niedziela, 3 maja 2015

47. Hold all my world in my arms.

Przeczytajcie proszę notkę pod rozdziałem.

RonniePOV:
Cała roztrzęsiona i zalana łzami wsiadłam do samochodu, a moja głowa bezwładnie opadła na kierownice. Nie wiedziałam co mam robić, byłam zagubiona. Miałam tylko nadzieje, że teraz Justin będzie bezpieczny i nic mu się nie stanie. Cisze w samochodzie przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości. Wyjęłam telefon z kieszeni i przetarłam oczy pełne łez by zobaczyć cokolwiek. "Grzeczna dziewczyna. Teraz rób co ci każe, poza Bieberem jest więcej osób. "
-KURWA!!- wrzasnęłam na całe gardło i uderzyłam ręką w kierownice. Miałam dosyć. Ktoś skutecznie rozpierdalał mi życie, a ja nie wiedziałam co mam zrobić. Nie do końca wiedząc gdzie po prostu ruszyłam przed siebie. Po jakichś 20 minutach postanowiłam zatrzymać się w pobliskim McDonaldzie żeby się ogarnąć w łazience i napić kawy. Wysiadłam z samochodu i ze spuszczoną głową weszłam do środka kierując się prosto w stronę toalet. Zmyłam resztki tuszu z twarzy, nałożyłam nowy makijaż, włosy związałam w niedbałego koka, poprawiłam kołnierzyk czarnej ramoneski i wyszłam z pomieszczenia by kupić kawę. Kiedy miałam już wychodzić zatrzymał mnie czyjś głos wołający moje imię.
-Cześć, Ryan. -odwróciłam się do niego jednak nie byłam w stanie się uśmiechnąć.
-Hej, mała. Wszystko okay ? -zapytał.
-Nic nie jest okay, Ryan. -powiedziałam łamiącym się głosem.
-Co się stało ? -zapytał zmartwiony.
-Życie mi się sypie,wszystko się rozjebało, Ryan. - po moim policzku spłynęła jedna samotna łza.
-Hej mała, czy ty płaczesz? -zapytał i chciał mnie przytulić jednak mu na to nie pozwoliłam.
-Przepraszam.- szepnęłam i wybiegłam z pomieszczenia, czym prędzej wsiadłam do auta i odjechałam.
Nawet nie wiem kiedy znalazłam się na cmentarzu klęcząc przy nagrobku mamy. Tym razem nie powstrzymywałam łez i tak nikt ich nie widział.
-Wszystko jest nie tak, mamo.- załkałam.-Ja go naprawdę kocham, a zraniłam go w najgorszy możliwy sposób ale przecież chciałam go tylko chronić. Tylko, że ja tak nie potrafię, nie potrafię bez niego żyć. On jest dla mnie wszystkim, kiedy ty odeszłaś został mi tylko on. Tak bardzo bym chciała żebyś tu była, żebyś powiedziała mi co mam robić. Tak bardzo mi Ciebie brakuje mamusiu.- zaniosłam się jeszcze większym płaczem. Nie wiem kiedy zrobiło się ciemno, nie wiem ile tak siedziałam przy grobie mamy. Wyciągnęłam telefon i zobaczyłam na nim godzinę 22:30. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić przecież nie miałam do kogo wracać, nie mogłam wrócić do domu, do Justina. Taylor też odpada bo musiałabym jej wszystko powiedzieć, a nie miałam na to ani czasu ani chęci. Więc wybrałam ostatnią opcję, która mi wpadła do głowy.
20 minut później stałam przed drzwiami do apartamentu, a z oczu w dalszym ciągu lały się łzy. Zapukałam do drzwi i czekałam, po chwili usłyszałam czyjeś kroki i jak drzwi się otwierają. Podniosłam wzrok i napotkałam zdziwiony i przestraszony wzrok.
-Ronnie, córeczko. Co ty tu robisz? Co się stało? -zaczął zadawać pytania. Jednak nie byłam w stanie wykrztusić z siebie słowa więc po prostu rzuciłam się w jego ramiona wybuchając jeszcze większym płaczem. Ojciec bez słowa zamknął drzwi i zaprowadził mnie na sofę i cierpliwie czekał aż się uspokoję. Kiedy już byłam w stanie coś powiedzieć podkuliłam nogi pod brodę i patrząc w jeden punkt za oknem zaczęłam opowiadać wszystko od samego początku. Kiedy skończyłam nie dałam rady i po raz kolejny dzisiaj wybuchnęłam płaczem. Chwilę później poczułam jak ramiona mojego taty ciasno mnie oplatają, wtulam się w jego pierś i próbuję się uspokoić. Czuje się bezpiecznie jednak nie tak bardzo jak w ramionach Justina.
-Ronnie, musisz mnie teraz uważnie wysłuchać. - powiedział po chwili nie przestając głaskać mnie po głowie.
-Słucham. -powiedziałam krótko.
-Spójrz na mnie i słuchaj uważnie.
