-Słucham- odebrałam połączenie od prywatnego numeru.
-Witam, z tej strony Morgan Kazandi. Czy rozmawiam z Veronicą Styles?-odpowiedziała osoba po drugiej stronie. To są chyba kurwa jakieś żarty.
-Dzień dobry. Tak to ja, w czym mogę panu pomóc ?
-Chciałbym się z tobą zobaczyć i porozmawiać.- co kurwa? spotykać się chciał? Instynkt tatusia mu się kurwa włączył czy jaki chuj ?
-W jakim celu ? -zapytałam chłodno.
-Chciałbym ci wszystko wyjaśnić, porozmawiać.
-Uważam,że nie mamy sobie nic do wyjaśniania. -warknęłam.
-Proszę Cię, spotkaj się ze mną. - zaczął skomleć jak mały pies.
-Powiedziałam kurwa, że nie mam z tobą o czym rozmawiać. Żegnam. -powiedziałam i się rozłączyłam po czym rzuciłam telefonem przez pokój. -Kurwa Mać.-krzyknęłam. Co on sobie pomyślał, że jak zadzwoni i będzie się chciał spotkać to nagle wyrosną mi skrzydła i polecę do niego. Nigdy kurwa w życiu. Pomimo tego, że nie mam mu za złe, że mnie oddał Styles'om to jednak przez niego wszystko się stało. Gdyby nie jego pieprzone pomysły wchodzić w układy z Delgando to żyła by Monica, żyli by moi rodzice ja nie otarłabym się o śmierć,a on nie musiał by się ukrywać. A to wszystko dlatego, że miał jakieś kurwa jebane zachcianki. Ja pierdole. Byłam tak wkurwiona, że nie spostrzegłam jak wstałam i zaczęłam chodzić po całym pokoju w kółko dopiero gdy obok mnie zmaterializował się Justin oplatając swoje ręce wokół mojej tali wróciłam do rzeczywistości.
-Ej,kochanie zwolnij. Kto dzwonił ? -zapytał pocierając rękoma moje boki próbując mnie uspokoić.
-Martin Kazandi, mówi ci to coś ?-wyplułam jego imię.
-Co?- zapytał zdziwiony. Czego chciał ?
-Chciał się spotkać.
-Dlaczego się nie zgodziłaś ?
-Dlaczego, kurwa? Ty mnie pytasz dlaczego ? -krzyknęłam. - Ten skurwiel spierdolił mi życie. Nie tylko mi. Moim rodzicom i Monice również.
-Ale jakby nie patrzeć to twój ojciec.
-TO NIE JEST NIE BYŁ I NIGDY KURWA NIE BĘDZIE MÓJ OJCIEC! -wrzasnęłam. -MÓJ OJCIEC NIE ŻYJE. ZAPAMIĘTAJ TO SOBIE.
-Roonie, posłuchaj mnie. - powiedział opanowany,a ja byłam nabuzowana jak wstrząśnięta butelka coli.
-Nie chce tego kurwa słuchać. Jak chcesz to sam się z nim spotkaj proszę bardzo droga wolna.- krzyknęłam.
-Możesz mnie, kurwa posłuchać? -zapytał już nieco mniej spokojnie.
-Nie kurwa nie mogę.
-Ja pierdole, Roonie !- podniósł głos.
-Wiesz co kurwa? Mam dosyć. MAM KURWA DOSYĆ, WYCHODZĘ.A TY DAJ MI ŚWIĘTY SPOKÓJ I SPIERDALAJ - wrzasnęłam i pobiegłam na dół. Słyszałam, że Justin idzie za mną jednak miałam to w dupie. Musiałam wyjść, musiałam ochłonąć. Złapałam swoją bluzę, założyłam buty i wybiegłam z domu. Słyszałam jak Justin mnie woła jednak nie zważałam na to po prostu biegłam.
Nawet nie wiem kiedy znalazłam się na cmentarzu, na którym nie było żywej duszy. Było cicho jedyne co słyszałam to szum wiatru. Znalazłam grób mojego ojca i tak jak zawsze usiadłam naprzeciw, podkuliłam nogi pod brodę i głośno westchnęłam. Wiem, że może to głupie jednak zawsze kiedy miałam zły okres przychodziłam tutaj i mówiłam wszytko tacie to co mi leży na sercu. Tak było i tym razem.
