sobota, 22 lutego 2014

14. New Life.

Weszłam do mieszkania i pierwsze co zobaczyłam to mój tata, który siedział przywiązany do krzesła,cały we krwi z opuszczoną głową. Obok niego siedziała moja mama w takiej samej pozycji. Zaczęłam się trząść i powoli podchodzić do rodziców wtedy usłyszałam głos za sobą; 
-Witaj, kochanie. Czekałem na Ciebie. -odwróciłam się powoli, przede mną stał wysoki mężczyzna o śniadej karnacji kruczo czarnych włosach i pokryty był licznymi tatuażami.
-K-kim jesteś ? -zapytałam.
-Tego akurat nie musisz wiedzieć, za to jest coś innego co powinnaś wiedzieć. Widzisz ich ?- wskazał ręką na moich rozdziców.- Twój tatuś narozrabiał i musiał za to zapłacić i za chwilkę dołączysz do swoich kochanych rodziców.- zaśmiał się.
-N-nie.- szepnęłam i chciałam uciekać jednak facet był szybszy złapał mnie w pasie i przycisnął do ściany. Z kieszeni wyjął jakiś sznurek i zaczął mnie krępować.- NIEE!! ZOSTAW MNIE-krzyczałam. -PISZCZAJ MNIE, DO CHOLERY. -Jednak na nic. Mężczyzna przwiązał mnie do krzeszła i nagle z całej siły uderzył w twarz. Po moich policzkach spłnęły łzy. -PUSZCZAJ MNIE KURWA, NIC CI NIE ZROBIŁAM- płakałam na co on się tylko śmiał.
-Wiesz co, kochanie? Masz rację. Dlatego ułatwie ci sprawę.- w tym momencie wyciągnął pistolet z kieszeni. Zaczęłam się szamotać i krzyczeć:
-PROSZĘ, NIE ZOSTAW MNIE. BŁAGAM NIE ZABIJAJ MNIE.- krzyczałam płaczliwie. 

JustinPOV:

Obudziłem się na szpitalnym łóżku Roonie. Dziewczyna dalej spała przytulona do mnie całym swoim ciałem. Leżałem tak i patrzyłem na śpiącą dziewczynę zastanawiając się co się właściwie między nami dzieje, a przede wszystkim co dzieje się ze mną. Stałem się bezinteresowny i czuły. Pomagam dziewczynie, której kiedyś nienawidziłem całym sercem. Zawsze myślałem, że Roonie to zimna suka, która zawsze dostaje to co chce.Jednak poprzez układ dowiedziałem się o niej znacznie więcej i zmieniłem do niej nastawienie i śmiało mogę przyznać, że ja Justin Bieber lubię Roonie Styles. Nie jestem w niej zakochany czy coś.. bo ja się nie zakochuje. Ale lubię ją  i chce jej pomagać. Nie wiem dlaczego tak jest. Może fakt, że chyba jako jedyna nie ma mokro w gaciach jak mnie widzi i jako jedyna nie wskoczyła mi do łóżka. Jest też inteligentna i sprytna do tego cholernie sexowna i piękna.Wróć.....czy ja powiedziałem piękna ? Ohh...jebać to. Szpitale na mnie chyba źle działają. Ale fakt jest taki, że jeśli coś się dzieje z Roonie mi mięknie serce. Moje rozmyślania przerwała dziewczyna, której oddech nierównomiernie przyspieszył i nagle zaczęła się rzucać w moich ramionach krzycząc coś w stylu "Nie, proszę zostaw mnie błagam pozwól mi żyć " a po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Co do chuja, pomyślałem. Natychmiast przytrzymałem dziewczynę i zacząłem ją budzić. Roonie zaczęła otwierać oczy gdy tylko mnie zobaczyła wtuliła się we mnie i zaniosła się jeszcze większym płaczem.
-O-on chciał...-wyszeptała w moją klatkę piersiową.
-Roonie, to był tylko zły sen, spokojnie. Po moich słowach lekko się uspokoiła jednak nadal płakała tuląc się do mnie. Było mi jej naprawdę szkoda. Została sama. Co prawda ma Taylor, Chrisa, całą ekipę i mnie. Zaraz czekaj ....powiedziałem mnie ? Nie ważne. Roonie w końcu przestała płakać i odsunęła się ode mnie. Podniosła swoje załzawione oczy i spojrzała w moje.
-Dziękuję,Justin- szepnęła.

