiechnięty. SHOW MUST GO ON.- pomyślałam. Teraz albo nigdy,
-Nie, musimy porozmawiać. -powiedziałam chłodno,choć w głębi duszy miałam ochotę się rozpłakać.
-Co się stało ?
-To zaszło za daleko, to koniec. -powiedziałam i cholernie się starałam by mój głos nie zadrżał.
-C-co ? O czym ty mówisz? Co zaszło za daleko ?
-Jesteś taki naiwny, Bieber.- zaśmiałam się gorzko, a moje serce pękało. - Myślisz, że naprawdę Cię kocham ? Kochałam ? Błagam....to była zabawa, zemsta. Za to jakim chuje byłeś. -KŁAMSTWO.-Nigdy nic do ciebie nie czułam oprócz nienawiści. -KŁAMSTWO.
-O czym ty mówisz ? -zapytał.
-To koniec, Bieber. Zakochałeś się we mnie. I cierpisz tylko o to mi chodziło. KŁAMSTWO, BOŻE ZA CO ?
-Roonie proszę  powiedz, że żartujesz. -szepnął, a w jego oczach był ból tylko i wyłącznie ból. Musiałam wyjść, musiałam bo inaczej bym się rozpłakała.
-Trzymaj się, Justin. - powiedziałam i skierowałam się w stronę wyjścia. Kiedy byłam przy drzwiach odwróciłam się ostatni raz, a to co zobaczyłam złamało moje serce na miliardy kawałków. Justin siedział oparty o ścianę i płakał, płakał jak małe dziecko. Wyszłam tak szybko jak to było możliwe. Kiedy tylko drzwi się za mną zamknęły słona ciecz kaskadami zaczęła spływać po moich policzkach. -Robię to dla twojego dobra. -szepnęłam, a po chwili usłyszałam huk, potem następny i następny. Nie mogłam musiałam uciec bo inaczej bym tam wróciła czego nie mogłam zrobić ze względu na jego bezpieczeństwo. Musiałam zapewnić mu bezpieczeństwo. Musiałam ochronić miłość mojego życia i nie pozwolić by zginął.

Od Autorki :
Chciało mi się ryczeć jak to pisałam.
Jak myślicie Roonie dobrze zrobiła ?

środa, 4 marca 2015

45. Perfect.

4miesiące.....
Wiem, że pewnie nikogo tu i tak już nie ma ale muszę napisać to jedno durne PRZEPRASZAM. Nie będę wam się tutaj rozpisywać i zwierzać...ale ja po prostu nie mogłam/nie umiałam. Postarajcie się zrozumieć. KOCHAM WAS choć pewnie nikt już tego nie czyta. 

