sobota, 28 czerwca 2014

29. The letter.

NOTKA MOI KOCHANI !

*10 dni później.*
RooniePOV :
-Bieber do kurwy nędzy mam nogi, postaw mnie do cholery.- warknęłam.
-Nie denerwuj się kochanie, chciałem pomóc.
-Nie jestem kurwa kaleką ani upośledzona więc skończ mnie tak traktować.
-Dobra, przepraszam.- westchnął. I chciał mnie przytulić lecz ja w ostatniej chwili mu umknęłam.
- O nie mój drogi. Ja teraz idę pod prysznic,a ty zajmij się czymś pożytecznym. Albo wiesz co ? Jedź do Ryana, zobacz co tam u niego.
-Może ci pomóc ? - powiedział jakbym przed sekundą nic nie powiedziała.
-Czy ty mnie słuchasz?- zapytałam już lekko podkurwiona.
-Tak, cały czas. Ale nie rozumiem po co mam jechać do Ryana. Teraz. -odpowiedział. Ja natomiast odwróciłam się do niego przodem i stanęłam tak blisko jak tylko mogłam.
-Posłuchaj, nie chciałam ci tego mówić i broń boże nie chcę cię urazić kochanie. Ale Justin najzwyczajniej w świecie mnie wkurwiasz.-powiedziałam na jednym tchu. -Ja wiem, że się starasz, że się martwisz ale jakbyś mógł to byś mnie trzymał na rękach nawet jak idę siku. Tak się nie da. Nic mi już nie jest. Czuję się dobrze. Więc dzisiaj ja posiedzę sobie sama, pooglądam TV czy coś,  a ty pojedziesz do Ryana czy gdziekolwiek i zrobisz co będziesz chciał. Nawet możesz schlać się w trzy dupy.- powiedziałam,a Justin stał tak bez ruchu. Chyba nie dowierzając w moje słowa.
-Z jednej strony czuję się lekko dotknięty ale z drugiej muszę przyznać, że jesteś najlepszą dziewczyną na ziemi.
-Jestem najlepszą dziewczyną na ziemi bo Ci powiedziałam, że mnie wkurwiasz ?
-Nie. Wyraziłaś zgodę, że mogę się schlać w trzy dupy jak to ujęłaś. Gdzieś ty była całe moje życie ? -zapytał i złapał moją twarz w swoje dłonie.
-Tuż obok, kochanie. Tuż obok.- powiedziałam śmiejąc się,a po chwili poczułam jak miękkie usta Justina lądują na moich. - Dobra panie całuśny. - powiedziałam kiedy wreszcie się od siebie odessaliśmy.- Leć gdzie chcesz, tylko bądź grzeczny, a ja zostaję tutaj.
-Dobrze, kochanie. Ale pamiętaj, że cokolwiek by się nie działo jeden telefon i wracam.
-Dobrze. Pa.- powiedziałam i dałam mu szybkiego całusa. Justin odpowiedział tym samym i poszedł na dół by wyjść z domu. Po kilku sekundach usłyszałam krzyk chłopaka z dołu.
-ROOOOOOOONIE!!
-CO ?
-ZAPOMNIAŁEM, KOCHAM CIĘ.- wrzasnął na cały dom.
- JA CIEBIE TEŻ,A TERAZ WYPAD.- odkrzyknęłam i zaczęłam się śmiać.
Po  chwili usłyszałam trzask zamykanych drzwi. Z impetem rzuciłam się na łóżko czego zaraz pożałowałam gdyż rana na  brzuchu dała o sobie znać. Skrzywiłam się lekko i przekręciłam swoje ciało na plecy. Dzisiaj postanowiłam przeleżeć cały dzień w samotności i pomyśleć.