RooniePOV :

Stałam i patrzyłam jak trumna mojej matki opada do głęboko wykopanego dołu. nie potrafiłam wydobyć z siebie żadnej emocji. Nie płakałam, nie potrafiłam. Taylor wraz z rodzicami stali po mojej prawej stronie, pani Evans stała przytulona do męża i płakała podobnie jak Taylor. Justin stał po mojej lewej stronie obejmując mnie ramieniem dodając mi tym samym otuchy.
Na pogrzebie było mnóstwo osób. Niektóre osoby pierwszy raz widziałam na oczy,
a niektóre rozpoznawałam. Dostrzegłam ludzi pracujących z moją mamą, sąsiadów i innych jej znajomych. Najbardziej zdziwił mnie widok całej mojej paczki wraz z sporą ilością innych osób z wyścigów. Nie spodziewałam się, że się tutaj pojawią jednak było to dla mnie miłe gdyż można powiedzieć, że są dla mnie jak rodzina.
Po tym jak każdy posypał trumnę garstką ziemi przyszedł czas na mnie. Nie potrafiłam się ruszyć, czułam się jakby mi nogi przyrosły do ziemi. Ruszyłam się dopiero wtedy kiedy Justin lekko mnie popchnął w kierunku dołu jednak ja pociągnęłam go za sobą. Stanęliśmy oboje nad dołem, w którym leżała trumna mojej matki. Justin zabrał swoją rękę z moich ramion tylko po to by złapać mnie za rękę co dodało mi nieco odwagi. Justin wolną dłonią zgarnął trochę ziemi po czym rzucił na trumnę. Powtarzając ruchy chłopaka wrzuciłam jeszcze czerwoną różę szepcząc "Żegnaj mamo, kocham Cię".
Od pogrzebu minęły dwa dni. Czyli dwa dni odkąd siedzę zamknięta w pokoju. Jedyną osobą, która ma ze mną kontakt jest Taylor. Dziewczyna za wszelką cenę stara się mi pomóc. Przez większość czasu leżę w łóżku bądź siedzę na parapecie patrząc w niebo. Taylor po prostu ze mną jest. Nie rozmawiamy prawie wcale. Taylor siedzi obok mnie i milczy albo mnie przytula. Nie potrzebuje niczego więcej. Wczoraj dzwonił do mnie detektyw Anderson by poinformować mnie, że sprawa dotycząca śmierci mojej matki jest nadal w toku jednak nie mają żadnych konkretnych wniosków. Ktoś kto to zrobił wykonał cholernie dobra robotę i postarał się by nikt nic nie widział ani nie wiedział. Trzeba czekać....tyle przekazał mi detektyw Anderson.
Justina nie widziałam od pogrzebu kiedy odwiózł mnie do domu. Byłam mu naprawdę wdzięczna za wszystko co dla mnie zrobił. Po pogrzebie kiedy wszyscy się rozeszli,a pracownicy cmentarza zakopali grób. Wróciłam na cmentarz, usiadłam przed grobem i po prostu siedziałam patrząc na te wszystkie kwiatki i wstążki. Wtedy nie docierało do mnie to , że tam na dole leży kobieta, która darowała mi życie i która mnie wychowała. Siedziałam tak do momentu,w którym zaczęło robić się zimno i ciemno. Mój telefon dzwonił bezustannie jednak nie zwracałam na niego uwagi po prostu siedziałam. W takim położeniu znalazł mnie Justin. Okazało się, że siedziałam tak 4 godziny. Chłopak zaprowadził mnie do samochodu po czym odwiózł do domu Taylor.