-Hej tato. -lekko się zaśmiałam bo wiedziałam, że już nigdy mi nie odpowie. - Kazandi dzwonił. Chciał się ze mną spotkać ale ja nie chcę. Ty byłeś jesteś i będziesz moim tatą. Tak bardzo mi Ciebie brakuję.-szepnęłam a z moich oczu wypłynęło kilka łez.- Tak bardzo bym chciała żebyś tutaj był. Żebyś mnie przytulił, powiedział że będzie dobrze, doradził mi. Chciałabym żebyś poznał Justina. Jeśli już mowa o Justinie. Zachowałam się jak kompletna kretynka, tato. Nawrzeszczałam na niego niepotrzebnie i kazałam spierdalać. Choć mi nic nie zrobił. Chciał tylko pomóc,a ja będąc zła na Morgana wyżyłam się na nim, jestem taką idiotką. -powiedziałam i ukryłam twarz w dłoniach.
-Nie jesteś idiotką. - odezwał się ktoś za mną. Szybko podniosłam głowę i się odwróciłam.
-Justin...-szepnęłam. - Przepraszam. -powiedziałam i schowałam głowę w kolanach. Nie odpowiedział nic tylko usiadł obok mnie i przytulił. Tak po prostu przytulił. Odwróciłam się do niego przodem i jak najmocniej wtuliłam w jego klatkę piersiową chłonąc jego zapach.
-Przepraszam za to co powiedziałam. Byłam wściekła po tym telefonie i wyżyłam się na tobie czego nie powinnam była robić.
-Nie przepraszaj, jest okej. -powiedział i mnie pocałował.
-Kocham Cię- mruknęłam między pocałunkami.
-Ja ciebie też, mała. -szepnął i złożył delikatny pocałunek na moich wargach.
Kiedy wróciliśmy do domu było już dosyć późno do tego byłam zmarznięta. W końcu przesiedziałam 4 godziny na cmentarzu w grudniu. Brawo Styles! Postanowiłam wziąć prysznic,a potem mieliśmy obejrzeć jakiś film. W trakcie kiedy brałam prysznic Justin miał wszystko przygotować. Kiedy wyszłam z łazienki widok jaki zastałam w salonie sprawił,że stanęłam jak kołek. Mały stolik oraz kanapa zostały przesunięte na bok,a ich miejsce na puszystym dywanie zajęły rozmaite poduszki, dookoła porozstawiane były świeczki, a na stoliku stały dwa parujące kubki. Nie mogłabym wymarzyć sobie nic lepszego na dzisiejszy wieczór niż to. Dopiero po chwili zauważyłam Justina, który stoi w rogu pokoju przyglądając mi się. Nie odezwałam się ani słowem. Szybkim krokiem podeszłam do Justina i rzuciłam mu się na szyję.
-WOW! Za co to kochanie?- zapytał patrząc mi w oczy.
-Za to, że jesteś najlepszym chłopakiem na ziemi, za to, że jesteś MOIM chłopakiem.
-Do usług, polecam się na przyszłość. -szeroko się uśmiechnął.
-Zapamiętam. -powiedziałam i wpiłam się w jego usta. To było coś niesamowitego. Za każdym razem kiedy całuje Justina mam wrażenie jakbym to robiła po raz pierwszy. Oderwaliśmy się od siebie, Justin splótł nasze palce razem i rozłożyliśmy się na poduszkach. Chłopak włączył film i przytulił mnie do siebie i jeździł opuszkami palców po moim ramieniu. Przez ten gest stałam się senna. Moje powieki powoli zaczęły opadać jednak ten na górze miał inne plany. Nagle rozdzwonił się telefon Justina. Chłopak przeklął pod nosem i podniósł się by odebrać telefon. Wziął urządzenie do ręki, odebrał połączenie i wyszedł do kuchni. Postanowiłam się nie przejmować i oglądałam dalej film.
Po jakichś trzech minutach usłyszałam trzask rozbijanego szkła i krzyk Justina. Zerwałam się na równe nogi i prawie pobiegłam do kuchni. Justin stał na środku pomieszczenia cały czerwony z nerwów i zaczął rzucać naczyniami, które leżały na stole.