RooniePOV:
Leżałam tak w łóżku z wyciągniętą przed siebie dłonią i podziwiałam mój pierścionek. W dalszym ciągu nie mogłam uwierzyć w to co się stało. Dzisiejsza noc miała być najlepsza dla Justina, miał ją zapamiętać na bardzo długo, a tym czasem stała się ona niezapomniana dla nas obu. Byłam szczęśliwa i to cholernie bo teraz miałam pewność, że Justinowi zależy. To znaczy to nie tak, że wcześniej o tym nie wiedziałam jednak patrząc na naszą przeszłość myślę, że po prostu gdzieś we mnie siedziała taka iskierka niepewności. Prawdą jest, że kocham go. Kocham go jak idiotka całą sobą i nie wiem kim bym była gdyby nie on. Bo prawdą jest, że Justin pojawił się w najgorszym okresie mojego życia kiedy okazało się ono jednym wielkim bagnem i kłamstwem. Bieber był przy mnie. W dalszym ciągu nie wiem jakim cudem Justin był moim największym wrogiem, a teraz jest moim przyszłym mężem. Moje rozmyślenia przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Do pokoju wszedł Justin w samym ręczniku, a woda spływała po jego umięśnionym wytatuowanym ciele. Jego grzywka lekko opadała na czoło. Chłopak stał w drzwiach i mi się przyglądał. Cholera, z ręką na sercu mogę przyznać, że mam najseksowniejszego narzeczonego na ziemi. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały przygryzłam dolną wargę na co Justin pokręcił głową i zaczął zbliżać się do łóżka nie przerywając naszego kontaktu wzrokowego. Chwilę później znalazł się przy łóżku naprzeciwko mnie. Uśmiechnął się bezczelnie i szybkim ruchem pociągnął mnie za nogi tak, że wisiały one po za łóżkiem. Chciałam usiąść i dowiedzieć się co on wyprawia jednak nie pozwolił mi na to pochylił się i pocałował. Od razu oddałam pocałunek zarzucając mu ręce na szyję. Nasze języki toczyły zawziętą walkę ze sobą jednak żadne nie było w stanie wygrać. Justin przygryzł moją dolną wargę i pociagnął lekko następnie zszedł pocałunkami na moją szyję następnie dekold. Szybkim ruchem pozbył się mojej koszulki, która była moim jedynym ubraniem nie licząc majtek. Jego usta schodziły coraz niżej i niżej aż dotarły do linii moich majtek na co westchnęłam głośno wpychając moje dłonie w jego włosy.
-P-powiesz mi co ty r-robisz? - wysapałam.
-Odwdzięczam ci się kochanie za wspaniałe urodziny. - uśmiechnął się szeroko po czym zanurkował między moimi nogami na co wydałam z siebie blisko nieokreślony dźwięk. Przyjemność rozlała się po moim ciele na co wygięłam plecy w łuk. Jakiś czas później język Justina wykonał ostatni ruch na co krzyknęłam na całe gardło wyginając moje ciało by po chwili opaść z ciężkim oddechem na łóżko. Kiedy już udało mi się w miarę unormować oddech pociągnęłam Justina tak, że opadł na mnie i mocno pocałowałam.
-Dziękuję Panie Bieber. Teraz moja kolej. -powiedziałam i przewróciłam nas tak, że teraz to on leżał. Uklękłam przed nim i jednym szybkim ruchem pozbyłam się jego ręcznika. Jego przyjaciel był już w pełni gotowy. Złapałam go w obie dłonie i zaczęłam masować na co chłopak wydał z siebie przeciągłe jęknięcie. Dokończyłam swoją robotę ustami i kiedy Justin doszedł i padł na łóżko położyłam się obok niego wtulając w jego klatkę piersiową.
-Zmęczona. - Zapytał i pocałował mnie w czoło.
-Nie bardzo. - przyznałam szczerze. Pomimo tego, że było około 2 w nocy nie byłam specjalnie zmęczona.
-To dobrze, bo to jeszcze nie koniec kochanie. -powiedział po czym po raz kolejny wpił się w moje usta.
**
Obudził mnie irytujący dźwięk mojego telefonu. Próbując się podnieść napotkałam małą przeszkodę, a mianowicie Justina głowę spoczywającą na moim brzuchu i ręce owinięte wokół mojej tali. Wyciągnęłam rękę najdalej jak potrafiłam i ledwie dosięgłam urządzenie.
-Halo?
-Witam przyszłą panią Bieber.
-Taylor mam nadzieję, że dzwonisz do mnie w waŻnej sprawie o tak wczesnej porze. -mruknęłam.
-Po pierwsze kochanie dochodzi 15, a po drugie dzwonie w sprawie podwójnej randki. -powiedziała podekscytowana jak pięciolatek w Boże Narodzenie.
-Podwójna randka? Czy ty coś brałaś ?
-Nie. Ty, Ja, Justin i Blaise. Kolacja dzisiaj o 18 i nie chce słyszeć odmowy.
-Niech Ci będzie. - westchnęłam. Z Evans i tak nie da się wygrać.
-Świetnie. Czyli o 18 w naszej ulubionej restauracji. Kocham Cię, paa.- zaszczebiotała. Nic już nie mówiąc rozłączyłam się i odłożyłam telefon na szafkę.
Spojrzałam w dół gdzie znajdowała się głowa Justina. Wyglądał tak niewinnie kiedy spał wtulony w mój brzuch jak dziecko. Niczym nie przypominał tego aroganckiego dupka któRym zazwyczaj jest. Ułożyłam dłoń na jego policzku i zaczęłam delikatnie go głaskać. Chłopak pod wpływem mojego dotyku wymamrotał coś niezrozumiale i wtulił swoją głowę jeszcze bardziej na co cicho się zaśmiałam.
-Kochanie, obudź się. -zaczęłam szeptać nie przestając głaskać go po policzku. - Justin, proszę wstań.- powiedziałam trochę głośniej na co jego powieki zaczęły się unosić. Kiedy już otworzył oczy spojrzał w górę posyłając mi leniwy uśmiech. - Dzień Dobry. - szepnęłam przejeżdżając opuszkiem palca po jego wardze.
-Dzień dobry, słoneczko. - mruknął i złożył delikatny pocałunek na moich wargach.- Jak się czujesz? Wyspałaś się ? Boli cię coś ? -zaczął zadawać pytania podnosząc się do pozycji siedzącej nie przerywając naszego kontaktu wzrokowego.
-Dobrze, Tak, Nie. - zaśmiałam się.
-Dziękuję. - powiedział w pewnym momencie.
-Za co ?
-Za wszystko. Za imprezę, za noc, za to że zgodziłaś się być moją. Za wszystko.- powiedział, a ja nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Bo jednak usłyszeć takie słowa od Justina to nie jest codzienność. Nie wiedząc co mam zrobić po prostu wpiłam się w jego usta. Chłopak natychmiast oddał pocałunek napierając na mnie. Chwilę później wisiał nade mną zachłannie całując. Jego ręce zaczęły błądzić po moim ciele, a ja doskonale wiedziałam do czego to zmierza jednak nie miałam w planach go zatrzymywać. Do 18 mamy sporo czasu. Jednak ktoś miał inne plany bo chwilę później usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Oboje go zignorowaliśmy jednak ktoś na zewnątrz nie dał o sobie zapomnieć.
-Kurwa.- warknął Justin.
-Idź zobacz kto to.- powiedziałam. Chłopak jęknął niezadowolony ale podniósł się z łóżka i powędrował do drzwi odziany w same bokserki. Chwilę później usłyszałam otwierane drzwi i zdziwiony głos Justina.
-Mama? Co wy tu robicie ?
-Witam cię synku. Ciebie też miło zobaczyć. -powiedziała z sarkazmem.
-Nie to miałem na myśli. Proszę wejdźcie. Um....a ja może pójdę się ubrać.
-Dobrze synu. A po drodze weź prysznic, najlepiej zimny. -zaśmiał się dziadek Justina. Chwilę później do pokoju wszedł czerwony jak burak Justin.
-Ja pierdole..- szepnął na co wybuchnęłam śmiechem. - To twoja wina. -wskazał na swoje bokserki gdzie widoczne było potężne wybrzuszenie. Na ten widok zaczęłam się śmiać jeszcze głośniej.