Przez ostatnie dni naprawdę sporo się działo. Cztery dni temu wypisali mnie ze szpitala. Od tego czasu Justin i Taylor nie odstępują mnie na krok. We wszystkim chcą mnie wyręczać co niezmiernie mnie wkurwia. Chodzą za mną krok w krok sprawdzając czy przypadkiem się nie przemęczam. Wczoraj razem z Justinem byłam na policji. Podejrzewają, że mój wypadek może mieć coś wspólnego ze śmiercią mojej matki. Od jej śmierci minęło pół roku,a policja w dalszym ciągu nic nie ma. Śledztwo utkwiło w martwym punkcie. Dodatkowo za dwa dni wigilia, a ja nie mam na nic pomysłów ani sił. Większość z was pewnie uwielbia święta. Choinka, prezenty, miła i ciepła rodzinna atmosfera. Ja wręcz przeciwnie nie znoszę świąt. Nigdy nie miałam prawdziwych świąt. Mama ciągle pracowała i nie miała czasu na takie rzeczy. Zazwyczaj w wigilię zabierała mnie na kolację do restauracji i dawała pieniądze w ramach prezentu, nawet choinki w domu nie mieliśmy. Z drugiej strony nie było to wcale takie złe. Wolałam to niż sztuczną atmosferę na siłę. Jednak w tym roku nie wyobrażam sobie tego. Nie chcę być uciążeniem dla Państwa Evans. Co prawda od samego początku zapewniają mnie, że jestem jak ich druga córka, że mnie kochają i bardzo cieszą się, że z nimi jestem. Jednak ja widzę to w nieco innym świetle. Kolejnym problemem są prezenty nie mam zielonego pojęcia co mogłabym kupić Justinowi. On zapewnia mnie, że mam mu nic nie kupować, że dla niego najlepszym prezentem jest to, że z nim jestem. Pieprzony romantyk się znalazł. Jednak ja chcę mu coś dać, chcę mu podziękować za to jaki jest. W przeciągu zaledwie roku Justin zmienił się nie do poznania. Tak jakby w jego ciało wszedł ktoś kompletnie inny. Jest to jednak dobra zmiana. Dalej miewa swoje odchyły od normy, dalej nie wie kiedy zamknąć buzię i dalej jest wredny. Jedną rzeczą, która zmieniła się w nim kolosalnie to uczucia. Kiedy go poznałam był zadufanym w sobie dupkiem, który nie czuł nic poza złością i nienawiścią. Teraz jest inaczej. Jednak ta sama rzecz zmieniła się we mnie. Zmieniliśmy się na wzajem. Taylor miała rację mówiąc, że nienawiść od miłości dzieli cienka linia tylko za każdym razem kiedy moja przyjaciółka wypowiadała te słowa moja reakcja była zawsze taka sama. Prosiłam żeby przestała pierdolić głupoty i zajęła się czymś pożytecznym. Na dzień dzisiejszy z tego miejsca zwracam jej honor.
Moje przemyślenia przerwał trzask drzwi na dole i krzyk ojca Tay, że jest już w domu. Nagle do głowy wpadł mi pewien pomysł. Postanowiłam zrobić coś czego nie odważyłam się zrobić przez ostatnie pół roku. Zwlekłam się z łóżka i zeszłam na dół.
-O Roonie, witaj słoneczko. - przywitał mnie uśmiechem starszy mężczyzna.
-Dzień Dobry, panie Evans.
-Ile razy mam ci mówić , że masz nie zwracać się do mnie "Pan Evans" ? Tak mówią do mnie ludzie w pracy,a nie rodzina.- powiedział,a w moim sercu pojawiło się dziwne uczucie ciepła.
-Dobrze, więc Cześć.- powiedziałam śmiejąc się.
-Od razu lepiej- też zaczął się śmiać. -Jesteś sama?  Gdzie Justin?
-Justina odesłałam by zrobił coś dla siebie. Szczerze mówiąc miałam już dosyć tego, że traktuje mnie jak jajko. -powiedziałam na co mężczyzna szeroko się uśmiechnął. -Mam do ciebie prośbę.- zaczęłam dosyć nie pewnie.
-Słucham cię. Wiesz, że zawsze ci pomogę jak tylko będę mógł.
-No bo....em no ja- zaczęłam się jąkać.- Ja chciałabym pójść do siebie do domu tak po prostu odwiedzić to miejsce.-powiedziałam tak szybko, że ojciec Tay mógł mnie nie zrozumieć.
-Ja...tak oczywiście jeżeli tego chcesz dam ci klucze. Jednak, jesteś na to gotowa Roonie ? -zapytał z troską.
-Myślę, że tak.- odpowiedziałam.
-Zatem dobrze. Poczekaj przyniosę ci klucze. -powiedział i zniknął za drzwiami swojego gabinetu. Po chwili wrócił trzymając w dłoni pęk kluczy. Podał mi go na co ja niepewnie go odebrałam. Podziękowałam i poszłam na górę się przebrać.
