sobota, 7 czerwca 2014

27. Fucking helplessness.

Pisane kursywą to wspomnienie.
JustinPOV:
Tydzień. Siedem dni. Pierdolone 168 godzin. Tyle czasu minęło odkąd Roonie leży na szpitalnym łóżku w  kompletnym bezruchu. Tydzień odkąd jakiś świr wpakował ją w śpiączkę. Najgorszy tydzień mojego życia. Nie potrafię nic zrobić. Nie potrafię spać, jeść, mówić- nic. Od tygodnia nie opuszczam szpitalnego pokoju,chyba, że do łazienki. Całymi dniami i nocami siedzę przy jej boku i czekam aż się obudzi. Za każdym jednym pierdolonym razem jak wchodzę do tego pokoju chcę mi się płakać. Widok tych wszystkich kabelków i rurek podpiętych do jej ciała przyprawia mnie o dreszcze. Widok osoby, która pokazała ci co to jest miłość, osoby przed którą po raz pierwszy otworzyłeś serce, która leży podpięta do tej całej aparatury, ledwo oddycha i walczy o życie jest nie do zniesienia ale jeszcze gorszym widokiem było bezwładne ciało dziewczyny, którą kochasz leżące bezwładnie w kałuży krwi.

Po tym jak Roonie powiedziała, że chce się iść przewietrzyć, poszedłem do naszego stolika by zgarnąć fajki i dołączyć do niej na zewnątrz. Przepychałem się przez tłum spoconych ciał by dostać się do tylnego wyjścia. W końcu udało mi się przepchać przez połowę klubu. Popchnąłem masywne drzwi i od razu uderzył we mnie powiew świeżego powietrza. Wyszedłem na zewnątrz i zacząłem szukać Roonie wzrokiem lecz nigdzie jej nie widziałem. Zrobiłem kilka kroków wgłąb uliczki i to co zobaczyłem zmroziło mi krew w żyłach. Roonie, nieprzytomna w kałuży krwi.  Od razu zerwałem się i do niej podbiegłem. Padłem przed nią na kolana i spostrzegłem ranę w dole brzucha, z której sączy się krew. Z kieszeni wyszarpnąłem telefon i zadzwoniłem po pogotowie. Następnie zdjąłem z siebie koszulkę i zacząłem uciskać miejsce, z której sączyła się krew. Po chwili usłyszałem dźwięk syren. Następne wydarzenia potoczyły się z zawrotną prędkością.  Sanitariusze wzięli ją na nosze i wpakowali do karetki po czym odjechali nie pozwalając mi jechać z nimi. 

Ten widok miałem przed oczami za każdym razem jak zamykałem oczy. 
Siedziałem tak przy boku Roonie i trzymałem jej małą, zimną dłoń w swoich prosząc boga by mi ją oddał. By się obudziła. Codziennie przychodził tutaj Chris, Taylor, jej rodzice i inni nasi znajomi. Za każdym pierdolonym razem musiałem spojrzeć im w oczy i powiedzieć, że nic się nie zmieniło. Wtedy Taylor zaczyna płakać, a Chris spuszcza głowę i siada obok łóżka. Ja natomiast mam ochotę komuś zajebać.
-Błagam, kochanie otwórz oczy. - szepnąłem jednak zdawałem sobie sprawę , że mnie nie słyszy.- Proszę, skarbie bez Ciebie jestem nikim. To ty sprawiłaś, że potrafię kochać. Ty sprawiasz, że rano wstaję z łóżka bo mam dla kogo. To dzięki tobie jestem szczęśliwy. Nie pozwól by to się zmieniło. Roonie, proszę otwórz oczy. Nie możesz mnie zostawić. Musisz walczyć, słyszysz? Musisz walczyć. Dla mnie, dla nas. Kocham Cię, nie możesz mnie zostawić, nie możesz.-siedziałem tak i powtarzałem te słowa jak modlitwę. Nawet nie spostrzegłem kiedy po moich policzkach po raz kolejny spłynęły łzy. To nie były łzy smutku. To były łzy bezsilności i złości. Jest tyle rzeczy, które chciałem zrobić ,które chciałem jej pokazać. Chciałem by poznała moją mamę, chciałem zabrać ją do Kanady by zobaczyła gdzie dorastałem,a teraz nie mam stuprocentowej pewności czy jeszcze będę miał okazję to zrobić. Opuściłem głowę i pozwoliłem łzom spływać po mojej twarzy. Siedziałem tak w ciszy, trzymając drobną dłoń Roonie gdy usłyszałem, że drzwi się otwierają nawet się nie odwróciłem bo wiedziałem, że to pewnie Taylor albo ktoś z naszej paczki ewentualnie pielęgniarka. Jednak po chwili poczułem delikatny dotyk na moim ramieniu i ledwo słyszalny szept.
-Synku...-automatycznie odwróciłem głowę w stronę tego głosu nie mogąc w to uwierzyć. Czy ja przypadkiem już nie mam omamów ?
-M-mamo ?-zapytałem.
-Kochanie, tak mi przykro.- zaczęła.- Mimo,że jeszcze jej nie poznałam już ją kocham. Jest silna,Justin. Wróci do nas, do Ciebie.
-Ja ją naprawdę kocham, mamo.-powiedziałem,a po moich policzkach znowu spłynęła kaskada łez.
-Wiem, synku. Wiem.- powiedziała i przytuliła mnie. Od razu się w nią wtuliłem. Mało obchodziło mnie teraz to jak wyglądam. Byłem na skraju załamania, a mama była teraz jedyną osobą, która była w stanie nade mną zapanować.
-C-co jeśli ona się nie obudzi ? - szepnąłem łamiącym się głosem.
-Obudzi się, zobaczysz.- szepnęła kojąco. - Co powiedzieli lekarze ?