-Idź pod ten prysznic, a ja się ubiorę i do nich zejdę. -powiedziałam dalej chichotając. Wstałam z łóżka i przeszłam obok Justina by dostać się do naszej garderoby kiedy poczułam jak dostaję klapsa w tyłek. - Bieber, kurwa.- warknęłam.
-Zapłacisz mi za to, kotku. -powiedział po czym wszedł do łazienki. Westchnęłam i ubrałam szybko czystą bieliznę, czarne legginsy i duży biały T-shirt należący do Justina. Włosy spięłam w koczka i pobiegłam na dół by przywitać się z rodziną Justina.
-Dzień dobry. -powiedziałam wchodząc do salonu.
-Roonie, witaj kochanie.-powiedziała Pattie po czym mnie przytuliła. To samo zrobili dziadkowie Justina.
-Nie chcę być niegrzeczna ale nie mówiliście nic, że przyjedziecie.
-Oh kochanie, postanowiliśmy zrobić wam niespodziankę. Justin wczoraj miał urodziny. Wiedzieliśmy, że będzie chciał świętować z przyjaciółmi dlatego jesteśmy tutaj dzisiaj.
-Rozumiem. Chcecie się może czegoś napić albo coś zjeść ?
-Nie fatyguj się dziecko. - powiedziała Pattie. -Mam nadzieję, że nie pokrzyżowaliśmy wam planów.
-Mieliśmy iść na kolacje z przyjaciółmi ale w takim wypadku odwołamy ją.
-Jaką kolację? -zapytał Justin, który akurat wszedł do pomieszczenia.
-Umm.. kiedy spałeś dzwoniła Tay, żebyśmy z nią i Blaisem poszli na kolację.
-Ohh...nie kochani. Idźcie sobie na ta kolację, my sobie damy radę. -wtrąciła się babcia chłopaka.
-Myślę, że równie dobrze możemy zjeść tą kolację wszyscy razem. -powiedział Justin.
-Dokładnie. Ja również uważam, że jest to świetny pomysł.- poparłam Justina.
-Zatem dobrze.- zgodzili się.
-Świetnie. Kolacja jest o 18.
-Doskonale. W takim wypadku zrobimy tak. Moje drogie panie dochodzi godzina 17. Odmaszerujcie na górę się przygotować, a ja porozmawiam sobie z moim wnukiem, którego długo nie widziałem. -powiedział dziadek Justina. Wszyscy przytaknęliśmy na jego propozycję. Ja wraz z Pattie i Dianą poszłyśmy na górę. Dałam im ręczniki i tym podobne, a sama skierowałam się do naszej sypialni by się przygotować. Wcześniej dzwoniąc do Taylor by powiadomić ją o obecności rodziny Justina na kolacji.
Po 30 minutach byłam gotowa do wyjścia. Stałam przed lustrem sprawdzając czy wszystko jest na swoim miejscu kiedy do pokoju wszedł Justin.
-Wyglądasz cudownie, słońce. -podszedł i cmoknął mnie w policzek.
-Dziękuję. Leć się przebrać bo za chwilę wychodzimy. -powiedziałam, na co przytaknął i zniknął w garderobie, a ja w dalszym ciągu stałam przed lustrem. Miałam na sobie czarne skórzane rurki, jasną koszulę i czarne szpilki. Mój makijaż był dosyć mocny jednak wyglądałam normalnie. Na ustach miałam ciemno czerwoną szminkę,a włosy wyprostowane.
Nagle za mną pojawił się Justin. Miał na sobie jasne jeansy, białą koszulę i marynarkę z rękawami podwiniętymi do łokci, a na nogach czarne vansy. Wyglądał cholernie seksownie. Objął mnie w pasie, splótł nasze dłonie na moim brzuchu i  złożył czuły pocałunek na mojej szyi.
-Popatrz jak idealnie razem wyglądamy, Pani Bieber. -szepnął.
-Pani Bieber? Z tego co pamiętam to jeszcze jestem Styles.
-Już niedługo. -odparł złożył kolejny pocałunek na mojej szyi po czym złapał mnie za dłoń i oboje zeszliśmy na dół gdzie czekała na nas reszta.
Pół godziny później weszliśmy do restauracji. Zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu moich przyjaciół. Kiedy ich zobaczyłam pociągnęłam Justina za rękę i udaliśmy się w tamtym kierunku. Po przywitaniu i przedstawieniu rodziny Justina Tay i Blaisowi. Zajęliśmy wszyscy miejsca zagłębiając się w rozmowie. W pewnym momencie przy naszym stoliku pojawiła się kelnerka. Kurwa mać ! Dlaczego wszystkie kelnerki muszą tak wyglądać? Szczupła, wysoka blondynka, o błękitnych oczach i cycki, które miałam wrażenie, że zaraz jej wyskoczą z pod koszuli. Nie muszę chyba wspominać, że śliniła się do Justina jak pies do kiełbasy.
-Dobry Wieczór ,jestem Cindy i będę dzisiaj państwa obsługiwała. Czy mogę zebrać zamówienie? -zaszczebiotała swoim piskliwym wkurwiającym głosikiem.
-Poproszę grillowany stek.- pierwszy głos zabrał dziadek Justina. Następnie zamówienie złożyła Pattie z Dianą i Blaise.
-Dla Ciebie ? - zapytała patrząc na mnie.
-Sałatkę grecką. -syknęłam. Na co Blaise zachichotał przez co dostał po głowie od Tay.
-A dla Ciebie ? - zatrzepotała rzęsami praktycznie podsuwając Justinowi cycki pod nos. Nosz kurwa mać. Przecież nie jest tu sam. Halo tu są jego rodzice i ja weź się odpierdol ździro. Justin zamówił to samo co jego dziadek, a kelnerka przerzuciła swój wzrok na Taylor, która jako ostatnia nie złożyła zamówienia.
-A dla ciebie?- zapytała z mniejszym entuzjazmem w głosie. Głupia suka.
-Sałatkę z kurczakiem, wodę niegazowaną i mam jeszcze małą prośbę.
-Tak ?
-Skończ się kurwa ślinić do mojego przyjaciela bo obok niego siedzi jego NARZECZONA.  Więc mogła byś być tak miła i spierdalać. -warknęła, a wzrok każdego spoczął na wkurwionej Taylor. Dziewczyna wystraszona uciekła, Justin i Blaise dusili się ze śmiechu,a ja i rodzina Justna po prostu się na nią gapiliśmy.
-Taylor....-zaczęłam jednak w połowie zdania przerwała mi Pattie.
-Złotko, powiedziałaś narzeczona?-zapytała matka chłopaka. Justin natychmiast przestał się śmiać, a ja nie wiedziałam co mam zrobić spojrzałam na Justina, na co on uśmiechnął się lekko i złapał moją dłoń pod stołem. Chwilę później odchrząknął i podniósł się z krzesła nie puszczając mojej dłoni.
-Mamo, babciu, dziadku. -spojrzał po kolei na każdego z nich.-Wczoraj oświadczyłem się Roonie, a ona je przyjęła więc tak. Roonie jest moją narzeczoną, a w przyszłości zostanie moją żoną.
-Mój Boże to wspaniale. Niech was uściskam dzieciaki. - ucieszyła się Pattie. Po wszystkich gratulacjach  i uściskach. Każdy zagłębił się w rozmowie. W międzyczasie kelner przyniósł nam jedzenie (Nie,nie była to Cindy) Wszyscy świetnie się dogadywali i nie brakowało nam tematów do rozmowy. Nie było niezręczności ani tym podobnych. Byłam naprawdę szczęśliwa. Taylor była dla mnie jak siostra, a rodzina Justina "za chwilę" miała stać się moją rodziną i bardzo zależało mi na tym by się poznali, polubili i dogadali. Wieczór był wręcz idealny. Naszą rozmowę przerwały wibracje mojego telefonu. Przeprosiłam wszystkich i skierowałam się w stronę drzwi z zamiarem opuszczenia lokalu i odebrania telefonu. Jednak kiedy otworzyłam drzwi i chciałam przez nie wyjść odbiłam się od czyjejś klatki piersiowej.
-Bardzo przepraszam.- powiedziałam i podniosłam głowę do góry. Telefon wypadł mi z ręki, a usta otwierały się i zamykały z zamiarem powiedzenia czegoś jednak nie byłam w stanie nic wydusić. Moje oczy się zaszkliły, w głowie szalała burza, a ja nie wiedziałam co się dzieje. Nie mogłam w to uwierzyć. Stał przede mną, ten sam. To jest nie możliwe. Kiedy byłam w stanie się odezwać z moich usty wyleciał tylko słaby szept.
-T-tato ?