-JUSTIN!- krzyknęłam. Jednak nie zareagował. -JUSTIN, KURWA!- spróbowałam jeszcze raz. Odwrócił się w moją stronę i przysięgam, że nie poznawałam własnego chłopaka. Tak jak zawsze jego oczy były takie ciepłe i czekoladowe teraz były czarne i jedyne co w nich widziałam to złość. Mocno zaciśnięta szczęka i klatka piersiowa unosząca się w szybkim tempie.
-Wyjdź Roonie, chce zostać sam. -warknął.
-Powiedz co się stało.- zaczęłam.
-Powiedziałem, kurwa ! Daj mi spokój i wyjdź! Chcę zostać sam.- podniósł głos o oktawę wyżej.
-Nie zostawię Cię, powiedz mi co się stało.- upierałam się przy swoim.
-ROONIE, KURWA WYPIERDALAJ POWIEDZIAŁEM!- krzyknął.
-KURWA, NIE DRZYJ SIĘ PO MNIE JAK CHCĘ CI POMÓC I NIE ZACHOWUJ SIĘ JAK KUTAS !- krzyknęłam równie głośno. Jego oczy pociemniały jeszcze bardziej o ile to w ogóle było możliwe i zaczął do mnie podchodzić.
-Coś ty powiedziała? -syknął.
-Dobrze kurwa słyszałeś, NIE ZACHOWUJ SIĘ JAK KUTAS.- krzyknęłam,a po chwili poczułam jak ręka chłopaka ląduje ma moim policzku. CO JEST KURWA? Powiedzcie mi, że jestem w jakiejś jebanej ukrytej kamerze albo, że śnię i chwilę temu Justin mnie nie uderzył. Błagam powiedzcie, że to żart.
Podniosłam wzrok i spojrzałam na niego. Jego oczy rozszerzył się, a oddech jeszcze bardziej przyspieszył.
-Roonie...-szepnął.
-Uderzyłeś mnie.- powiedziałam tak cicho, że sama ledwo siebie słyszałam.
-Kochanie....-chciał do mnie podejść jednak ja zrobiłam kilka kroków w tył.
-Uderzyłeś mnie kurwa. - powiedziałam nieco głośniej. - Rozumiesz kurwa? Podniosłeś na mnie swoją jebaną rękę.
-Skarbie ja przep......- zaczął jednak nie pozwoliłam mu dokończyć.
-Nie chce twoich zajebanych przeprosin wsadź je sobie w dupę ! -warknęłam. Odwróciłam się i pobiegłam na górę. Zabrałam swoją torbę, telefon , kurtkę i zbiegłam na dół. Justin próbował mnie zatrzymać jednak mu się to nie udało. Musiałam wyjść, musiałam. Pomimo tego, że jestem twarda. Zabolało mnie to i nie chodzi mi o ból fizyczny, a psychiczny. Osoba, którą kocham właśnie podniosła na mnie rękę. Nie potrafiłam dłużej tłumić w sobie emocji. Chwilę po tym jak wyszłam z jego domu łzy spłynęły kaskadami po moich policzkach. Nie wiedziałam co mam w tej chwili zrobić jednak uznałam, że najlepszym będzie jak pojadę do Taylor.
Od Autorki :
Mam nadzieję, że nie zabijecie mnie za ten rozdział. Ale musiałam to zrobić. Nie chcę żeby moje opowiadanie wyglądało tak, że cały czas bd słodko a na koniec wezmą ślub i będą mieli gromadkę dzieci. Bo sami powiedzcie. No byłoby to po prostu nudne.
ŚCISKAM I CAŁUJĘ <333
Świetny rozdział <3
OdpowiedzUsuńCudo <3
OdpowiedzUsuńJeest coś się dzieje. Idealnie
OdpowiedzUsuńJa pierdole ale akcja!! O.O
OdpowiedzUsuńJuz chce nastepny!! <3
O CHUJ ALE AKCJA 😲😲😲
OdpowiedzUsuńUMARŁAM KURWA
Ja pierdole cudooo<3
OdpowiedzUsuńŚwietny masz talent *0*
Czekam nn ;) BUZI :*
Kocham! <3
następne błagam♥
OdpowiedzUsuń