Włożyłam klucz do zamka i niepewnie przekręciłam. Po chwili usłyszałam szczek zamka, który sygnalizował, że drzwi są otwarte. Nie pewnie zrobiłam pierwszy krok by po chwili znaleźć się w miejscu gdzie mieszkałam całe swoje życie.Kiedy znalazłam się w środku mój oddech automatycznie przyspieszył. Nie było mnie tutaj pół roku ale kompletnie nic się tutaj nie zmieniło. Meble pokrywała gruba warstwa kurzu, a na dywanie dalej widniała ogromna szkarłatna plama, którą pół roku wcześniej zrobiła moja matka swoją własną krwią. Stałam tak i wpatrywałam się w plamę, a w mojej głowie trwał seans wspomnień z przed pół roku jaki z przed miesiąca. Nie potrafiłam dłużej na to patrzeć. W szybkim tempie odwróciłam się i zaczęłam wspinać się po schodach na górę. Kiedy już znalazłam się na górze pierwsze napotkane przeze mnie drzwi prowadziły do sypialni mojej mamy. Nacisnęłam na klamkę i weszłam do środka. Tak samo jak w salonie nic się tu nie zmieniło, oprócz tego, że wszystkie meble pokrywa gruba warstwa kurzu. Na toaletce dalej widniały równo ustawione kosmetyki mojej mamy, łóżko było starannie pościelone, obok łóżka stała staranie ustawiona torba mojej mamy. Podeszłam do obszernej szafy przyległej do ściany po lewej stornie. Rozsunęłam drzwi,  a moim oczom ukazało się pełno wieszaków z ubraniami mojej mamy. Każde z nich było starannie wyprasowane i powieszone w porządku kolorystycznym. Przejechałam dłonią po ubraniach, a przed oczami miałam widok mojej mamy perfekcyjnie ubranej z torbą w ręku, która rano wychodziła do pracy. Zamknęłam szafę i wyszłam z sypiali zamykając za sobą drzwi. Następnym pomieszczeniem był mój pokój. Weszłam do środka, tutaj było nieco inaczej. Całe pomieszczenie było praktycznie puste Jedyne co w nim zostało to stare biurko, szafa i rama łóżka gdyż wszystkie moje rzeczy zabrał Pan Evans. Nie było sensu dalej tutaj stać. Zamknęłam za sobą drzwi wiedząc, że widzę ten pokój po raz ostatni. Ostatnim pomieszczeniem był gabinet mojej mamy. Tak jak poprzednio weszłam do środka gdzie panował półmrok. Powolnym korkiem weszłam do środka, jednak kiedy tylko przekroczyłam próg pomieszczenia drzwi same się za mną zamknęły. "Jak w horrorach"- pomyślałam i zaśmiałam się pod nosem. Tego pokoju nie odwiedzałam zbyt często gdyż było to miejsce pracy mojej mamy i jako dziecko miałam tutaj zakaz wstępu, a zaś jak byłam starsza nie czułam potrzeby żeby tutaj wchodzić. Wszystko tutaj było utrzymane w ciemnych odcieniach. Ściany były koloru czarnego,a jedna z nich była biała. Po lewej stronie stał ogromny regał z książkami, segregatorami, i przeróżnymi teczkami naprzeciw wejścia stało biurko, a na ścianie za biurkiem wisiał ogromny plazmowy telewizor. Zaś po prawej stornie pod białą ścianą stała kanapa i mały stolik do kawy. Na całej ścianie wisiały dyplomy mojej rodzicielki oraz zdjęcia, które przedstawiały mnie jako dziecko, mojego ojca i moją matkę. Przyznam szczerze, że było to dla mnie zdziwienie gdyż całe życie wydawało mi się, że moja rodzicielka nie przykłada zbytnio wagi do rodziny. Jednak może się myliłam. Obeszłam całe pomieszczenie wokół by po chwili usiąść przy biurku. Nie wiem czy powinnam to robić jednak moja ciekawość zwyciężyła i po chwili przeglądałam zawartość biurka mojej mamy. Były tam same dokumenty, teczki i inne pierdoły dotyczące zawodu mojej matki. Jednak po chwili moją uwagę zwróciła koperta, na której widniało MOJE imię. Nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Wzięłam ją delikatnie do ręki jakby pod moim dotykiem miała wybuchnąć. Otworzyłam kopertę, z której wyciągnęłam złożoną kartkę. Rozwinęłam papier i od razu poznałam pismo mojej matki. Był to list, który najwidoczniej prędzej czy później miał trafić w moje ręce. Bez zastanowienia zaczęłam czytać.