-Pan Bieber? -zapytał wysoki mężczyzna na oko miał ze 35 lat. Na nosie miał okulary i był ubrany w biały kitel. 
-Tak to ja.- odpowiedziałem.
-Witam, jestem doktor Robinson.  Jest pan kimś z rodziny Veronici Styles? 
-Jestem jej chłopakiem, ona nie ma rodziny. -odpowiedziałem nerwowo.
-Zatem zapraszam do gabinetu, musimy porozmawiać.- skinąłem tylko głową i poszedłem za nim. Weszliśmy do pomieszczenia, dr. Robinson zajął miejsce za biurkiem,a mi wskazał na krzesło po drugiej stronie. 
-Więc, Panie Bieber nie będę ukrywał, że stan Veronici jest poważny. Dziewczyna straciła dużo krwi, pocisk uszkodził jej organy wewnętrzne. Na szczęście zdołaliśmy zapanować nad sytuacją. Oprócz tego podczas upadku panna Styles dosyć mocno uderzyła głową o beton. Nie stwierdziliśmy żądnych trwałych uszkodzeń jednak Veronica zapadła w śpiączkę. Na dzień dzisiejszy nie jestem w stanie powiedzieć panu ile może ona trwać. Trzeba czekać .No i została ostatnia sprawa,a mianowicie pocisk trafił w dolne partie brzucha. Na dzień dzisiejszy w 75% pańska dziewczyna nie będzie mogła mieć dzieci. -doktor zakończył swoją wypowiedź, a mi w głowie kręciły się tylko pojedyncze wyrazy: śpiączka, nie będzie mieć dzieci, pocisk. Tego było za wiele. Podziękowałem mu i jak najszybciej opuściłem gabinet.  Wyszedłem na korytarz i osunąłem się po ścianie, a łzy spłynęły po mojej twarzy. W takim stanie zastali mnie Chris, Ryan i Taylor. 

