Rozdział zawiera treści przeznaczone dla osób pełnoletnich czytasz na własną odpowiedzialność!
18+
RooniePOV:
Po czasie kiedy Justin skakał wokół auta jak pięciolatek, który dostał nowe klocki i krzyczał jakiej to nie ma zajebistej dziewczyny wróciliśmy do środka. Wszyscy siedzieli przy kominku z parującymi kubkami.
-O wróciliście już.- odezwała się babcia Justina kiedy weszliśmy do pokoju.- Usiądziecie z nami ? Zrobiłam kakao.
-Pewnie. - szeroko się uśmiechnęłam i prawie pobiegłam na kanapę. No co ? Nie oceniajcie mnie kocham kakao. Justin poszedł w moje ślady i po chwili wszyscy siedzieliśmy z kubkami gorącej cieczy przy świetle choinkowych lampek, rozmawiając na przeróżne tematy. Czułam się wspaniale. Rodzina Justina była wspaniała i dawała mi to poczucie, że mam po co żyć. Tego mi było trzeba.
Po jakimś czasie poczułam, że robię się senna. Położyłam głowę na ramieniu Justina i przymknęłam oczy.
-Zmęczona ? -szepnął mi do ucha.
-Uhmm...-tylko na tyle było mnie stać. Po chwili poczułam jak chłopak bierze mnie na ręce. Zakomunikował rodzinie, że idziemy spać, pożegnał się z nimi i poszedł na górę. Położył mnie do łóżka i przykrył kołdRą, chwilę później poczułam jak materac z drugiej strony się ugina. Odwróciłam się w jego stronę przytulając do jego torsu i zasnęłam jak dziecko.
Następnego ranka obudził mnie dźwięk mojego telefonu, który nieustannie dzwonił. No kurwa mać nawet w święta człowiek nie może pospać. Na ślepo błądziłam ręką po szafce aż nie natrafiłam na to wibrujące cholerstwo. Przesunęłam palcem po ekranie nie fatygując się żeby sprawdzić kto się do mnie dobija.
-Halo ? -warknęłam.
-Za pierwszym razem mi się nie udało ale do trzech razy sztuka. Wesołych świąt, suko. - z głośnika wydobył się czyjś przerażający głos. Automatycznie odechciało mi się spać. Usiadłam jak poparzona i wgapiałam się w swój telefon. Co to do kurwy miało być. Jeśli to był żart to nie śmieszny. Chyba mój gwałtowny ruch obudził Justina. Chłopak mruknął coś niezrozumiale, przetarł oczy i spojrzał na mnie zaspanym wzrokiem.
-Co się stało ? Kto dzwonił? -powiedział z cholernie seksowną chrypką.
-Nikt. To tylko pomyłka. - powiedziałam. Nie chciałam mu nic mówić na razie bo by oszalał. Nachyliłam się nad nim by złożyć na jego ustach pocałunek jednak Justin jak zwykle miał inne plany. Pociągnął mnie tak, że siedziałam, a raczej leżałam na nim okrakiem. Jego ręce spoczęły na moich biodrach, a jego usta brutalnie zaatakowały moje. Oddawałam pocałunki z taką samą siłą. Jego ręce zjechały na mój tyłek przez co jęknęłam mu w usta jednocześnie dając mu dostęp do moich. Czułam jak uśmiecha się przez pocałunek. Po chwili jego język zawładnął moim. Jego ręce z powrotem spoczęły na moich biodrach. Sekundę później leżałam na plecach, a Justin wisiał nade mną przez chwilę wpatrując się w moje oczy po czym znowu wpił się w moje usta ze zdwojoną siłą. Jego ręce powędrowały pod moją koszulkę. (Nawiasem mówiąc miałam na sobie tylko ją i majtki.) Kreślił nieznane mi wzory na moim brzuchu aż dotarł do piersi ściskając je. Wiedziałam do czego może nas to zaprowadzić jednak nie byłam w stanie i nawet nie chciałam tego przerywać. Bieber przeniósł pocałunki na moją szyję ,muskając ją delikatnie. Jego ręce dalej masowały moje piersi. Kiedy chłopak przygryzł lekko moją skórę mimowolnie jęknęłam. Wplotłam dłonie w jego włosy i zaczęłam lekko ciągnąć za ich końce przez co chłopak warknął gardłowo. Co pobudziło mnie jeszcze bardziej. Odchyliłam głowę do tyłu by dać mu szersze pole do popisu. Justin nie przerywając oznaczania mojej szyi złapał za końce mojej koszulki i szarpnął ją do góry tak,że po chwili leżałam pod nim w samych majtkach. Automatycznie zasłoniłam się rękoma jednak Justin szybko złapał moje ręce i odsłonił to co chciałam schować.