środa, 24 grudnia 2014

Infooooo

Witam was misie moje kochane. Jeśli myślicie, że o was zapomniałam to się mylicie. Pamiętam o was cały czas. Nie chcę się po raz kolejny tłumaczyć ale wierzcie mi lub nie miałam ostatnio naprawdę duże zawirowania wliczając w to nawet wizytę w szpitalu...
Nowy rozdział pojawi się na 100000% W tym roku.
TERAZ DOBRA WIADOMOŚĆ!!!
Pisałam, że został 1 rozdział+ epilog. Otóż ogłaszam wszem i wobec, że BĘDZIE TEGO WIĘCEJ.
I ostatnie:
WESOŁYCH ŚWIĄT KOCHANI!!
Dużo zdrówka, szczęścia, miłości, pozania Justina i innych naszych idoli. I wszystkiego czego sobiet tylko chcecie.
Przesyłają: Olivka, Roonie i Justin <3

niedziela, 30 listopada 2014

44. I can't believe!


RooniePOV:
Kilka tygodni później.
Kiedy tylko otworzyłam oczy od razu je zamknęłam. Wczoraj zapomniałam zasłonić okna, na skutek czego pierwsze co zobaczyłam to oślepiające światło słoneczne. Zamrugałam kilka razy by przyzwyczaić moje oczy do światła. Kiedy w końcu mi się to udało spojrzałam w dół gdzie pomiędzy moimi piersiami spoczywała głowa Justina. Zaśmiałam się na ten widok cicho i wtopiłam swoje palce w jego włosy na co chłopak mruknął coś pod nosem wtulił się we mnie jeszcze bardziej będąc dalej pogrążony w głębokim śnie. Postanowiłam go jeszcze nie budzić i poukładać sobie w głowie dzisiejszy dzień. Wraz z Ryanem, Blaisem i Tay planowaliśmy ten dzień już od ponad tygodnia i gdyby coś poszło nie po mojej myśli to była bym delikatnie mówiąc wkurwiona. Spojrzałam na zegarek i kiedy zobaczyłam godzinę 13 postanowiłam obudzić mojego śpiącego królewicza gdyż za godzinę pojawi się tutaj Ryan.
-Justin.- szepnęłam przejeżdżając dłonią po jego policzku. -Skarbie, obudź się. - powiedziałam troszeczkę głośniej na co mruknął coś niezadowolony. - Jusiiiiiin, kochanie. - szepnęłam mu słodko do ucha przy okazji lekko przygryzając jego płatek. Kiedy na ustach chłopaka pojawił się delikatny uśmiech wiedziałam, że już nie śpi. -Dzień dobry, kochanie. -powiedziałam i cmoknęłam go w usta uśmiechając  się przy tym jak debil.
-Mmmm..Dzień Dobry, słoneczko.- wymruczał po czym przeniósł swoje ciało tak, że lerzał obok mnie. Nie zastanawiając się długo szybkim ruchem usiadłam na nim okrakiem po czym wpiłam się w jego usta. Na początku był zaskoczony jednak szybko ogarnął sytuację i przyciągnął mnie bliżej pogłębiając pocałunek. Wtopiłam palce w jego włosy i lekko za nie pociągnęłam na co Justin mocniej wbił palce w moje biodra. Kiedy zaczynało mi brakować powietrza oderwałam się od niego ciężko dysząc.
-Wszystkiego Najlepszego, kochanie. - jeszcze raz musnęłam jego usta.
-Dziękuję.- kolejny buziak. - Jak tak mają wyglądać każde moje urodziny to chce je mieć codziennie. -powiedział,  a ja się zaśmiałam po czym położyłam głowę na jego klatce piersiowej i wsłuchałam się w rytmiczne bicie jego serca. Justin jedną ręką ugniatać mój pośladek, a drugą jeździł wzdłuż mojego kręgosłupa przez co przeszły mnie dreszcze. Nie wiem ile czasu tak leżeliśmy kiedy nagle drzwi od pokoju otworzyły się z hukiem, a do środka wparował Ryan wraz z Blaisem i Taylor. Nie patrząc na nic cała trójka wpakowała się do naszego łóżka i rzuciła się na nas.
-Wszystkiego Najlepszego, stary !!- krzyknęli chłopcy, a Justin leżał w bez ruchu ogarniając co tak właściwie się dzieje.
-Dzięki chłopaki. A teraz, że tak to ujmę wypierdalać z mojego kurwa łózka! Roonie nie przepada za sexem grupowym.- wyszczerzył się bezczelnie za co dostał poduszką po głowie.
-Dobra dobra, Bieber nie przyszliśmy tutaj uprawiać dzikiej orgii. Zbieraj swoje dupsko z łóżka i za 10 minut wychodzimy. - powiedział Blaise i cała trójka zniknęła za  drzwiami.
-No Bieber, słyszałeś. Zbieraj swoje dodam sexowne dupsko. - powiedziałam śmiejąc się.
-Ale ja nie chcę, wolę ten dzień spędzić z tobą tutaj. -zaczął marudzić.
-Kochanie....-zaczęłam jeździć palcem po jego klatce piersiowej. -Jeżeli teraz grzecznie pójdziesz z chłopakami to obiecuję Ci, że wieczorem dostaniesz najlepszy prezent pod słońcem.- po zakończeniu zdania pociągnęłam za gumkę od jego bokserek. Justin jak oparzony wyskoczył z łózka i zaczął szukać ubrań przez co wybuchnęłam głośnym śmiechem i również wstałam.
Jakieś 20 minut później zostałyśmy same wraz z Tay. Zrobiłyśmy sobie po kawie i usiadłyśmy przy wyspie kuchennej.
-Dobra więc jaki plan, szeregowa Styles? -zapytała rozbawiona.
-A więc pułkowniku Evans. Chłopcy zabawią Biebera do 19. My w tym czasie musimy odebrać samochód, podrzucić go do Vince'a na ostatnie poprawki. Jechać odebrać drugi prezent, wrócić po samochód, jechać do clubu tam dopiąć wszystko na ostatni guzik,a potem bawić się.- wyszczerzyłam się do niej w uśmiechu.
-Okey.- powiedziała i pociągnęła łyk swojej kawy. Rozmawiałyśmy tak jeszcze jakiś czas kończąc nasze napoje gdy nagle Taylor skamieniała.
-Yyyy....Roonie nie wiem jak my to kurwa zrobiłyśmy ale jest za piętnaście piąta.
-Co kurwa?!- zarwałam się patrząc na zegarek. -Kurwa mać, jedziemy.- powiedziałam i obie wybiegłyśmy z domu. Bałam się, że nie zdarzę gdyż każda z rzeczy które miałam do wykonania mieściła się w innej części miasta, a jak wiadomo LA nie należy do najmniejszych. Po jakiś 30 minutach znalazłam się pod salonem samochodowym gdzie miałam odebrać pierwszy prezent dla Justina od całej naszej paczki.