Po tym jak przeczytałam to po raz czwarty nadal nie wiedziałam co mam zrobić. W mojej głowie było tornado myśli.Chciałam krzyczeć, chciałam w coś uderzyć ale jednocześnie chciałam po prostu obudzić się i mieć nadzieję, że to tylko jakiś pojebany sen jednak rzeczywistość była inna. Osunęłam się na ziemię oparta plecami o biurko zaczęłam szlochać Nawet nie wiem kiedy wybrałam numer Justina.
-Tak, kochanie ? -zapytał wesoło jednak ja nie potrafiłam skleić zdania. Pociągnęłam nosem na co Justin automatycznie zareagował.- Roonie? Halo, jesteś tam? Co się stało dlaczego płaczesz? - pytał spanikowany. - Skarbie jesteś tam ? Odezwij się.
-Potrzebuję cię.- szepnęłam tylko.
- Gdzie jesteś ? Zaraz przyjadę jesteś w domu?
-Tak, ale nie u Tay.- powiedziałam i nie czekając na reakcje po drugiej stronie rozłączyłam się rzucając mój telefon gdzieś w kąt. Podciągnęłam kolana pod brodę i dalej płakałam. Nie rozumiałam tego. Jak coś takiego mogło się wydarzyć, myślałam, że takie rzeczy możliwe są tylko w filmach.

JustinPOV :
Siedziałem z Ryanem u niego w salonie pijąc piwo gdy nagle zadzwonił mój telefon.
 -Tak, kochanie ? -zapytałem wesoło jednak usłyszałem tylko Pociąganie nosem.Płakała ? ale dlaczego. - Roonie? Halo, jesteś tam? Co się stało dlaczego płaczesz? - zadawałem pytania coraz bardziej zmartwiony . - Skarbie jesteś tam ? Odezwij się.-prosiłem
-Potrzebuję cię.- szepnęła ledwie słyszalnie.
- Gdzie jesteś ? Zaraz przyjadę jesteś w domu?
-Tak, ale nie u Tay.- powiedziała i nie czekając na moją reakcje rozłączyła się. Wstałem z kanapy jak oparzony przeprosiłem Ryana i wybiegłem z jego domu. Wskoczyłem do samochodu i ruszyłem z piskiem opon kierując się w strone jej domu. Zastanawiały mnie dwie rzeczy,a mianowicie co do cholery Roonie robiła w starym domu i dlaczego jest w takim stanie. Po chwili zatrzymałem się pod jej domem i nie dbając o nic pobiegłem do środka. Drzwi na szczęście były otwarte. Wszedłem do środka. Jednak nigdzie jej nie widziałem.
-Roonie? -krzyknąłem jednak odpowiedziała mi cisza. Na dole nigdzie jej nie było. Pognałem na piętro otwierając każde drzwi po kolei szukając jej. Znalazłem ją w ostatnim pomieszczeniu, które wyglądem przypominało gabinet. Siedziała z głową pomiędzy kolanami, oparta o biurko i widziałem, że płakała. W sekundę pokonałem dzielącą nas odległość i opadłem na kolana na przeciw niej. Wziąłem jej dłonie i odciągnąłem od jej twarzy. W pierwszej chwili kiedy poczuła czyjś dotyk na sobie wzdrygnęła się, jednak kiedy spostrzegła, że to tylko ja rzuciła mi się na szyję wybuchając płaczem. Przytuliłem ją do siebie próbując uspokoić.
-Kochanie co się stało ? -zapytałem. -Proszę nie płacz. Powiedz mi o co chodzi.- dziewczyna szepnęła tylko krótkie "czytaj i podała mi kartkę ". Zacząłem czytać list zaadresowany do niej i z każdym następnym słowem moje źrenice powiększały się.

Kochana, córeczko! 