Przekazałem mamie wszystko co powiedział lekarz. W połowie mojej wypowiedzi zauważyłem łzy w oczach mojej mamy i teraz płakaliśmy razem. Już nawet nie potrafiłem i nie chciałem ich zatrzymywać.
Po godzinie moja mama pojechała do domu. Próbowała mnie przekonać bym z nią wrócił jednak uparłem się, że zostanę. Tak oto spędziłem kolejną bezsenną noc na szpitalnym krześle obok łóżka Roonie. Nie wiem jakim cudem ja jeszcze żyje. W ciągu ostatniego tygodnia spałem może po 2 godziny na dobę, piłem tylko energetyki ewentualnie zjadłem jakąś kanapkę jak już Taylor mnie o to błagała prawie na kolanach. Nie miałem siły i ochoty na nic. Gdybym tylko mógł to bym się z nią zamienił. Ja mogłem tutaj leżeć nie ona. Obiecałem sobie, że znajdę tego co to zrobił i osobiście go zabiję. Nie wiem dlaczego ktoś to robi jednak mam nieodparte wrażenie, że ma to wszystko związek ze śmiercią jej rodziców. Co takiego stało się w rodzinie Styles'ów, że płaci ona taką cenę ?
Następnego ranka, kiedy przysnąłem na chwile do pokoju wszedł doktor Robinson. Spojrzał na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Mogłem dostrzec w jego oczach coś na podobe współczucia, żalu i zdenerwowania ? Nie byłem do końca pewny jednak słowa, które po chwili wypłynęły z jego ust były dla mnie niczym najgorszy koszmar. Miałem ochotę płakać, krzyczeć i śmiać się jednocześnie.
-Witam, panie Bieber.
-Dzień Dobry.
-Musimy porozmawiać.- zaczął z bardzo poważną miną.
-Słucham. -odpowiedziałem jednak w tym momencie do pokoju weszła Taylor z rodzicami,a zaraz za nią Chris.
-Witam, państwa.- zaczął ponownie lekarz. Oni tylko skinęli głowami. -Mam dla państwa niezbyt dobrą wiadomość. Jak wiadomo panna Styles znajduje się w śpiączce już od 9 dni co jest powiem szczerze dosyć zaskakujące bo powinna się już dawno obudzić. Zrobiliśmy ponownie tomografię mózgu i ominęliśmy pewien szczegół wcześniej. Jest mi naprawdę przykro to mówić jednak jeżeli w ciągu 24 godzin Veronica się nie wybudzi będziemy musieli odpiąć ją od maszyn stwierdzając śmierć kliniczną.- powiedział, a ja siedziałem tak i patrzyłem na niego pustym wzrokiem. Pierdolona bezsilność to jedyne co teraz czułem. Taylor wybuchnęła płaczem i przytuliła się do matki. Chris się nie odezwał jednak widziałem, że jest na skraju załamania, a ja ? Ja po prostu siedziałem. Nagle dopadła mnie ogromna złość miałem ochotę go w tym momencie zabić. Dosłownie. Zerwałem się z krzesła tak, że wylądowało ono na ziemi i w przeciągu sekundy  przyciskałem tego zajebanego doktorka do ściany.- Nie pozwolę na to rozumiesz? Ona się kurwa obudzi! W chuju mam to całe twoje pierdolenie, że jest ci kurwa przykro. Gówno prawda!- krzyknąłem. - Mówisz tak za każdym jednym pierdolonym razem. PUSTE PIERDOLENIE BO OSOBA, KTÓRA LEŻY TAM- wskazałem na łóżko Roonie- NIC DLA CIEBIE NIE ZNACZY JEST TYLKO KOLEJNYM PRZYPADKIEM. -wrzasnąłem i przycisnąłem go mocniej do ściany. Widziałem w jego oczach strach. W tym momencie pojawił się przy mnie Chris i wraz z ojcem Taylor i odciągnęli mnie on tego przydupasa.
-Stary daj spokój.- powiedział Chris.
-JAK JA MAM BYĆ KURWA SPOKOJNY ?- wrzasnąłem.- NIE SŁYSZAŁEŚ KURWA CO ON PRZED CHWILĄ POWIEDZIAŁ ? JEŻELI ONA NIE OTWORZY OCZU W PRZECIĄGU PIERDOLONYCH 24 GODZIN TO KILKA DNI PÓŹNIEJ BĘDZIEMY WSZYSCY STAĆ NAD JEJ GROBEM ! -wrzasnąłem Chrisowi w twarz.
-Myślisz, że twoje wrzaski jej pomogą ? -zapytał retorycznie. - To ci powiem, że NIE. Nie pomogą i nie zachowuj się, kurwa jakby tylko tobie na niej tutaj zależało. Myślisz, że łatwo mi na to patrzyć? -powiedział nieco spokojniej.-Stary, ona jest dla mnie ja siostra.- głos mu się łamał.-Jednak nie możemy nic zrobić zostało nam tylko czekać. -wyszeptał.
-NIE! Nie będę tu siedział i oglądał jak ona umiera, rozumiesz? -krzyknąłem.Odepchnąłem go od siebie.-KURWA- wrzasnąłem i wybiegłem ze szpitala. Przy wejściu do szpitala wpadłem na moją mame, która właśnie wchodziła do środka.
-Justin ?-zapytała z przerażeniem w oczach.
-Tracę ją mamo- szepnąłem i po raz kolejny łzy pociekły po mojej twarzy.- kobieta od razu zagarnęła mnie w swoje ramiona.
-Musisz odpocząć synku. -szepnęła ciągnąc mnie w stronę swojego samochodu. Nie protestowałem jednak. Nie miałem już siły na nic.

Co będzie dziś? Nie wiem, nie wiem.
To może jeden z Twoich najlepszych dni, 
albo najgorszych i możesz stracić wszystko lub nic.
Wiec po prostu nie wiem co będzie dziś.

Od Autorki : 
Hej, misie moje kochane. Przyznam, że pisząc ten rozdział chciało mi się płakać.
Piszcie w komentarzach co sądzicie bo to dla mnie ważne. 
Komentujcie ładnie proszę. KOCHAM WAS I DO NASTĘPNEGO.

9 komentarzy:

  1. "Nawet nie spostrzegłem kiedy po moich policzkach po raz kolejny spłynęły łzy. To nie były łzy smutku. To były łzy bezsilności i złości." Po tym to i ja się popłakałam... Czekam na następny rozdział! Przez Ciebie każdy pierdolony dzień to oczekiwania na następny rozdział.. #Nizzle Kocham tę opowiadanie..

    OdpowiedzUsuń
  2. Super:-)
    Czekam na next :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na następny rozdział :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Popłakałam się :..( /kate

    OdpowiedzUsuń
  5. O jejku niesamowity rozdział :)
    Wiadomo że Ronie się obudzi, ale i tak duże emocje :D

    OdpowiedzUsuń
  6. super proszę Cię niech on się obudzi

    OdpowiedzUsuń
  7. Jezu poplakalam sie .. cudownie piszesz. :*

    OdpowiedzUsuń