-Dzień dobry, moje nazwisko Styles przyszłam odebrać samochód.
-Witam, proszę panie za mną. -powiedziała drobna blondynka o zielonych oczach.
Po podpisaniu kilku papierków kobieta wręczyła mi kluczyki. Podziękowałam jej i ruszyłam w stronę samochodu. Jechałam nowym samochodem Justina,  i muszę przyznać, że był zajebisty i coś czuję, że nie raz go pożyczę. Jakiś czas później dojechałam na miejsce gdzie czekała już na mnie Taylor gdyż jechała ona moim samochodem. Dogadałam się z Vincem co i jak, zostawiłam samochód i pojechałam do jubilera po odbiór prezentu ode mnie. Znowu ta sama otoczka Dzień Dobry blah blah blah Przyszłam odebrać blah blah blah Dziękuję blah blah blah...Następnie udałam się z powrotem do Vince'a po samochód i stamtąd prosto do clubu mojego chłopaka.
Kiedy stanęłam pod clubem spojrzałam na deskę rozdzielczą na zegarek była 18:58. Idealnie- pomyślałam. Wysiadłam z samochodu i prawie pobiegłam w stronę wejścia.
W środku znajdowała się już masa ludzi. Stanęłam na placach i zaczęłam szukać potrzebnej mi osoby. Kiedy wreszcie ją dostrzegłam przecisnęłam się między ludźmi by dotrzeć do celu.
-Ashton, wszystko gotowe możemy ściągać Justina. -chłopak skinął głową i oboje skierowaliśmy się do biura Justina gdzie jedynie tam było cicho. Weszliśmy do środka i zamknęliśmy drzwi. Ashton od razu wyciągnął telefon, wybrał numer mojego chłopaka i dał na głośnik. Po 3 sygnałach Justin odebrał.
-Co jest, stary ?
-Justin mamy problem powiedział poważnym tonem lecz na jego twarzy malowało się rozbawienie.
-Co się stało ?
-Nie ma na to czasu. Przyjeżdżaj do clubu jak najszybciej. -udawał zdenerwowanego.
-Daj mi 10 minut. -powiedział  i się rozłączył. Kiedy upewniliśmy się, że połączenie zostało zakończone wybuchnęliśmy śmiechem.
-On mnie zabije.- powiedział przez śmiech.
-Nie martw się wezmę to na siebie,a  teraz chodź uciszyć tą hołotę bo on tu zaraz będzie.
Wyszliśmy z biura i poszliśmy na sale. Ashton próbował ich jakoś uciszyć jednak na marne. Weszłam na podest z rurą i  tym momencie wszystkie oczy spoczęły na mnie.
-Z łaski swojej zamknijcie mordy bo za chwilę bd tutaj Bieber.- posłałam im fałszywy uśmiech i zeszłam ze "sceny" , a na sali zrobiło się cichutko. Wyszłam przed club akurat w momencie kiedy chłopcy podjechali. Justin wyskoczył z auta jak poparzony ledwo mnie zauważając.
-Roonie? Co ty tutaj robisz? - zapytał.
-Emm.... no bo...eee może lepiej tam nie wchodź. - udawałam zdenerwowaną lecz miałam ochotę wybuchnąć śmiechem.
-Co tam się kurwa stało ?- zapytał zły mijając mnie wszedł do clubu ja zaraz za nim. Kiedy tylko przekroczyliśmy próg wszyscy zgromadzeni zgodnie wykrzyczeli "Wszystkiego Najlepszego" . Justin stanął jak wryty nie wiedząc co ze soba zrobić. Chwilę później odwrócił się w moją stronę patrząc na mnie z niedowierzaniem.
-To twoja sprawka?
-Nie, kopciuszka. - zachichotałam. Justin zerwał się z miejsca by chwilę później trzymać mnie w ramionach, podniósł mnie i okręcił w okół własnej osi delikatnie mnie całując.
-Dziękuję, kochanie. Jesteś najlepsza.- powiedział,a chwilę później rozbrzmiała muzyka. Wszyscy zaczęli się bawić, składać Justinowi życzenia i wręczać prezenty. Kiedy w końcu chyba wszyscy złożyli Justinowi życzenia podeszliśmy do naszej grupki. Lekko skinęłam głową po czym wszyscy skierowaliśmy się w stronę wyjścia. Justin posłał mi spojrzenie typu" Gdzie my znowu kurwa idziemy? Chcę usiąść i się napić. "  Wyszliśmy na zewnątrz jako ostatni gdzie wszyscy stali w szeregu zasłaniając prezent. Stanęłam naprzeciw zdezorientowanego Justina i zaczęłam "przemowę"
-Silnik chrysler V8, chłodnica wylotu powietrza, sterowany cyfrowo, podwójne nitro, napęd 4x4. I mogła bym tak wymieniać do końca. Wszystkiego Najlepszego, Jusitn. -powiedzieliśmy wszyscy po czym odsunęliśmy się tak, że Justin stał przed swoim nowym czarno-złotym Audi R8 PPI.
-Ja pierdole.- powiedział nie dowierzając. -W-wy kupiliście mi to ? -zapytał.
-Yup. -powiedział Ryan. -Nie stój jak debil bo pomyślę, że ci się nie podoba.
-Żartujesz? Jesteście KURWA najlepsi !!!- wykrzyknął i podszedł do nas. -Mam kurwa najlepszych przyjaciół na ziemi. I oczywiście dziewczynę.- Objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie.
Po całej ekscytacji autem wróciliśmy do środka i zaczęliśmy się bawić. Wszyscy pili, tańczyli i po prostu zajebiście się bawili. Justin nie dostępował mnie na krok aż do teraz kiedy po prostu musiałam iść do kibla. Kiedy załatwiłam swoje potrzeby wróciłam na sale z zamiarem znalezienia Justina kiedy nagle podbiegła do mnie Molly, której wcześniej jakoś nie widziałam.
-Siema Forbes. -powiedziałam.
-Tak tak siema. Roonie jest problem.
-Jaki ?
-Kojarzysz Cindy?  cycata cheerkederka, lepiła się do Matta pół  3 klasy potem przerzuciła się na Justina.
-No powiedzmy, co z nią ?
-Przypadkiem usłyszałam jej plan. Ma zamiar ućpać Justina i delikatnie mówiąc zaszkodzić waszemu związkowi. Wiesz co mam na myśli. Więc lepiej znajdźmy któregoś z nich zanim dojdzie do tragedii.