-Nie wstydź się kochanie, jesteś piękna. - szepnął,a po chwili poczułam jak jego usta lądują na moich piersiach. Po jakimś czasie zjechał pocałunkami na mój brzuch kreśląc wilgotną ścieżkę w dół mojego brzucha. Jego dłonie znalazły się przy gumce moich majtek i dopiero wtedy ogarnął mnie lekki strach.
-Justin...- szepnęłam.
-Csiii, kochanie. Nie bój się. Nie zrobię nic czego byś nie chciała. Chcę ci po prostu sprawić przyjemność. Ufasz m ? -zapytał na co ja tylko pokiwałam głową na tak. -Zatem rozluźnij się, a obiecuję, że nie pożałujesz. - po raz kolejny skinęłam głową na tak co Justin uznał za pozwolenie i pociągnął za moją ostatnią część garderoby, która chwilę później znalazła się gdzieś na ziemi. Ostatnie co widziałam to głowa Justina, która chowa się między moimi nogami. Następne co poczułam to język chłopaka badający moje centrum i nie wyobrażalna przyjemność. Odrzuciłam głowę do tyłu i przymknęłam oczy jęcząc. Uczucie to było cholernie zajebiste. Kiedy już myślałam, że lepiej być nie może poczułam jak palec Justina zanurza się we mnie.
-O kurwa mać ja pierdole....- jęknęłam. Na co usłyszałam śmiech Justina. - Justin.....kurwa....-warknęłam. Głowa chłopaka wyłoniła się na chwilę żeby mógł na mnie spojrzeć jednak nie przerwał wyczynów swoim palcem.
-Dobrze Ci ? -zapytał.
-Kurwa, tak. N-N-nie przestawaj... - sapnęłam. Justin się zaśmiał i znowu zanurkował między moimi nogami. Jego język drażnił moją łechtaczkę, po czym dołożył kolejny palec. Poruszał nimi coraz szybciej i szybciej. Nagle przez moje ciało przeszedł niekontrolowany dreszcz, chciałam zacisnąć nogi jednak Justin mi to uniemożliwił. Niespełna minutę później moim ciałem zawładnął orgazm.
-Kurwa....-krzyknęłam i opadłam na poduszki. Próbując unormować oddech. Po chwili Justin znalazł się obok mnie. Przykrył nas kołdrą i mnie przytulił.
-Justin ....-mruknęłam.
-Hmmm....?
-To..to było zajebiste. - zaśmiałam się sama z siebie.
-Mówiłem ci, powiem ci też, że zajebiście smakujesz. - szepnął mi do ucha.
-Fuj, mogłeś to sobie darować.
-Taka prawda, kochanie.
-Dobra nie ważne. Idę pod prysznic. -powiedziałam. Zarzuciłam na siebie jego koszulkę, która leżała obok łóżka i skierowałam się w stronę łazienki.