Skoro to czytasz to pewnie mnie ani ojca nie ma już na tym świecie. Ale skoro nas już nie ma to musisz wiedzieć kilka rzeczy, o których dowiedziałabyś się prędzej czy później. Po pierwsze pomimo wszystkiego co napisze później wiedz, że tak samo ja jak i ojciec kochaliśmy cię nade wszystko. Choć może czasami tego nie okazywałam w sposób jaki powinnam ty i twój ojciec byliście najważniejszymi osobami w moim życiu. Kocham Cię, skarbie pamiętaj,a teraz ta mniej przyjemna cześć. Pamiętasz zapewne, że twój ojciec brał udział w nielegalnych wyścigach samochodowych. Otóż faktycznie tak było i ja o tym doskonale wiedziałam. Jednak udawałam zaskoczoną żebyś niczego się nie domyśliła. Tak naprawdę ojciec nie był mechanikiem tak samo jak ja nie byłam prawnikiem. Tak naprawdę oboje byliśmy tajnymi agentami FBI. Twój ojciec miał najlepszego przyjaciela jeszcze za czasów szkolnych. Morgan- bo tak się nazywał. Był jednym z najbardziej szanowanych ludzi w Los Angeles jednak na reputację zapracował sobie nie do końca zgodnie  z prawem. Był on zamieszany w mnóstwo brudnych interesów. W pewnym czasie zadarł z niewłaściwymi ludźmi. Wtedy na świece pojawiłaś się ty. Morgan jest twoim ojcem. Jednak chciał on dla Ciebie jak najlepiej i zgłosił się do nas. Twój ojciec obiecał mu, że zaopiekujemy się tobą i pokochamy jak własne dziecko. I to akurat udało nam się spełnić. Pokochaliśmy cię jak własną córkę. Wszystko szło zgodnie z planem. Morgan zniknął, chronił się, a Andeasa- człowieka, który mu groził. Udało nam się zapuszkować. Jednak sprawy nieco się pokomplikowały. Podczas gdy Andeas Delgando siedział, jego ludzie znaleźli Monicę- twoją matkę i ją zamordowali. Potem sprawa ucichła. Jednak kiedy ty skończyłaś 16 lat. Delgando wyszedł z więzienia. Dowiedział się o całej sprawie. Staraliśmy się coś na niego znaleźć by wrócił tam z powrotem jednak nie było to takie łatwe. Stąd twój ojciec brał udział w wyścigach. Jednakże nie udało nam się. Delgando zabił twojego ojca i tylko kwestia czasu jest aż zabije i mnie.  Jest ostatnia rzecz, którą musisz zrobić. O tym kto za tym stoi wiedziałam tylko ja i twój ojciec gdyż chcieliśmy chronić Morgana,a to co robił było nie zgodne z prawem. Jednak teraz to wszystko już nie ma znaczenia. Teraz najważniejsze jest to abyś ty była bezpieczna. Więc proszę Cię wszystko czego dowiedziałaś się z tego listu przekarz mojemu przyjacielowi z pracy Jackowi Andersonowi. On wie połowę. Wie, że my cię chroniliśmy. Lecz nie wiedział kim są twoi biologiczni rodzice i kto za tym stoi. Teraz nie ma przeszkód więc powiedz mu wszystko. I jeszcze jedno. Trzymaj się z daleka od Syna Andreasa, nazywa się Matt i jest w twoim wieku. Pamiętaj, że pomimo wszystkiego Kocham Cię i zawsze będziesz moją malutką córeczką. 
MAMA
Kiedy skończyłem czytać list. Moja szczęka na przemian otwierała się i zamykała.  Nie mieściło mi się to w głowie. Cała ta historia brzmiała jak z pierdolonego kryminału. Jeszcze Matt. Teraz jestem prawie pewien, że w clubie go widziałem. Nikomu o tym nie powiedziałem ale wydawało mi się, że wtedy w clubie Matt nas obserwował jednak nie byłem pewien czy to on. Teraz już jestem. Jestem też pewny, że to on strzelił do Roonie. Boże, mam ochotę iść i go zapierdolić jednak wiem, że teraz muszę zająć się moją dziewczyną. Odłożyłem list na biurko i kucnąłem obok dziewczyny.
- Kochanie? -zapytałem delikatnie. Roonie jednak zdążyła chyba lekko się otrząsnąć podczas kiedy ja czytałem ten list.
-Nie wiarygodne, prawda?- zapytała.- Myślałam, że takie rzeczy dzieją się tylko w filmach,a tu proszę. Zastanawia mnie tylko jedno. Czy naprawdę osoba, która była niegdyś moim najlepszym przyjacielem postrzeliła mnie ? Nie wiem czy jestem z tego powodu bardziej zła czy smutna. -powiedziała głosem wypartym z emocji. - Co do moich rodziców. To znaczy osób które mnie wychowały. Nie zachowam się jak w tych dennych filmach i nie będę płakać, że nie całe życie okłamywali. Wręcz przeciwnie. Kocham ich i zawsze będę oni są moimi rodzicami nawet jeśli matka mnie nie urodziła dalej jest moją matką. Chronili mnie, oddali swoje życie za mnie. Coś nie wiarygodnego. Co do Morgana i Monici nie mam do nich żalu. Chcieli dobrze i ja to rozumiem. -powiedziała,a mnie wmurowało w podłogę.