-Ja wiem, że kochasz Justina, co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości. Wiem też, że to co zrobiłaś, zrobiłaś by go chronić i chciałaś dobrze jednakże dziecinko, to nie było dobre. Sprzedałaś mu najgorsze kłamstwo na świecie i nie dosyć, że cierpi on to jeszcze ty i musisz to jak najszybciej odkręcić. - chciałam zaprzeczyć i zacząć krzyczeć, przecież widział wiadomości, zdjęcia, groźby. Jednak nie pozwolił mi na to. -Daj mi skończyć. Wiem, że obawiasz się tego ale zapewniam Cię, że nie dopuszczę by cokolwiek z tego wszystkiego się zdarzyło. Musisz powiedzieć Justinowi prawdę, będziecie oboje bezpieczni, obiecuję. Rozumiesz? -powiedział łapiąc moją twarz w dłonie patrząc mi w oczy. Kiwnęłam tylko głową i znowu się do niego przytuliłam.
-Tak bardzo Ci dziękuję, tato. -szepnęłam.
-Nie ma za co, zrobię dla Ciebie wszystko, a Ryanem się nie przejmuj. - powiedział po czym wszystkie jego mięśnie się napięły.
-Jakim Ryanem ?
-Nieważne, zapomnij.
-Tato. -powiedziałam dobitnie.
-Dobrze powiem Ci i tak prędzej czy później byś się dowiedziała. Za tym wszystkim stoi Butler. -powiedział,a moje usta uformowały się w literkę O.- Zanim coś powiesz, on nie robi tego bo chce, oni trzymają go w garści, jest taką marionetką ojca Matta. Delgando dobrze wiedział, że Matt mu nie pomoże bo go nienawidzisz. Więc znalazł haka na młodego Butlera i teraz nim pomiata. Delgando dowiedział się, że wróciłem do miasta i próbuje dobrać się do mnie za pomocą Ciebie. Jednak uwierz mi, że nie długo to wszystko się skończy. Nie wróciłbym z niczym. Dlatego nie bądź zbyt surowa dla Ryana, on nie miał wyboru. Wiem co zrobił ci Christian ale Ryan to dobry dzieciak. Nie skreślaj go.- wyjaśnił, a ja miałam mętlik w głowie musiałam porozmawiać z Ryanem jednak teraz to Justin był najważniejszy. Musiałam naprawić to co spierdoliłam kilka godzin wcześniej. Nic nie mówiąc wstałam i skierowałam się w stronę drzwi. -Gdzie ty idziesz? -zapytał tata.
-Jak to ? Do Justina.
-Dziecko, jest prawie 3 nad ranem. Idź się wykąp, prześpij chwilę chociaż i pojedziesz tam rano. Uwierz mi, że teraz i tak nic nie załatwisz.
-Okay. -westchnęłam.
***
Stałam przed drzwiami do domu Justina. Ręce niesamowicie mi się trzęsły. Miałam na sobie wczorajsze spodnie i zwykły biały t-shirt mojego ojca. Włosy niedbale związane na czubku głowy, zero makijażu jedynie sine okręgi wokół moich oczu spowodowane brakiem snu i całonocnym płaczem. Bałam się. Cholernie się bałam tego co tam zastanę. W mojej głowie pojawiały się najróżniejsze scenariusze, że Justin mi nie uwierzy, że zastane go tam z jakąś dziwką czego bym nie zniosła. Nie wiem co tam zastanę jednak musiałam tam wejść, musiałam uratować to co najlepsze w moim życiu.
Drżącą ręką nacisnęłam klamkę, która ku mojemu zdziwieniu ustąpiła. Delikatnie pchnęłam drzwi i weszłam do środka kierując się do salonu. Widok który tam zastałam automatycznie wywołał pojawienie się łez w moich oczach. Cały salon był zdemolowany. Szklany stół został rozwalony w drobny mak, krzesła leżały połamane pod ścianą, na ścianach było widać ubytki i zadrapania, wszędzie było pełno szkła, pustych butelek po alkoholu i kawałków mebli. Jednak nie to było w tym wszystkim najgorsze. Na białym dywanie oparty o kanapę pół siedział pół leżał Justin, spał. Jego koszulka była we krwi, jego dłonie całe poranione, oblepione zaschniętą krwią. Czułam się strasznie widząc go w takim stanie, a fakt, że to moja winna sprawiał, że czułam się jeszcze gorzej.