-Kurwa Mać. -warknęłam. Chodź !- szukałam Justina wzrokiem przy stolikach jednak nigdzie go nie widziałam. Zaczynałam się już naprawdę denerwować  kiedy Molly szarpnęła moje ramię wskazując bar gdzie siedział Justin z Ryanem pijąc piwo  i o czymś zawzięcie dyskutowali. Nagle obok Jusitna pojawiła się Cindy tak, że chłopcy jej nie zauważyli dałam znak Molly i obie ruszyłyśmy w ich kierunku. Kiedy już byłam prawie na miejscu zobaczyłam jak Molly sięga po woreczek z jakimś białym proszkiem. W momencie kiedy dziewczyna chciała wsypać zawartość opakowania do szklanki Justina złapałam ją za nadgarstek i go wykręciłam przez co dziewczyna wydała z siebie pisk, który przykuł uwagę Ryana i Justina.
-Nie radzę Ci kurwa tego robić. -warknęłam. - Dziewczyna widząc moją minę próbowała się tłumaczyć jednak przerwała jej Molly na co popatrzyłam na nią z lekkim szokiem gdyż nie sądziłam, że ona tak potrafi.
-Zamknij pysk. -syknęła. - Zabieraj stąd swoje plastikowe cycki zanim ci kurwa obije ryj. I następnym razem skończysz gorzej.
-Na co się gapisz? Wypierdalaj stąd. -warknęłam i puściłam jej rękę. Laska od razu zwiała. Spojrzałyśmy na siebie z Molly po czym wybuchnęłyśmy śmiechem i przybiłyśmy sobie piątkę dopiero odchrząknięcie Ryana przypomniało nam o ich obecności.
-Ekheem... powiecie nam co to było? -zapytał Ryan.
-Podsłuchałam jak Cindy chwali się swoim psiapsiółką, że chcę dosypać Justinowi jakiegoś gówna do drinka, ućpać go i najprawdopodobniej zaciągnąć do łóżka. Powiedziałam o tym Roonie i w ostatniej chwili zapobiegłyśmy możliwej katastrofie. -powiedziała Molly i wzruszyła ramionami.
-Ja pierdole co za tempa idiotka.- westchnął Justin. Nagle Ryan zerwał się z siedzenia i poprosił Molly do tańca. Takim oto sposobem zostałam sama z Justinem. Chłopak złapał mnie za biodra i przyciągnął do siebie wbijając się w moje usta.
-Dziękuję mój Aniele.- powiedział kiedy się ode mnie oderwał.
-Nie ma za co. Teraz chodź mam coś dla ciebie.
-Ale już dostałem prezent.
-Ale tamten był od nas, teraz ode mnie. -powiedziałam i pociągnęłam go w stronę biura. Kiedy znaleźliśmy się w środku podeszłam do biurka i wyciągnęłam małe czarne pudełeczko. Po czym podeszłam do niego.
-Oświadczasz mi się ?
-Nie. Wiem, że żyjemy w XXI wieku ale bez przesady. - powiedziałam i wyciągnęłam pudełeczko na dłoni przed siebie. Justin delikatnie zabrał je ode mnie i otworzył. Jego źrenice rozszerzyły się w niedowierzaniu. Zaczęłam się denerwować, że się ośmieszyłam. Nagle Justin spojrzał na mnie, a w jego oczach mogłam dostrzec czystą miłość, uwielbienie i radość. Wyciągnął srebrną obrączkę z czarnym paskiem po środku i założył na palec. Zbliżył się do mnie i musnął lekko moje usta.
-Our speed. -szepnął tekst, który widnieje wygrawerowany na obrączce po czym mnie pocałował. Był to pocałunek pełen miłości i pasji. -Kocham Cię najbardziej na świecie.- szepnął głaszcząc mnie po policzku.
-Ja Ciebie też, Justin. -powiedziałam patrząc mu prosto w oczy.
-Też coś dla Ciebie mam. -powiedział.
-Ale to są twoje urodziny. Ja swoje mam za miesiąc.
-Wiem, ale chcę ci to dać dzisiaj.
-Okey. Co to takiego ? - zapytałam jednak Justin zignorował moje pytanie i pociągnął mnie do wyjścia. Przeciągnął mnie przez tłum ludzi aż dotarliśmy do tego samego podestu, z którego uciszałam tutaj zgromadzonych. - Chcesz dla mnie zatańczyć ? -zapytałam z rozbawieniem. Justin pokręcił przecząco głową i wszedł na podest. Obok mnie nagle zmaterializowała się Taylor i Molly. Stanęły szczerząc się jak głupie do sera,  a ja nie wiedziałam o co  chodzi. Justin robił coś na swoim telefonie po czym schował go do kieszeni. Nagle muzyka ucichła i wszyscy przypatrywali się Justinowi. Chłopak odchrząknął po czym zaczął mówić.
-Po pierwsze dziękuję wszystkim za przybycie, życzenia i prezenty. Następnie dziękuję moim przyjaciołom za tak wspaniały prezent i imprezę i nie tylko. Ale przede wszystkim chciałem podziękować Roonie. Nie tylko za imprezę i prezenty ale także za jej miłość, że pomimo krzywd, które jej wyrządziłem ona nadal tutaj jest. Brzmię jak totalna ciota ale mało mnie to teraz obchodzi. Więc dziękuję Ci kochanie.- teraz zwracał się bezpośrednio do mnie, a ja nie wiedziałam co się dzieje.- Dziękuję, że jesteś ze mną, że mnie wspierasz, że nauczyłaś mnie kochać. Pokazałaś jak to jest się zakochać i sprawiłaś, że oszalałem na twoim punkcie. Zastanawiasz się pewnie po co to mówię. Powód jest bardzo prosty. Dużo o tym myślałem i nie wyobrażam sobie i nie chcę żyć z kimś innym. -przełknął głośno ślinę i ukląkł na jedno kolano ja ja zesztywniałam. Wyciągnął z kieszeni czarne pudełeczko i je otworzył. - Veronico Olivio Styles czy uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie ? - widziałam jak wstrzymuje oddech. Stałam tak nie potrafiąc powiedzieć ani słowa. Łzy spływały po moich policzkach kaskadami dopiero po chwili byłam w stanie wykonać jakiś ruch. Jednak w dalszym ciągu nie byłam w stanie mówić więc skinęłam tylko głową na tak. Nagle ludzie zaczęli klaskać i gwizdać. Nie zauważyłam kiedy obok mnie znalazł się Blaise wraz z Ryanem, podnieśli mnie i wpakowali na "scenę". Justin wstał i założył pierścionek na mój palec. Nie wiele myśląc rzuciłam się na jego szyję .
-Tak bardzo cię kurwa kocham, Bieber.
-Ja ciebie też. JESZCZE Styles. -dał duży nacisk na jeszcze przez co się zaśmiałam po czym wpiłam się w jego usta.
Powiedzcie mi jak to jest, że jeszcze jakiś rok temu ja Roonie Styles wróg numer jeden Justina Biebera właśnie zgodziłam się zostać jego żoną. Ż O N Ą KURWA !!