-Jesteś niesamowita i wyjątkowa, wiesz? -wydukałem.
-Dlaczego ?
-Bo to co teraz powiedziałaś było....wow.- nie potrafiłem dobrać słów.
-Po prostu staram sie nie robić dramy i idę za tym co czuję. A co do Andersona to zanim mu wszystko powiem to mu zajebie. Jakby mi kurwa nie mógł tego powiedzieć. Tylko zgrywał pajaca. - warknęła.
-Roonie, taka była wola twoich rodziców on tylko robiło o co go poproszono.
-Ale oni już wtedy nie żyli więc co mu zależało. Jakby powiedział mi to wszystko w dniu śmierci mojej matki to może prawie bym nie umarła.- zaczęła podnosić głos.
-Masz racje ale teraz myślę, że najlepszym rozwiązaniem będzie jak pojedziemy do domu i odpoczniesz. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień, nie uważasz?
-Zdecydowanie. -odpowiedziała i splotła nasze palce. Po drodze zgarnęła list z biurka i wyszliśmy z jej domu. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy.  Po jakiś pięciu minutach drogi Roonie przerwała ciszę.
-Emm, Justin ale dom Tay był tam. -wskazała palcem do tyłu.
-Wiem ale dzisiaj nocujesz u mnie i nie chcę słyszeć żadnego ale.- odparłem stanowczo na co Roonie tylko westchnęła.
Po około 10 minutach byliśmy na miejscu. Oboje wysiedliśmy z wozu i skierowaliśmy się do środka. Roonie poszła wziąć prysznic,a ja w tym czasie postanowiłem, że zrobię herbatę. Kiedy tak stałem i czekałem aż woda się zagotuje poczułem jak drobne ramiona dziewczyny oplatają mnie w pasie i jak Roonie przytula się do moich pleców.
-Dziękuję.-szepnęła. -Odwróciłem się tak, że stałem do niej przodem.
-Za co ?
-Za to, że pomimo tego, że rano powiedziałam, że mnie wkurwiasz to ty i tak przyjechałeś jak cię o to poprosiłam.
-Nie masz za co dziękować. Dla ciebie zrobiłbym wszystko. Pamiętaj. -powiedziałem całkiem szczerze.
-Kocham Cię.- szepnęła na co ja złączyłem nasze usta w czułym pocałunku. Niestety naszą romantyczną chwilę przerwał gwizdek czajnika przez co oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
-Chodź wypijemy herbatę i idziemy spać to był długi dzień.- zaproponowałem. Na co Roonie przystała niemal, że od razu. Ten dzień był pełen wrażeń i mam wrażenie, że jutro będzie równie ciekawie co dzisiaj. A po jutrze wigilia. Jutro muszę porozmawiać z Roonie o moich planach na święta, które obejmują także ją. Mam nadzieję , że się zgodzi bo inaczej będę w czarnej dupie.
Ułożyłem się wygonie na łóżku. Roonie położyła swoją głowę na mojej klatce piersiowej zaś ja objąłem ją ramieniem i przycisnąłem bliżej siebie.
- Kocham Cię, mała. - szepnąłem i ucałowałem ją w czoło jednak ta już spała. Po chwili ja też odpłynąłem w błogi sen.

Od Autorki :
Wiem, zjebałam po całości. Nie było rozdziału 2 tygodnie. Ale uwierzcie mi miałam urwanie głowy z końcem roku. Jestem w samorządzie szkolnym i klasowym zarazem i wszystko spadło mi na głowę. Dodatkowo miałam w tamtym tygodniu pokaz taneczny co wiązało się w częstszymi treningami i po prostu nie wyrabiałam a jakby było mało to się rozchorowałam we wtorek. Więc WYBACZCIE MI MIŚKI
Ale już jestem i mam nadzieję, że rozdział wam się podoba. LUV YA

PAMIĘTAJ ZŁOTKO JEŚLI PRZECZYTAŁEŚ ZOSTAW PO SOBIE ŚLAD <3


6 komentarzy: