niedziela, 2 marca 2014

15. Back to normality.

Notka pod rozdziałem ! 

 RooniePOV:

Po przebudzeniu czułam się całkiem inaczej niż przez ostatnie dni. Byłam wypoczęta i miałam chęć do życia. Pogodziłam się z tym wszystkim, teraz jedyne co mi zostało to żyć normalnie i zaczynam właśnie dzisiaj. O ile moje życie można nazwać normalnym bo, która normalna nastolatka bierze udział w nielegalnych wyścigach, wchodzi w dziwne układy z ludźmi których nienawidzi, straciła obojga rodziców. NIE! Roonie ,STOP! Przestań o tym myśleć miałaś żyć normalnie.
Wstałam z ciepłego i cholernie wygodnego łóżka i poszłam pod prysznic. Taylor na pewno jest już na dole, nie wiem jak ona to robi ale zawsze wstaje wcześnie rano. Stojąc tak pod prysznicem rozkoszowałam się ciepłymi strumieniami wody, które spływały po moim ciele oraz myślałam o dzisiejszym wieczorze- wyścig. Dla niektórych będzie to zwyczajny wyścig, taki sam jak zawsze. Wygrać zgarnąć hajs i wrócić do domu albo iść na imprezę. W normalnych okolicznościach zaliczałabym się do takiej grupy osób ale nie dzisiaj. Dla mnie dzisiejszy wyścig to gra o wolność, której nie mogę przegrać. Wiem, że jak wygram poczuję się wolna, silna i niezależna, a tego potrzebuję. Dzisiaj również zobaczę całą moją paczkę pierwszy raz od pogrzebu w tym Justina. Przez ostatnie dni zbywałam go jak tylko mogłam tak samo Chrisa. Wydawało mi się, że Justin serio się martwi. Dzwonił do mnie chyba z tysiąc razy, pisał, a nawet raz przyszedł jednak nie został wpuszczony. Musiałam go przeprosić dzisiaj za swoje zachowanie. Kończąc swoje skryte przemyślenia zakręciłam wodę i wyszłam z kabiny.
Ubrana w czarne shorty i czarny T-shirt zeszłam na dół. Pani Evans kręciła się po kuchni podśpiewując cichutko, Taylor leżała rozwalona na kanapie w salonie oglądając coś w TV, a jej ojciec pewnie był w pracy. Wykorzystując okazję,że Taylor nie dostrzegła mojej osoby podbiegłam do kanapy i rzuciłam się na nią z impetem w wyniku czego wylądowałam tuż obok dziewczyny.
-Hej. - powiedziałam lądując.
-Kurwa, Ron. Wystraszyłaś mnie.- krzyknęła dziewczyna łapiąc się za serce.
-O to mi chodziło.- zaczęłam się śmiać. - I JĘZYK PANNO EVANS!- zaczęłam naśladować naszą nauczycielkę od matematyki na co dziewczyna wybuchnęła śmiechem. W tym samym momencie do salonu weszła jej mama.
-Dzień dobry, kochanie- uśmiechnęła się do mnie.
-Dzień Dobry pani Evans.
-Jak się czujesz ? Martwiliśmy się o Ciebie.
-Dziękuję. Naprawdę jest dobrze. I przepraszam, że was zmartwiłam.
-Nie przepraszaj, skarbie. Cieszę się, że wszystko jest okej.- posłałam jej tylko uśmiech i zaczęłam się zastanawiać czym sobie zasłużyłam na takie traktowanie przez państwo Evans.
-Dobrze, dziewczynki ja uciekam do pracy.- powiedziała i wyszła z salonu.- Trzymajcie się, kocham was !- krzyknęła jeszcze na końcu. Odpowiedziałyśmy tylko krótkie "Pa". W chwili kiedy usłyszałyśmy trzask drzwi, który zwiastował, że zostałyśmy same Taylor rzuciła spojrzenie w moją stronę.'
-Wyścig ?
-Wyścig!- odparłam z uśmiechem.
-Roonie...-zaczęła jednak nie pozwoliłam jej dokończyć.
-Taylor, nie. Wiem co chcesz powiedzieć ale nie będzie tak jak ostatnim razem. Wszystko jest już okej, a ja naprawdę potrzebuję tego wyścigu.- Dziewczyna milczała przez dłuższą chwilę przetwarzając sobie wszystko w głowie. Po chwili jednak skinęła głową posyłając uśmiech w moją stronę. Oddałam uśmiech po czym udałam się do kuchni po coś do jedzenia. Postanowiłam zrobić naleśniki gdyż nie jadłam ich od wieków.
Po niespełna 20 minutach naleśniki były gotowe. Nalałam jeszcze soku do szklanek zgarnęłam z lodówki syrop klonowy i skierowałam się z powrotem do salonu gdzie jedną porcję dałam Taylor. Zaczęłyśmy jeść oglądając coś w TV.
Siedziałyśmy tak z Taylor na kanapie od kilku godzin gapiąc się w ekran telewizora, śmiejąc się i wygłupiając. Czułam się naprawdę dobrze. Starałam się za dużo o tym wszystkim nie myśleć
i nabrać trochę dystansu. O 19 zadzwonił do mnie Chris pytając o to jak się czuję, czy wszystko jest okej i takie tam. Powiedziałam mu, że zobaczymy się na wyścigu na co zareagował podobnie jak Taylor z tym, że dziewczyna po chwili dała się przekonać jednak uparty Beadles wciąż przystawał przy swoim, że to nie jest dobry pomysł. Ale przecież ja jestem Roonie Styles i mam wyjebane. Co uważam za dobre to zrobię. Około 20 zwlekłyśmy się z kanapy by się przygotować. Wzięłam szybki prysznic, nałożyłam make-up ubrałam czarne rurki, bordową bluzkę ze skórzanymi elementami, na nogi wsunęłam moje ukochane czarne lity, na wierzch zarzuciłam skórzaną kurtkę, wzięłam telefon oraz klucze i byłam gotowa do wyjścia. Taylor wyglądała praktycznie tak samo jak ja.
Ze względu na to, że mój ukochany samochód jeszcze nie wrócił od mechanika dzisiaj biorę udział moim bialutkim ferrari. Sama jazda po ulicach naszego miasta była przyjemna po kilkudniowej przerwie. Uwielbiam prowadzić to mnie uspokaja i daje szanse na przemyślenia jednak z Taylor w samochodzie przemyślenia odpadają. Po 5 minutach drogi dziewczyna włączyła radio. Moc basów sprawiała, że fotele drżały i jestem pewna, że 3 samochody dalej ludzie słyszą muzykę z mojego samochodu. Nagle z głośników zaczęły wydobywać się pierwsze dźwięki We can't stop od Miley Cyrus. Taylor jak głupia zaczęła piszczeć i podskakiwać w miejscu po czym zaczęła śpiewać razem z Miley co przyprawiło mnie o atak śmiechu. Dziewczyna przy swoim występie robiła przeróżne śmieszne miny oraz dziwnie gestykulowała. Piosenka nie dobiegła końca,a my byłyśmy na miejscu. Ściszyłam radio co nie spodobało się Taylor i nazwała mnie suką. W momencie kiedy przekroczyłam teren lotniska na moich ustach wymalował się szeroki uśmiech. Widok tych wszystkich ludzi i samochodów, ten hałas, mieszanka rozmów, krzyków, muzyki i odgłosów silników. To wszystko było dla mnie błogosławieństwem. Wysadziłam Ty jak zwykle przy budce by mogła zgłosić mnie do wyścigu, a ja udałam się w stronę gdzie zawsze stacjonuje nasza paczka. Podjechałam na miejsce i zaparkowałam tuż obok kanarkowo żółtego porshe Blaisa. Wysiadłam z samochodu i skierowałam się w stonę grupki osób, która stała kawałek dalej. Od razu dostrzegłam wśród nich Chrisa,Blaisa, Ryana, Paula, dziewczyny i oczywiście Justina. Podeszłam do nich powoli i stanęłam między Chrisem, a Ryanem.
-Cześć, wszystkim.- rzuciłam z uśmiechem. Wszyscy odwrócili głowy w moją stronę. Chris natychmiast mnie przytulił zaraz w jego ślady poszła Chrystal zaraz za nią reszta dziewczyn.
-Roonie!- wykrzyknęli chłopcy. Po czym zaczęli bombardować mnie pytaniami. Spojżałam w stronę Justina, chłopak stał wpatrując się we mnie z jego spojrzenia można było wyczytać zdziwieniem troskę, i coś jeszcze czego nie umiałam rozszyfrować. Postanowiłam do niego podejść.
-Ummm, Hej. - uśmiechnęłam się blado.Na co chłopak zrobił coś  czego nigdy bym się kurwa nie spodziewała. Bieber w okamgnieniu przyciągnął mnie do siebie i wpił się w moje usta. Byłam w szoku. Jednak po chwili oddałam pocałunek ten koleś tak kurewsko dobrze całuje, że gdyby mnie nie trzymał to pewnie leżała bym na betonie. Justin lekko przygryzł moją wargę na co jęknęłam mu w usta co szybko wykorzystał by wepchnąć do środka swój język. Przeniósł swoje dłonie na moją talię i przyciągnął mnie jeszcze bliżej o ile to było możliwe, ja natomiast zarzuciłam ręce na jego kark i wplotłam palce w jego włosy szarpiąc lekko za ich końce na co warknął gardłowo co było cholernie podniecające. Po chwili oderwaliśmy się od siebie ciężko dysząc. Spojrzałam na innych wszyscy stali cicho gapiąc się na nas z szeroko otwartymi oczami,a niektórzy również z otwartymi ustami. Przeniosłam swój wzrok z powrotem na Justina, który szczerzył się głupkowato i przyciągnął mnie do swojego boku. Chwilę później każdy na powrót zajął się sobą.
-Dlaczego to zrobiłeś ? - zapytałam.
-Bo tego chciałem i stęskniłem się.- szepnął mi do ucha.- Martwiłem się o Ciebie.- dodał.
-Justin, ja przepraszam. Wiem, że powinnam była odebrać twój telefon albo wpuścić się wtedy jednak ja naprawdę nie byłam w humorze rozmawiać z kimkolwiek.
-Nie przepraszaj ja to naprawdę rozumiem.
-Teraz jest lepiej. Myślę, że się z tym pogodziłam i postanowiłam żyć dalej.
-Cieszę się, skarbie. Jednak powiedz mi dlaczego postanowiłaś tu dzisiaj przyjechać ? -zapytał.
-Jak już mówiłam postanowiłam żyć dalej. I wyścigi to jest pierwszy etap by powrócić do normalnego życia. Poza tym wzięcie udziału i wygrana mam nadzieję da mi poczucie, że jestem silna, wolna i niezależna. Po prostu tego potrzebuję, Justin.
-Rozumiem. W takim razie mam do Ciebie prośbę, a w zasadzie to nie jest prośba, a rozkaz.
-Co masz na  myśli? -zapytałam podejrzliwie.
-Chcę żebyś wzięła udział w wyścigu moim samochodem. Chcę żebyś pojechała moim audi.
-Co ? Ale jak ? Co z tobą ? - zaczęłam zadawać pytania.
-Ze mną ? Oh, nic takiego. Po prostu nie wezmę dzisiaj udziału. Nic się nie stanie jeśli raz nie wystartuję i nie chce słyszeć nie. Jedziesz audi i koniec. - zarządził.
-Dobrze, tato.- zaśmiałam się.
-Hey ! Nie jestem twoim ojcem, nie chcę być i nie mogę !!- oburzył się chłopak.
-A to niby dlaczego ? - zapytałam rozbawiona.
-Po pierwsze nie mógłbym mówić, że mam cholernie seksowną i gorącą córkę, po drugie jako ojciec miałbym obowiązek wychowania cię więc musiałbym ci zabronić się ścigać, a po trzecie i najważniejsze nie mógłbym robić tego.- Justin nachylił się i złożył delikatny pocałunek na moich ustach.
-Chyba mnie przekonałeś. -zaśmiałam się i dołączyliśmy ro reszty. Staliśmy tak śmiejąc się i wygłupiając aż do momentu kiedy, speaker ogłosił, że za 5 minut rozpoczyna się wyścig i prosi wszystkich zawodników o ustawienie się na linii startu. Justin złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę swojego samochodu. Wpakowałam swój tyłek do jego wozu i musiałam przyznać, że od razu pokochałam to auto. Nie rozumiałam dlaczego Justin postanowił zrobić coś takiego. To w ogóle nie było do niego podobne. Cóż potem będę się nad tym zastanawiać. Odpaliłam silnik i ustawiłam się na linii startu. Po mojej prawej stronie dostrzegłam Matta, a po lewej Blaisa, który szczerzył się do mnie jak niedorozwinięty. Wystawiłam w jego kierunku środkowy palec na co wybuchnął śmiechem. Nagle nie wiadomo skąd  w oknie pojawiła się głowa Justina.