Najciszej jak mogłam wzięłam się za ogarnięcie tego wszystkiego. Po 2 godzinach, salon wyglądał w miarę przyzwoicie. Jedynymi śladami tego co tutaj zaszło były uszkodzone ściany i brak połowy mebli. Kiedy skończyłam podeszłam do kanapy po czym usiadłam  obok chłopaka i po prostu się mu przyglądałam nawet się nie zorientowałam kiedy po moich policzkach spłynęły łzy. Nawet kiedy spał widziałam jego cierpienie, ból i smutek. Zrobiłam najgorszą rzecz w moim życiu. Tylko szkoda, że dopiero tata musiał mi to uświadomić. Zastanawiam się co jeśli bym tego nie zrobiła. Czy Ryan byłby w stanie na polecenie Delgando zabić swojego najlepszego przyjaciela? Czy może Delgando sam by to zrobił ? Czy jednak nic by się nie stało, a to były tylko puste słowa i zagrywki? Tak wiele jest opcji "co by było gdyby" jednak nigdy się nie dowiem. Wiem jedno: popełniłam błąd, za który mogę słono zapłacić. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie cichy jęk. Justin się obudził. Rozchylił lekko powieki, by ponownie jęknąć. Zamrugał kilkakrotnie by potem zawiesić swój wzrok na mnie.
-Ronnie.- szepnął.- Jesteś tu, ja śnię prawda? Odeszłaś. Okłamywałaś mnie, zostawiłaś. - szeptał.
-Justin. -również szepnęłam łamiącym głosem. -T-to naprawdę ja. - moim ciałem wstrząsnął szloch. Nagle Bieber zerwał się na równe nogi, a jego twarz wyrażała ból pomieszany ze złością
-Wyjdź.- warknął. - PO CO TU PRZYSZŁAŚ? NO PO CO? -wrzasnął. -ŻEBY POŚMIAĆ SIĘ ZE MNIE? ŻEBY ZOBACZYĆ BIEDNEGO NAIWNEGO BIEBERA, KTÓRY ODDAŁ CI SERCE? CHCESZ MNIE ZNISZCZYĆ JESZCZE BARDZIEJ? DOBIĆ?GRATULUJĘ TWÓJ PLAN SIĘ POWIÓDŁ, ZNISZCZYŁAŚ MNIE, ZRANIŁAŚ !!! WIĘC PO CO TU PRZYSZŁAŚ? PYTAM SIĘ KURWA PO CO ? -wrzeszczał. Musiałam coś zrobić, ale zważywszy na to, że bardzo dobrze go znam wiedziałam, że spokojna rozmowa nie wchodzi w grę. Widziałam, że był na skraju załamania i to przeze mnie. Zrobiłam pierwsze co mi przyszło do głowy. Zerwałam się do pozycji stojącej i stanęłam centralnie przed nim. Nie dbałam o to, że wyglądam jak śmierć, że z moich oczu dalej lecą łzy.
-NIE!- wrzasnęłam na całe gardło. - PRZYSZŁAM TO NAPRAWIĆ. WSZYSTKO CO WCZORAJ POWIEDZIAŁAM BYŁO JEDNYM WIELKIM PIERDOLONYM KŁAMSTWEM. CHCIAŁAM CIĘ KURWA CHRONIĆ!!! DOSTAWAŁAM POGRÓŻKI, ZDJĘCIA JAK MAJĄ CIĘ NA CELOWNIKU, GROZILI, ŻE JAK CIĘ NIE ZOSTAWIĘ TO CIĘ ZABIJĄ. ZROBIŁAM TO BO CHCIAŁAM ŻEBYŚ KURWA ŻYŁ, BO CIĘ KOCHAM NAJBARDZIEJ NA TYM PIERDOLONYM ŚWIECIE, ROZUMIESZ? Jesteś jedyną dobrą rzeczą, która mnie spotkała na tym świecie. -ostatnie zdanie wyszeptałam ledwo słyszalnie i spuściłam głowę. W pokoju nastała cisza. Było słychać tylko nasze przyspieszone oddechy. Po chwili odważyłam się podnieść głowę i spojrzeć na Justina. Jego twarz nie wyrażała nic, a za razem wszystko.
-Więc dlaczego ? Dlaczego wróciłaś? -zapytał cicho.
-Bo zrozumiałam, że to był największy błąd mojego życia. Kiedy stąd wychodziłam byłam święcie przekonana, że robię dobrze, że pocierpisz ale w końcu zapomnisz, ruszysz dalej i będziesz szczęśliwy. Nie ważne było jak bardzo tego nie chciałam, jak bardzo cierpiałam. Ważny byłeś tylko ty i twoje życie. Nawet nie wiem kiedy dotarłam do cmentarza,a potem pojechałam do taty. Powiedziałam i pokazałam mu wszystko. Okazało się, że znał sprawcę tego wszystkiego. To był Ryan. Delgando nim steruje wbrew jego woli.  Tata zapewnił mnie, że z ich strony nic nam nie grozi. Justin przysięgam, że każde wczoraj wypowiedziane słowo było k-kłamstwem. -głos zaczął mi się łamać.- Wiem, że Cię zraniłam. Nawet nie masz pojęcia jak bardzo siebie za to nienawidzę i w pełni zrozumiem jeśli nie będziesz chciał mnie znać ale wiedz jedno, że K-kocham Cię i z-zawszę będę. -nie wytrzymałam i wybuchnęłam płaczem. Poczułam jak palce Justina podnoszą moją głowę do góry by sekundę później rozbić swoje usta o moje. Momentalnie oddałam pocałunek zarzucając ręce na jego kark,a po moich policzkach spłynęło jeszcze więcej łez. Justin przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie. - Tak bardzo Cię przepraszam. - zaszlochałam kiedy się od siebie oderwaliśmy.
-Cicho, skarbie. Nie płacz. - wyszeptał mi do ucha i mocno przytulił.
-Kocham Cię. P-przepraszam.- powiedziałam po raz setny dzisiaj.
-Ja Ciebie też, tylko następnym razem jeżeli coś będzie nie tak to mi powiedz. Pamiętaj, że razem możemy więcej.- pocałował mnie w czoło.

