niedziela, 29 marca 2015

46. I have to protect love of my life.

JustinPOV:
Siedziałem przy stole słuchając jak moja mama z Taylor planują nasz ślub. Powoli zaczynałem tracić cierpliwość no bo błagam was wczoraj się oświadczyłem to po pierwsze, a po drugie mamy dopiero po 20 lat. Siedziałem tak i bawiłem się serwetką dopuszczając do siebie może co dwudzieste słowo i zastanawiałem się gdzie podziewa się Roonie no bo ileż można rozmawiać przez telefon? Spojrzałem w stronę w którą oddaliła się szatynka i zamarłem. Roonie stała naprzeciwko jakiegoś faceta zalana łzami, Mówcie co chcecie ale jak widzę płaczącą Roonie mam ochotę zabić kogoś kto jest powodem jej łez. Nie wiele myśląc wstałem i ruszyłem w ich kierunku. W połowie drogi zobaczyłem jak Roonie rzuca się w ramiona tego gościa. Nie miałem zielonego pojęcia o co do kurwy nędzy chodzi. Przyspieszyłem kroku by po chwili stanąć na przeciw dwójki. Kiedy mężczyzna mnie zobaczył delikatnie odsunął od siebie Roonie, która spojrzała na mnie i tym razem rzuciła się w moje ramiona zanosząc jeszcze większym płaczem w kółko szeptała "Nie wierzę, to jakiś żart"  HAAAALO POWIE  MI KTOŚ O CHUJ CHODZI ?!
-Witaj, Justin.- mężczyzna odchrząknął niezręcznie. Dobra powiedzcie mi skąd on mnie zna?- Jasper Styles, miło poznać narzeczonego mojej córki.- Co jest kurwa? Przecież ten koleś nie żyje od kilku lat. Ja pierdole...
-D-dzień Dobry. -zająknąłem się będąc w totalnym szoku.- Nie chce być niegrzeczny ale z tego co wiem to pan ummm....nie żyje.- powiedziałem i przyciągnąłem ciało Roonie jeszcze bliżej siebie.
-To długa historia. Zostawię wam mój numer i obiecuję wszystko wyjaśnić jednakże to nie jest odpowiednie miejsce.- powiedział i wyciągnął kawałek papieru w moją stronę.- Teraz wybaczcie ale jestem zmuszony was opuścić.- widziałem ból w jego oczach kiedy patrzył na płaczącą dziewczynę która wtulała się we mnie. Kiedy Roonie usłyszała jego słowa gwałtownie się odwróciła łapiąc go za marynarkę.
-Błagam Cię nie odchodź, nie zostawiaj mnie znowu. -wyszeptała. Czułem jak na jej słowa moje serce pęka. Była taka krucha, bezbronna i zdezorientowana.
-Kochanie, córeczko spójrz na mnie.- podniósł jej pod brudek do góry.- Już nigdy Cię nie zostawię, spotkamy się wkrótce obiecuję.- powiedział i złożył pocałunek na jej czole. Roonie skinęła głową i puściła jego marynarkę i podeszła do mnie. Od razu otoczyłem ją ramionami. Mężczyzna skinął głową i wyszedł z restauracji.