- Wygraj to, kochanie. Pokaż na co cię stać. -powiedział po czym po raz kolejny dzisiejszego wieczoru wpił się w moje usta. Jednak ten pocałunek był o wiele krótszy gdyż speaker zaczął jak zwykle pierdolić te same głupoty, a przed nami ukazała się jedna z dziwek z chorągiewką. Bieber jeszcze raz mnie pocałował, życzył powodzenia i odszedł. Włączyłam silnik i spojrzałam na Matta, który ciskał pioruny w stronę Justina. Dziewczyna przede mną machnęła chorągiewką. Wyścig się rozpoczął. Natychmiast wcisnęłam pedał gazu, a samochód wyskoczył do przodu. Czułam na sobie narastający podmuch wiatru przez otwarte okno. Po chwili byłam na prowadzeniu. Adrenalina dała kopa przez co przyspieszyłam jeszcze bardziej. Zaraz za mną jechał Blaise, innych już nie widziałam. Poczułam się wolna, spokojna i zrelaksowana. W tym momencie nie myślałam o niczym tylko o wyścigu i wygranej. Blaise cały czas trzymał się mojego tyłu. Co było dość dziwne bo nie starał się za wszelką cenę mnie wyprzedzić. Postanowiłam się na tym nie skupiać. Chwilę później przekroczyłam linię mety. Wygrałam. Zatrzymałam samochód i po chwili w okół mnie zebrało się pełno osób skandujących moje imię. Wysiadłam z samochodu, a moja dłoń zacisnęła się w pięść i wystrzeliła w górę na co tłum zaczął jeszcze głośniej krzyczeć. Po chwili pojawili się prawie wszyscy z mojej paczki zaczęli mi gratulować i przytulać. Jednak nigdzie nie widziałam Justina. Podbiegła do mnie Taylor i rzuciła mi się na szyję gratulując i zasypując pytaniami na temat auta, którym jechałam. Powiedziałam jej, że wszystko wyjaśnię jej w domu. Nagle poczułam, że nie dotykam stopami podłogi. Podniosłam wzrok i spotkałam się z czekoladowymi tęczówkami Justina. Bieber zaczął się kręcić na co wybuchnęłam śmiechem.
-Jestem z Ciebie cholernie dumny, kochanie. - po tych słowach po raz 4 dzisiaj wpił się w moje usta. Nie zostałam mu dłużna po chwili nasze języki toczyły zaciętą walkę, oplotłam Justina nogami w pasie i wplotłam palce w jego włosy. Czułam na sobie spojrzenia innych osób jednak miałam to całkowicie w dupie. Liczyłam się tylko ja i Justin. Z powodu braku tlenu przerwaliśmy pocałunek. Justin odstawił mnie na ziemię po czym wręczył srebrną walizkę.
-Twoja nagroda, kochanie.
-Dziękuję. - zabrałam od niego walizkę.
- Matko, jak mi się chce pić.- jęknęłam.
-W moim aucie w schowku powinien być energetyk, weź sobie. - powiedział Justin.
-Okej, dziękuję. - poszłam do samochodu po napój. Otwarłam schowek i wyciągnęłam srebrną puszkę. Już chciałam zamknąć schowek gdy mój wzrok przykuł pewien przedmiot, od którego, zaschło mi w gardle jeszcze bardziej,a o czy szeroko otworzyły. Nie wiedziałam co mam na ten temat myśleć .

Od Autorki:
Przepraaaaszam, że rozdziału nie było jak zwykle wczoraj. Ale nasze kochanie skończyło 20 lat i byłam cały dzień poza domem na zlocie w Katowicach. Było CUUUUUUDOWNIE, DZIĘKUJĘ <3
Dzisiaj jest tak późno bo byłam sobie cały dzień w Krakowie. Ze względu na to, że jutro mam urodzinki to mamusia mnie zabrała na tripa.
Co do rozdziału jest dłuższy niż ostatnio i mam nadzieję, że wam się spodoba.
KOMENTUJCIE, MIŚKI ŁADNIE PROSZĘ
Jeszcze tylko KOCHAM WAS I DOBRANOC <3

2 komentarze:

  1. omfg jdndbnd *-* a co do zlotu bylo mega <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe co znalazła. Stawiam na broń lub narkotyki. Świetny! <3

    OdpowiedzUsuń