JustinPOV:
To co właśnie się stało było WOW. Nie mogłem w to uwierzyć. W środku skakałem jak małe dziecko bo to, że pozwoliła mi na to było utwierdzeniem mnie w przekonaniu, że mi ufa co było dla mnie cholernie ważne. Jak bardzo nie chciałem psuć tego nastroju tak wiedziałem, że muszę to zrobić. Musieliśmy dzisiaj iść na policję powiedzieć im wszystko. Trzeba to załatwić raz na zawsze. Wiedziałem, że Roonie się to nie spodoba i będzie się starała odwlekać to tak długo jak się da. Jednak ja też potrafię być uparty. Nie mogę pozwolić na to aby po raz kolejny ktoś starał się ją skrzywdzić. Już raz prawię ją straciłem. Nie pozwolę na to znowu!
Moje rozmyślenia przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Podniosłem głowę z poduszki i spojrzałem na Roonie stojącą w progu w samym ręczniku uśmiechającą się do mnie.
-Zapomniałam ubrań.- powiedziała. Na co posłałem jej chytry uśmieszek.
-Nie krępuj się. - mruknąłem i z powrotem opadłem na poduszki, a dziewczyna się zaśmiała. Byłem święcie przekonany, że zabierze swoje rzeczy i ucieknie do łazienki, jednak to co zrobiła spowodowało, że z moich ust wydobył się cichy jęk. Roonie stanęła na środku pokoju zrzucając ręcznik na podłogę stojąc przede mną tak jak ją Pan Bóg stworzył. Uśmiechnęła się szeroko i skierowała się w stronę swojej torby, która leżała pod oknem kręcąc przy tym biodrami tak cholernie seksownie. Myślałem, że moje krocze zaraz eksploduje. Podeszła do torby i schyliła się by wyciągnąć z niej rzeczy w taki sposób, że jej idealnie okrągły tyłek był w centrum mojego wzroku. Jeżeli myślałem, że wtedy eksploduję to pomyślcie co czułem teraz. Po raz kolejny jęknąłem jednak nieco głośniej.
-Wszystko okej, kochanie?- zapytała niewinnie.
-W jak najlepszym. -warknąłem po czym zerwałem się z łóżka i czym prędzej zamknąłem się w łazience. Musiałem uciec zanim bym się na nią rzucił. Ścisk w moich gaciach był niewyobrażalny. Położyłem swoją dłoń na moim kroczu.-KURWA.- syknąłem. Z za drzwi usłyszałem śmiech dziewczyny. No bardzo kurwa śmieszne. Zdjąłem swoje bokserki i wpakowałem się pod prysznic odkręcając zimną wodę. Kiedy krople lodowatej wody zetknęły się z moją skórą jęknąłem.
Wyszedłem z łazienki ale Roonie nigdzie nie było.Ubrałem się i postanowiłem zejść na dół gdzie zapewne ją znajdę. Nie pomyliłem się. Roonie siedziała na kanapie i rozmawiała z moją mamą.
-Dzień dobry, synku- powiedziała Pattie kiedy mnie zauważyła.
-Hej, mamo.- odpowiedziałem i poszedłem coś zjeść. W kuchni zastałem siedzących przy stole dziadków.
-Justin, nareszcie. Zrobię ci coś do jedzenia. Siadaj.- posłałem babci szczery uśmiech i usiadłem obok dziadka, który spojrzał na mnie i szeroko się uśmiechnął. O co mu kurwa chodzi? Kiedy tylko babcia oddaliła się tak żeby nie mogła nas usłyszeć dziadek nachylił się w moją stronę.
-Jak było ? -zapytał z uśmiechem.
-Jak było co ?- nie wiedziałem o co mu chodzi.
-Oj juz nie udawaj. Mamy z babcią sypialnie obok waszej. Ciesz się, że babcia była na dole z mamą od samego rana i nie musiała słuchać "O tak, ja pierdole Justin..."- powiedział piskliwym szeptem,a moje policzki pokryła czerwień.
-Ja pierdole. -szepnąłem bardziej do siebie. -Dziadku...-zacząłem jednak ten mi przerwał.
-Nie dziadkuj mi tu chłopie. Nie masz dziesięciu lat. Pytam tylko jak było. Też byłem kiedys młody.
-To żenujące...-jęknąłem. Na całe szczęście wróciła babcia z moim śniadaniem. Dziadek wstał poklepał mnie po ramieniu i wyszedł.
Zjadłem swoje śniadanie i wróciłem do salonu gdzie stali wszyscy łącznie z walizkami mojej rodziny.
-Co wy robicie ?- zapytałem.
-Wracamy do domu, kochanie. -powiedziała mama.
-Ale myślałem, że zostaniecie do nowego roku.
-Chcielibyśmy jednak obowiązki czekają. Uważajcie na siebie i koniecznie przyjedźcie do Kanady. - te słowa skierowała bardziej do Roonie.
-Na pewno, przyjedziemy. - odpowiedziała jej. Pożegnaliśmy się, moja rodzina wyszła, a ja zostałem sam z Roonie.
-Kochanie....-zacząłem.
-Hmmm? -zapytała siadając przed telewizorem.
-Wiesz, że jedziemy dzisiaj na policje ?
-Nie możemy jutro ?
-Nie. Obiecałaś, jedziemy dzisiaj.
-Niech ci będzie. Poczekaj tylko zabiorę rzeczy i możemy jechać. Miejmy to już za sobą. -powiedziała, podniosła swój zgrabny tyłek z kanapy i powędrowała na górę.
Zapukałem do masywnych dębowych drzwi. Po otzymaniu pozwolenia weszliśmy do środka.
-Justin, Veronica. Witam was! Co was do mnie sprowadza ?
-Mamy kilka informacji. - odparłem sucho i spojrzałem na Roonie, która zabijała Andersona wzrokiem.
-Siadajcie, proszę.- wskazał na dwa krzesła na przeciw jego. Tak jak prosił zajęliśmy miejsca. Wiedziałem, że Roonie jest na skraju wybuchu więc złapałem jej dłoń i lekko ścisnąłem chcąc dodać jej otuchy. - Zatem słucham, co macie mi do powiedzenia ?
-Widzi Pan, pojawiły się pewne...-zacząłem jednak przerwała mi Roonie.
-Dlaczego mi kurwa nie powiedziałeś? -warknęła.
-Skarbie....-zacząłem chcąc ją uspokoić.
-Nie, chcę kurwa wiedzieć dlaczego mi nie powiedział od razu!- krzyknęła.
-Nie powiedziałem czego ? -do rozmowy dołączył się również Anderson.
-Tego, że Alyson i Jasper to nie są moi prawdziwi rodzice! Dlaczego ? Wiedziałeś o tym kurwa doskonale! Dlaczego nie powiedziałeś mi tego jak moja matka umarła ?-krzyknęła,a jego twarz wyrażała zdziwienie, smutek i poczucie winy.
-Roonie, ja....- wyjąkał.
-Ty co ? Przykro ci ? Nie chciałeś ? Czy co, powiedz kurwa! - Roonie kipiała za złości. Teraz już nie próbowałem jej powstrzymać.
-Roonie, proszę cię uspokój się i porozmawiajmy normalnie. -zaczął spokojnie Anderson.
-Dobrze, porozmawiajmy na spokojnie.- oparła się i głęboko odetchnęła co nie powiem zdziwiło mnie.
-Posłuchaj, nie mam usprawiedliwienia na to. Nie wiem dlaczego Ci nie powiedziałem. Po prostu nie wiem ale skupmy się na innych rzeczach. Teraz już to wiesz. Bez urazy ale są sprawy ważniejsze. Dalej nie wiemy kto za tym stoi. Jesteśmy w martwym punkcie.
-Myślę, że mam coś co może wam pomóc. -odpowiedziała chłodno.
-Co dokładnie ?
-Wiesz kim jest Morgan Kazandi ?
-Tak. Swego czasu był on jednym z najbardziej szanowanych ludzi w LA. To co robił nie do końca było legalne jednak robił to w taki sposób, że policja przez wiele lat nie potrafiła znaleźć na niego haka. Potem wszedł on w jakieś układy z kimś do dziś nie wiemy z kim. Potem zniknął i do dzisiaj nikt nie wie gdzie jest Kazandi. Dlaczego pytasz ?
-Morgan to mój ojciec.-odpowiedziała krótko, a Anderson zakrztusił się własną śliną.
-Słucham ? Jak to ? Skąd to wiesz ?
-Moja mama zostawiła mi list. Napisała w nim, że wiesz o adopcji jednak nie wiesz wszystkiego. Morgan i Monica Kazandi byli moimi biologicznymi rodzicami. To właśnie oni oddali mnie Styles'om prosząc ich o opiekę nade mną. Osobą z którą zadarł Morgan jest Andreas Delgando, którego moi rodzice zapuszkowali potem. Jednak nawet więzienie nie przeszkodziło mu w zabiciu Monici. Potem wyszedł dlatego Morgan zniknął. Jednak Delgando dowiedział się o wszystkim. I najprawdopodobniej to on stoi za śmiercią moich rodziców. - Roonie zakończyła swoją wypowiedź,a Anderson siedział z otwartą buzią.
-To są bardzo ważne informacje. Jestem ci wdzięczny za to. Jednak mam prośbę, czy mogłabyś mi dać ten list ? Naturalnie zrobię kopię,a oryginał ci oddam. Nie mógłbym ci zabrać czegoś co stawiam, że jest dla Ciebie cenne.
-Nie ma problemu, a teraz jeżeli to nie kłopot to wrócimy do domu. Jestem zmęczona. "
-Naturalnie, jeszcze raz dziękuję.
-Nie ma za co. Po prostu zrób co do Ciebie należy. Chcę aby zapłacił za bagno jakie użądził w życiu mi, moim rodzicom, a nawet Morganowi i Monice.
-Zrobię wszystko co w mojej mocy.- uniósł kąciki swoich ust ku górze.
-Dziękuję.- szepnęła ściskając moją dłoń.- Do zobaczenia.- powiedzieliśmy razem i opuściliśmy jego gabinet.
RooniePOV:
-Na dzisiaj mam kurwa dosyć. -westchnęłam rzucając się na kanapę.
-Doskonale cię rozumiem. -odpowiedział Justin siadając obok mnie. Pociągnął mnie tak, że siedziałam na nim okrakiem. Od razu przyklejając swoje usta do moich. Oddawałam jego pocałunki z taką samą zachłannością. Justin przerzucił nas tak, że leżałam pod nim po czym zjechał pocałunkami na moją szyję. Jęknęłam kiedy poczułam jak przygryza moją skórę. Jednak jak kurwa zwykle musiał nam ktoś przerwać. Tym razem był to mój telefon. Zepchnęłam z siebie Justina na co jęknął w proteście i złapałam za telefon.
-Słucham- odebrałam połączenie od prywatnego numeru. Po usłyszeniu nazwiska po drugiej stronie telefon wypadł mi z ręki i upadł na podłogę. To są chyba kurwa jakieś żarty.
Od Autorki :
Zjebałam wiem....ale nie dałam rady. Mam nadzieję, że was usatysfakcjonował.
Loffki <3
DZIĘKUJĘ, WERONICE ZA OSTATNI ROZDZIAŁ <3 I WY TEŻ JEJ ŁADNIE PODZIĘKUJCIE BO ODWALIŁA KAWAŁ DOBREJ ROBOTY. ŁADNIE PROSZĘ KOMENTARZE POD TYM ROZDZIAŁEM DLA WERCI <3
O MÓJ BOŻE DARUJ JUŻ SOBIE TO!!!!
OdpowiedzUsuńa co do rozdziału to... BDBHNEKENEBHRB <3
zajebisty!! :*
<3
OdpowiedzUsuńsuper :D
OdpowiedzUsuńZajebisty <3
OdpowiedzUsuńnn <3
OdpowiedzUsuń