RooniePOV:
Leżałam na łóżku z głową ułożoną na kolanach Justina, który bawił się kosmykami moich włosów. Od momentu kiedy opuściliśmy restauracje nie odezwałam się ani słowem. Moja głowa była pełna pytań. Dlaczego to zrobił ? Nie nienawidzę go za to czy coś bo po prostu wiem, że musiał mieć naprawdę ważny powód by to zrobić. Żałuję tylko, że mama nigdy nie dowie się o tym, że on jednak żyje. Po kolejnych kilkunastu minutach leżenia zdecydowałam, że czas się ogarnąć. Powinnam przywyknąć do tego, że moje życie jest jak pierdolony film akcji jednak nic z tego są sytuacje, które spadają na ciebie jak grom z jasnego nieba i nie wiesz co masz zrobić, jak się zachować czy co powiedzieć. Fakt, że mój ojciec okazał się jednak żywy był właśnie jedną z takich sytuacji. Podniosłam głowę i spojrzałam na Justina. Siedział tak z palcami wczepionymi w moje włosy, a jego wzrok skupiony był na ścianie przed nami, intensywnie nad czymś myślał.
-Hej.- szepnęłam muskając palcami jego podbródek. Dopiero pod wpływem mojego dotyku chłopak wyrwał się z zamyślenia i spojrzał na mnie.- Co się dzieje ? -zapytałam miękko.
-Nic, po prostu nienawidzę widzieć cię w takim stanie. Zastanawiam się jak mógłbym Ci pomóc, co zrobić.- westchnął.
-Przepraszam, nie chciałam Cię martwić. I kochanie uwierz mi, że sama twoja obecność mi pomaga. - podniosłam się i złożyłam delikatny pocałunek na jego wargach.-Kocham Cię.- szepnęłam.
-Ja Ciebie też.- odpowiedział po czym mnie pocałował. Tym razem pocałunek był nieco mocniejszy i dłuższy. Jednak jak zwykle ktoś miał inne plany  i gdy drzwi otworzyły się z hukiem oboje odsunęliśmy się od siebie i spojrzeliśmy w tamtym kierunku. Taylor i Blaise stali w drzwiach patrząc na nas z troską. No tak w końcu wyszłam z restauracji cała zapłakana nic im nie mówiąc.
-Styles, do cholery co się stało ? -zapytała zła i jednocześnie zmartwiona Taylor. Kiedy otworzyłam usta żeby coś powiedzieć odezwał się Justin.
-Blaise, chodźmy na dół.- spojrzał na mnie porozumiewawczo, pocałował moją skroń i wyszedł z pokoju zostawiając mnie samą z Taylor.
-Usiądź. Wszystko Ci wyjaśnię. - dziewczyna na moją prośbę usiadła obok mnie. -A więc, zadzwonił mój telefon więc postanowiłam wyjść na zewnątrz bo w środku był straszny hałas. Kiedy wychodziłam wpadłam na kogoś....t-tym kimś był mój ojciec. I zanim cokolwiek powiesz tak Jasper żyje. Nie wiem jak, nie wiem dlaczego, nie wiem nic. Ale wiem, że żyje.
-O mój boże, nie wiem co powiedzieć.- szepnęła Taylor i po prostu mnie przytuliła.- Ale wyjaśnił Ci dlaczego to zrobił czy coś?
-Nie, dał Justinowi numer i powiedział, że się z nami skontaktuje bo to nie jest odpowiednie miejsce po czym wyszedł.
-Nie martw się, skoro powiedział tak też zrobi. Zawsze dotrzymywał obietnic.
-Masz rację.
-Zawsze mam, chodź idziemy do chłopaków. -powiedziała i pociągnęła mnie za rękę.
***
Ścisnęłam mocniej rękę Justina kiedy zatrzymaliśmy się przed dużymi czarnymi drzwiami prowadzącymi do apartamentu mojego ojca. Szczerze mówiąc nie za bardzo wiem jak mam się zachowywać, w jaki sposób się z nim przywitać. Jestem zagubiona. Jednak było za późno kiedy usłyszałam jak Justin puka do drzwi. Chwilę później w drzwiach ukazał się mój ojciec.
-Witajcie, wejdźcie proszę. - gestem ręki wskazał środek mieszkania. Justin pociągnął mnie za rękę do środka. Po wymianie wszystkich grzecznościowych "usiądźcie proszę, coś do picia?" blah blah blah ojciec w końcu usiadł naprzeciwko nas układając swoje dłonie na kolanach zaczął je nerwów pocierać.
-Tato...-odezwałam się pierwszy raz odkąd tu weszłam. - Proszę, powiedz mi dlaczego. - ojciec spojrzał na mnie i westchnął głęboko.
-Dobrze, po to tu jesteście. Zatem posłuchajcie. Może zacznę od tego, że nikt nie wiedział, że żyje. Wszyscy myśleli, że umarłem. Nie było ani jednej osoby, którą w to wtajemniczyłem. Wyjechałem, daleko stąd, upozorowałem swoją śmierć i wyjechałem. Wiedziałem jak bardzo was tym zranię ale jedyne czego pragnąłem to wasze bezpieczeństwo. Przez te lata wiedziałem wszystko co się u was dzieje. Dosłownie wszystko. -spojrzał na mnie wymownie.- Jednak popełniłem jeden błąd, za który twoja matka zapłaciła życiem. Wiem o wszystkim co zrobił Matt co zrobił Chris i nie masz pojęcia jak mi przykro. Jednak o tych sprawach dowiedziałem się po fakcie inaczej bym coś zrobił, przepraszam. Kontynuując za pewne znacie całą historię Kazandi i tego z którym miał na pieńku. Otóż Kazandi jest w mieście, a jego wróg nie żyje. Dlatego wróciłem. Z jego strony nic nam nie grozi jednak mam pewne sprawy, które muszę dokończyć powiązane rzecz jasna z Kazandi'm ale o tym kiedy indziej.
Roonie, kochanie. Przepraszam Cię za wszystko wiem, że nie jestem twoim ojcem ale ty zawsze pozostaniesz moją kochaną córeczką i teraz kiedy jestem tutaj na miejscu jeżeli tego chcesz jestem tu dla Ciebie tak jak kiedyś. Kocham Cię bez względu na wszystko. - zakończył swoją wypowiedź i spojrzał na mnie zaszklonymi oczami . Cholera nie mogłam się ruszyć, przetwarzałam wszystko co powiedział mój ojciec. W oka mgnieniu podjęłam decyzję. Wstałam z kanapy i tak po prostu go przytuliłam.
-Też Cię kocham. I byłeś jesteś i zawsze będziesz moim ojcem.
-Moja mała Roonie. -szepnął przytulając mnie jeszcze mocniej.
-Już nie taka mała, mam narzeczonego tato. -zaśmiałam się i spojrzałam na Justina, który się nam przyglądał.
-Właśnie apropos twojego narzeczonego. Justin...- zaczął tata.
-Ohh...błagam, naprawdę tato? -jęknęłam siadając obok Justina.
-Muszę to powiedzieć. Synu zapewne wiesz, że jeżeli ją skrzywdzisz zrobię ci krzywdę ale nie o to mi chodzi. Chciałem ci podziękować, Justin. Wiem ile zrobiłeś dla niej kiedy mnie nie było, kiedy była sama i potrzebowała wsparcia. -powiedział tata i poklepał Justina po plecach. Muszę przyznać, że to było słodkie.
Siedzieliśmy tak u mojego taty dobrych kilka godzin. Rozmawiając na przeróżne tematy, żartując, śmiejąc się itp. Kiedy postanowiliśmy wrócić do domu umówiliśmy się z tatą na następny dzień na lunch. Byłam szczęśliwa, mój tata wrócił było prawie idealnie.
Justin poszedł pod prysznic kiedy ja po prostu leżałam w łóżku patrząc w sufit. Nagle mój telefon dał o osobie znać. Podniosłam urządzenie na wysokość moich oczu i treść wiadomości przyprawiła mnie o gęsią skórkę. "Masz 24h. by odejść od Biebera albo twój chłoptaś za to zapłaci." Pewnie nic bym sobie z tego nie zrobiła gdyby nie następna wiadomość, która przyszła chwilę potem. "Nie żartuję, suko." Do wiadomości dołączone było zdjęcie Justina z czasu kiedy byliśmy w restauracji, w oddali było widać postać mierzącą do niego z broni. Wpadłam w panikę, nie wiedziałam co mam zrobić. Chwilę później dostałam kolejną wiadomość "Dobrze Ci radzę rób co mówię,a nikomu nic się nie stanie." Do tej wiadomości było kolejne zdj. Justina tym razem z przed 10 minut kiedy szedł do łazienki, znowu czerwona kropka była po środku jego głowy. Byłam przerażona. Kiedy Justin wyszedł z łazienki podjęłam decyzję. Jest on najważniejszą osobą w moim życiu, kocham go nad życie dlatego tak będzie najlepiej.
-Hej śpisz już, słoneczko ? - zapytał uśmiechnięty. SHOW MUST GO ON.- pomyślałam. Teraz albo nigdy,
-Nie, musimy porozmawiać. -powiedziałam chłodno,choć w głębi duszy miałam ochotę się rozpłakać.
-Co się stało ?
-To zaszło za daleko, to koniec. -powiedziałam i cholernie się starałam by mój głos nie zadrżał.
-C-co ? O czym ty mówisz? Co zaszło za daleko ?
-Jesteś taki naiwny, Bieber.- zaśmiałam się gorzko, a moje serce pękało. - Myślisz, że naprawdę Cię kocham ? Kochałam ? Błagam....to była zabawa, zemsta. Za to jakim chuje byłeś. -KŁAMSTWO.-Nigdy nic do ciebie nie czułam oprócz nienawiści. -KŁAMSTWO.
-O czym ty mówisz ? -zapytał.
-To koniec, Bieber. Zakochałeś się we mnie. I cierpisz tylko o to mi chodziło. KŁAMSTWO, BOŻE ZA CO ?
-Roonie proszę  powiedz, że żartujesz. -szepnął, a w jego oczach był ból tylko i wyłącznie ból. Musiałam wyjść, musiałam bo inaczej bym się rozpłakała.
-Trzymaj się, Justin. - powiedziałam i skierowałam się w stronę wyjścia. Kiedy byłam przy drzwiach odwróciłam się ostatni raz, a to co zobaczyłam złamało moje serce na miliardy kawałków. Justin siedział oparty o ścianę i płakał, płakał jak małe dziecko. Wyszłam tak szybko jak to było możliwe. Kiedy tylko drzwi się za mną zamknęły słona ciecz kaskadami zaczęła spływać po moich policzkach. -Robię to dla twojego dobra. -szepnęłam, a po chwili usłyszałam huk, potem następny i następny. Nie mogłam musiałam uciec bo inaczej bym tam wróciła czego nie mogłam zrobić ze względu na jego bezpieczeństwo. Musiałam zapewnić mu bezpieczeństwo. Musiałam ochronić miłość mojego życia i nie pozwolić by zginął.

Od Autorki :
Chciało mi się ryczeć jak to pisałam.
Jak myślicie Roonie dobrze zrobiła ?

8 komentarzy:

  1. COŚ TY DO CHUJA ZROBIŁA?!?!?!?!

    OdpowiedzUsuń
  2. No to się teraz dzieje O.o
    Mam nadzieję, że to jakiś chory sen, albo....no nie wiem..cokolwiek.
    Tylko nie to ! :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu nie co ty zrobiłaś? :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Proszę, nie tylko nie to! Jezu, ale i tak cudowny, jestem ciekawa co będzie dalej! Pisz szybko, bo nie mogę się doczekać!

    OdpowiedzUsuń
  5. Aaaaaaaa nie! Boże płacze.
    Kiedy nowy? Nie mogę się doczekać

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy następny? !
    Nie mogę się juz doczekać!
    Moim zdaniem za długo się juz to ciągnie... wymyśl Dobry happy end i po sprawie. :-* :)

    OdpowiedzUsuń