JustinPOV:
To były najgorsze 24 godziny mojego życia. Czułem wszystko, a za razem nic. Wczorajsze słowa Ronnie załamały mnie. Kiedy tylko opuściła dom poczułem złość. Zacząłem wszystko niszczyć, rzucać wszystkim co miałem pod ręką i uderzać pięściami w ściany. Kiedy złość opadła najzwyczajniej w świecie się popłakałem. Siedziałem tak piłem i płakałem. Nazwijcie mnie pizdą, cieniasem, lamusem jak chcecie. Ale do póki tego nie doświadczycie, nie zrozumiecie. Potem wykończony i zalany w trupa zasnąłem.
Kiedy się obudziłem pierwsze co zobaczyłem była jej twarz. Myślałem, że to sen jednak kiedy dotarło do mnie, że to nie sen zebrała się we mnie złość, której dałem upust i zacząłem na nią wrzeszczeć. Jej wypowiedziane, a raczej wykrzyczane potem słowa mnie zszokowały dosłownie wbiły w dywan. Pomimo tego, że miałem kaca, a moja głowa bolała jak sam skurwysyn mój mózg zaczął przetwarzać wszystkie informacje. Dopiero kiedy Ronnie stała przede mną i płakała przyjrzałem się jej dokładnie pierwszy raz odkąd tu weszła. Za duży T-shirt, brak makijażu, czerwone, opuchnięte oczy, kompletnie puste spojrzenie. Wiedziałem, że nie kłamie. Skąd? Nie wiem. Po prostu to wiedziałem i pomimo tego co zrobiła wybaczyłem jej bo podobno "Miłość Ci wszystko wybaczy" ,a Ronnie była, jest i będzie moją miłością.
Stałem tak trzymając ją w objęciach, próbowałem ją uspokoić. Kiedy już przestała płakać odkleiła się od mojego torsu i spojrzała mi prosto w oczy. Wziąłem ręce z jej tali i by zetrzeć łzy z jej policzków dopiero wtedy zobaczyłem moje ręce pełne ran i zaschniętej krwi.
-O mój boże. - powiedziała przerażona. - Musimy je opatrzyć. Natychmiast do łazienki. - i właśnie z tym zdaniem wróciła moja Ronnie. Złapała mnie za nadgarstek i pociągnęła na górę do łazienki. Popchnęła mnie tak, że siedziałem na rogu wanny, ona sama zaś wzięła apteczkę naprzeciwko mnie i zaczęła oczyszczać moje rany, następnie zawinęła mi ręce bandażami.
-Dziękuję. -powiedziałem i cmoknąłem ją w usta.- Teraz może pójdziemy do sypialni, co ty na to? Dla nas obojga były to intensywne dni, dodatkowo mam kaca jak sam skurwysyn. -mruknąłem przyciągając ją do siebie oparłem głowę na jej brzuchu.
-Dobrze. -szepnęła. Rozebrałem śmierdzące alkoholem i brudne od krwi ubrania pozostając w samych bokserkach, Ronnie zrobiła to samo zostając w majtkach i mojej koszulce udaliśmy się do sypialni z małym przystankiem w kuchni gdzie wypiłem na raz butelkę wody. Jak już mówiłem kac. Położyłem się do łóżka, po chwili dołączyła do mnie Ronnie wtulając się w mój tors jak dziecko. Wiedziałem, że ma do siebie żal i wyrzuty sumienia. Jednak pomimo, że bardzo chciałem nie mogłem tego zmienić.
-Dobranoc, słońce. złożyłem na jej wargach delikatny pocałunek. -Kocham Cię.
-Ja Ciebie też, dobranoc. -powiedziała jeszcze bardziej się we mnie wtulając i w taki sposób zasnąłem szczęśliwy trzymając w objęciach cały mój świat.