Zaczął się sierpień czyli połowa wakacji już za nami. Jeszcze miesiąc i będę musiała wrócić do szkoły czego nie chce. Nienawidzę szkoły bardziej niż czegokolwiek. W ciągu tego miesiąca w moim życiu stało się na prawe wiele. Zaczynając od głupiego układu, przez wygranie kilku wyścigów i polubienie Justina kończąc na śmierci mojej matki. Aż boję się pomyśleć co jeszcze może się stać. Jednak na razie muszę skupić się na tym co dzieję się tu i teraz. Zaczynając od ogarnięcia samej siebie. Moja mama nie żyje i muszę się z tym pogodzić i żyć dalej. Uważam, że właśnie tego by chciała zarówno moja mama jak i tata. Jutro jest wyścig
i mam zamiar w nim startować i oczywiście wygrać. Następnie wraz z Taylor pójdziemy oblać moje zwycięstwo jak to mamy w zwyczaju.
Wstałam z parapetu, zgarnęłam po drodze luźną koszulkę oraz szorty i poszłam wziąć prysznic. Gdy poczułam ciepłe krople wody spływające w dół mojego ciała poczułam jak się odprężam. Prysznic zawsze mi pomagał, tak było i tym razem. Po dokładnym umyciu ciała i włosów osuszyłam swoje ciało ręcznikiem po czym ubrałam koszulkę i szorty. Wyszłam z łazienki i zeszłam na dół. Czas zacząć żyć,a pierwszym krokiem będzie pokazanie się ludziom. Państwo Evans siedzieli na kanapie oglądając telewizję, a Taylor krzątała się w kuchni.
-Dobry wieczór. - powiedziałam cicho na co państwo Evans odwrócili głowy w moją stronę.
-Witaj, kochanie. Jak się czujesz? - zapytała pani Evans z troską.
-Dziękuję jest dobrze.- posłałam jej lekki uśmiech. Po czym skierowałam się do kuchni. Taylor właśnie kończyła robić kanapki gdy mnie zobaczyła.
-Cześć. - szepnęłam.
-Hej, skarbie. Jak jest?
-Dobrze, przyszłam coś zjeść ale widzę, że ty już o tym pomyślałaś. Jesteś kochana, Taylor.
-Nic wielkiego to tylko kolacja, Roonie. Siedzisz w moim pokoju od 2 dni i nie wychodzisz,a z powietrza żyć nie będziesz, musisz jeść. Herbata czy kakao ? - uśmiechnęła się w moją stronę machając pudełkami.
-Poproszę kakao. I wiem, że przez ostatnie 2 dni nie byłam sobą ale postanowiłam się ogarnąć. Wiem, że nie mogę wiecznie tak żyć. Pogodziłam się z tym i stara Roonie wraca do gry. Zaczynając od jutrzejszego wyścigu.- Taylor słysząc o wyścigu gwałtownie się odwróciła.
-Jesteś pewna, że to dobry pomysł ? Wiesz co było ostatnim razem. - powiedziała zmartwiona.
-Tak, jestem pewna. Nic takiego nie będzie miało miejsca. Zapewniam Cię.
-A więc dobrze jutro wyścig,a teraz choć idziemy zjeść i spać powiem ci, że siedzenie na dupie cały dzień też męczy. - zaśmiałam się po czym wzięłam dwa parujące kubki od dziewczyny i poszłyśmy na górę. Zjadłyśmy kolację chwilę jeszcze porozmawiałyśmy po czym poszłyśmy spać. Od jutra zaczynam nowe życie. Z taką myślą błąkającą się po moim umyśle zasnęłam.

Od Autorki:
Wiem, że rozdział jest krótki i kompletnie do dupy...... Przepraaaaaszam ale miałam w tym tygodniu tyle na głowie  i dodatkowo chora co zaowocowało kompletnym brakiem weny. Miałam pustkę w głowię. Obiecuję, że następny rozdział będzie dłuższy i lepszy.
KOCHAAAAAM WAS <3

2 komentarze:

  1. jest świetny *-* zwłaszcza Justin's POV <3 nwjmchnemcdk :)

    OdpowiedzUsuń
  2. krótki rozdział ale miło się czyta :)

    OdpowiedzUsuń