Od Autorki :

W końcu jest ! Naprawdę was przepraszam.
CZY JA NAPRAWDĘ TO ZROBIŁAM ?! ROONIE BIEBER?! CO MYŚLICIE ??
Aaaaa i jeszcze jedno. To był przed ostatni rozdział, moi drodzy.
KOCHAAAM <3

niedziela, 23 listopada 2014

Informacja.

Wiem, że czekacie na rozdział ale w ubiegłym tygodniu przeniosłam się z Technikum do Liceum i mam taki natłok roboty, że nie wiem gdzie ręce wsadzić dodatkowo mam częściej treningi no i taki jest teko efekt. Postaram się jak najszybciej coś dodać. Przepraszam was i pamiętajcie, że was kocham <3

poniedziałek, 10 listopada 2014

43.I'm not kidding !

JustinPOV:
-Powtarzam jeszcze raz nie wiem nic na ten temat.- powiedziałem po raz dziesiąty to samo.
-Panie Bieber, pan chyba nie rozumie powagi sytuacji.
-Doskonale ją rozumiem. Z całym szacunkiem ale czego Pan oczekuje ? Mam skłamać, że wiem coś na ten temat jak w rzeczywistości nie wiem? -zapytałem będąc już naprawdę wkurwionym.
-Dobrze, załóżmy, że nic Pan nie wie.- No kurwa nareszcie. -To może ma pan jakieś przypuszczenia kto to mógłby być. - ja pierdolę.
-Pan wybaczy ale w moim clubie przewijają się setki jak nie tysiące osób i choćbym nie wiem jak chciał nie jestem w stanie upilnować wszystkiego.
-Rozumiem. -westchnął.-Jednak zważywszy na to, że jest pan właścicielem clubu ta rozmowa musiała się odbyć. -
-Doskonale rozumiem jednak powtarzam po raz kolejny nie mam pojęcia kto może sprzedawać narkotyki w moim clubie. Jedyne co mogę obiecać to, że postaram się bardziej zwracać na to uwagę i jeżeli czegoś się dowiem dam wam znać. -powiedziałem spokojnie chociaż miałem ochotę mu zajebać.
-Niech tak będzie. Dziękuję i do zobaczenia.
-Do widzenia. -odparłem i zamknąłem drzwi za policjantem.-KURWA MAĆ!-warknąłem opadając na kanapę. Ta rozmowa zajęła około dwudziestu minut, a energia którą zużyłem podczas jest porównywalna do dwugodzinnego maratonu. Nie mam pojęcia kto o zdrowych zmysłach zatrudnia takich idiotów do policji. Odchyliłem głowę do tyłu i zamknąłem oczy chcąc odzyskać trochę utraconej energii i przy okazji trochę się uspokoić. Nagle poczułem czyjeś ręce oplatające moją szyję i delikatny pocałunek ma moim czole przez co automatycznie się uśmiechnąłem. Uchyliłem lekko powieki by spotkać się ze ślicznymi brązowymi tęczówkami mojej dziewczyny. Roonie posłała mi ciepły uśmiech po czym okrążyła kanapę by po chwili znaleźć się na moich kolanach. Odruchowo przyciągnąłem ją do siebie mocno przytulając. Nie protestowała od razu wtuliła się w mój tors.
-Nie denerwuj się.- mruknęła w moją klatę.
-Kochanie ale słyszałaś tą rozmowę. Ile razy mogę powtarzać jedno i to samo,a ten idiota i tak swoje.
-Jak powiedziałeś to idiota więc się nim nie przejmuj. -powiedziała i cmoknęła mnie w policzek na co uśmiechnąłem się do niej i pogłaskałem po policzku. Roonie dzisiaj była słodka i delikatna co jest mało u niej spotykane i muszę przyznać, że uwielbiam ją taką słodką i niewinną. Oczywiście to kiedy jest Roonie Styles również. Bo to właśnie w tej wrednej, upartej silnej niezależnej dziewczynie się zakochałem. Znowu zaczynam brzmieć jak pizda.
-Co dzisiaj robimy? -zapytała.
-Muszę jechać do clubu. Ale obiecuje, że postaram się jak najszybciej wrócić.
-Pojadę z tobą.
-Nie ma nawet takiej opcji. -powiedziałem tonem nie znoszącym sprzeciwu. -Ostatnim razem jak dałem się na to namówić wylądowałaś w szpitalu i to było WCZORAJ.
-Justin, daj spokój. Czyli co ? Mam dożywotni zakaz przebywania w twoim clubie ?
-Nie. Ale ja muszę dzisiaj ogarnąć tą narkotykową zabawę i nie będę mógł być przy tobie.
-Przypominam Ci, że nie mam trzech lat i nie trzeba mnie pilnować na każdym kroku. -podniosła lekko głos. I po słodkiej Roonie.
-Tak ale wczoraj zostawiłem cię na 15 minut i popatrz jak to się skończyło!- wyrzuciłem ręce w powietrze.
-Kurwa Mać Justin. Nie wiadomo jak bardzo byś chciał nie ochronisz mnie przed wszystkim. Obiecuję Ci, że będę ostrożna.
-Czy ty musisz być taka uparta?
-Tak!
-Ughhh...dobra. -powiedziałem i widziałem jak na jej twarzy pojawia się zadowolenie, że znowu jej uległem. - Ale...-zacząłem jej mina od razu się zmieniła. -Zostajesz u mnie w biurze i nie wychylasz z niego czubka buta beze mnie.- powiedziałem śmiertelnie poważnie.
-Niech Ci będzie. -westchnęła. -To idę sie przybrać. -przelotnie musnęła moje usta i zeskoczyła z moich kolan biegnąc na górę.
-Ja mówiłem całkiem poważnie. Siedzisz w biurze. -powiedziałem kiedy wchodziliśmy do clubu trzymając się za ręce.
-Dobra, skończ już. Bo "siedzisz w biurze" słyszę od godziny i już tym rzygam. A jak będę chciała siku to mam ci do biurka nasikać ? -zapytała ironicznie.
-Nie, możesz do mnie zadzwonić wtedy przyjdę.
-Bez jaj, Justin. -warknęła.
-Nie żartuję, Roonie. Nie wiesz kto się tu kręci, a ja wolę dmuchać na zimno. - powiedziałem przepuszczając ją w drzwiach,a mój wzrok od razu powędrował na jej tyłek. Nie oceniajcie mnie jestem tylko facetem, a Roonie w tych skórzanych rurkach i czerwonych szpilkach wygląda jak milion dolców.