Od Autorki :

Po pierwsze przepraszam za tak długą nieobecność ale siedziałam z nogą w gipsie i musiałam się uczyć, przepisywać lekcje itp... :/
Następnie chciałam powiedzieć, że jest to PRZEDOSTATNI rozdział.
Został tylko jeden rozdział i epilog. OD WAS zależy kiedy one się pojawią (KOMENTARZE)
Jeśli chodzi o Justina i Ronnie to od samego początku tak miało być.
Kocham Was do następnego !! <3


10 komentarzy:

  1. Delgado luj, ciula i chuj. To wszystko z mojej strony. Dziękuję, dobranoc ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie rób tego nie
    Delgado jebany szmaciarz
    Dodawaj nie mogę czekać aaa

    OdpowiedzUsuń
  3. Koniec? :(
    Biedny Rayan i ten cwel Delgado, ugh.
    Dodawaj juz nie mogę się doczekać, słońce ��

    OdpowiedzUsuń
  4. prosimy o nowy rozdzial:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy nowy rozdział???????
    Czekamy na niego prawie 3 miesiące!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy następny!! Jejku tęsknię , czytam go od wczoraj , płakałam , śmiałam się , nie zostawiaj tego ff. Wiem mało osób komentuje ale są też osoby dla których świetnie piszesz. Nie poddawaj się. Napisałaś ze napiszesz 48 rozdział i epilog. Mam nadzieje ze do kończysz.
    Kocham cie Oliwia ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Swietny :) kiedy bedzie nowy :) ?

    OdpowiedzUsuń
  8. To jest BOSKIE :* kiedy kolejny? ?

    OdpowiedzUsuń