-Skończyłeś ? -zapytała odwracając się przez ramię i szeroko uśmiechając.
-Nie.- odparłem bezczelnie.
-Dupek. -zaśmiała się i wystawiła w moim kierunku środkowy palec.
-I tak mnie kochasz.- szepnąłem jej prosto do ucha. Roonie lekko się wzdrygnęła na moją bliskość przez co się zaśmiałem. Weszliśmy do mojego biura. Roonie rzuciła torebkę na biurko usiadła na fotelu i zarzuciła nogi na blat.
-Czuj się jak u siebie, kochanie. Właściwie jesteś u siebie. Ja postaram się jak najszybciej to załatwić i tym razem proszę Cię żebyś nie wychodziła.
-Dobrze, Justin. Idź już. - powiedziała i machnęła ręką w kierunku drzwi.
RooniePOV:
Justin posłał mi całusa w powietrzu przez co głośno się zaśmiałam po czym zniknął za drzwiami. Rozejrzałam się dookoła chcąc zobaczyć jak wygląda to pomieszczenie gdyż będąc tu ostatnim razem miałam inne "rzeczy" do roboty. Ściany były czarno-czerwone, po lewej od biurka przy którym siedziałam stała biała kanapa i mały szklany stolik. Na przeciwko biurka stał dosyć dużych rozmiarów barek w pełni wyposażony,a na lewo od biurka regał z dokumentami, teczkami i innymi bzdurami. W pomieszczeniu panował półmrok i było cicho. Postanowiłam wstać i wziąć sobie coś do picia. Postawiłam na szkocką. Wzięłam kryształową szklankę i nalałam do niej trochę brązowej cieczy po czym wróciłam na swoje miejsce. Wyciągnęłam z torebki telefon i postanowiłam napisać do Taylor gdyż nie widziałam się z nią od wieków. Nagle drzwi z impetem się otworzyły i do środka wparował nie kto inny jak Blaise.
-Bieber ja tylko na chwilę. Przekaż Ro...O Roonie. -powiedział kiedy mnie zobaczył.
-No popatrz Ja!- zaśmiałam się na co ciemno-skóry mi zawtórował. Podniosłam mój szanowny tyłek z fotela i podeszłam przywitać się z przyjacielem. Chłopak obiął mnie i przycisnął do siebie.
-Oh Styles, jak ja Cię dawno nie widziałem. -uśmiechnął się wypuszczając mnie z objęć.
-Ja ciebie też, Williams. To co mi Justin miał przekazać ?
-Ah tak, Jutro jest wyścig. Wszyscy jadą, mam nadzieję, że wy też.
-No jasne !- ucieszyłam się jak małe dziecko. Dawno się nie ścigałam i cholernie mi tego brakowało.
-Świetnie. Tak jak zawsze 22 na płytach. -powiedział na co przytaknęłam.-A tak właściwie to co ty tu robisz i gdzie jest Bieber?
-Justin lata po całym clubie,a ja siedzę tutaj bo nie wolno mi stąd wyjść. -powiedziałam i pociągnęłam łyka whiskey.
-Jak to nie wolno ci stąd wyjść? -chłopak się zdziwił.
-Bo tak jakby dzisiaj wróciłam ze szpitala.
-Co?! Dlaczego, co się stało ? Dlaczego nikt z was nam nic nie powiedział.
-Wyluzuj, Blaise. To nic takiego po prostu wczoraj kiedy byłam z Justinem w clubie siedziałam przy barze czekając na niego i ktoś mi wrzucił do drinka pigułkę gwałtu przez co straciłam przytomność.
-No to się nie dziwię, że każe ci tutaj siedzieć. Nie nudzisz się ?
-Nie bardziej niż sama w domu. - zaśmiałam się.
-Co racja to racja ale hej jestem tutaj, a ze mną ci się nic nie stanie. Chodź napijesz się z przyjacielem. - powiedział i wyciągnął rękę w moim kierunku. Złapałam dłoń chłopaka i wyszliśmy z biura. Kiedy przekroczyłam próg pomieszczenia do moich uszu dotarły głosne dźwięki muzyki,a do nozdrzy wdarł się zapach potu, fajek i alkoholu. Ohyda. Blaise pociągnął mnie w stronę baru. Zamówił mi jakiegoś kolorowego drinka, a sobie piwo.
Siedzieliśmy tak pogrążeni w rozmowie kiedy do moich uszu dotarł wściekły głos mojego kochanego chłopaka.
-Veronico Olivio Styles! Czy ja do chuja mam wadę wymowy ? -warknął znajdując się obok mnie nie dostrzegając Blaisa siedzącego po mojej drugiej stronie. Na szczęście murzyn widząc wściekłego Justina od razu wkroczył do akcji.
-Stary wyluzuj, ja ją tutaj wyciągnąłem. -powiedział stając obok nas.
-Blaise. -powiedział Jusitn, a jego rysy twarzy automatycznie złagodniały. -Przepraszam. -tym razem zwrócił się do mnie podszedł bliżej i pocałował. Oddałam pocałunek gładząc go po policzku.
-Jest okej, ale nazwij mnie jeszcze raz pełnym imieniem, a urwę ci jaja. -powiedziałam śmiertelnie poważnie.
-Nie zrobiłabyś tego.
-Zakład?
-Nie, chyba jednak wolę nie. -uśmiechnął się szeroko.
-Skończyłeś ?
-Tak. Właśnie miałem do Ciebie iść.
-Wracamy?- zapytałam kiedy nagle ogarnęło mnie zmęczenie. Jednak wizyta w głośnym clubie zaraz po wyjściu ze szpitala nie była dobrym pomysłem.
-Jasne. - powiedział i mnie pocałował. Pożegnaliśmy się z Blaisem i wyszliśmy z clubu. Wsiedliśmy do samochodu kierując się w stronę domu. Po drodze w radiu leciały jakieś smętne piosenki. Nawet nie wiem kiedy odpłynęłam. ________________________________ Notka od Autorki :

Witajcie Kochani! Rozdział jest krótki, ale jest . Jak widzicie zabójstwo się nie wydało i pewnie odetchnęliście z ulgą.
Mam dla was złą (a może i dobrą ) wiadomość.
FURY DOBIEGA KOŃCA! ZOSTAŁO NAM JUŻ NAPRAWDĘ NIE WIELE!
I teraz pytanie do was: Chcecie następne opowiadanie, czy jednak nie nadaję się do tego i żegnamy się na stałe?
Kocham Was!