Jeszcze przed otwarciem powiek dotarło do mnie jasne światło. Powoli otworzyłam oczy. Biały sufit. Jasnoniebieskie ściany. Aparatury. Justin śpiący na jednym z krzeseł w rogu sali. Byłam w szpitalu. Jakim kurwa cudem się tu znalazłam? Nacisnęłam przycisk wzywający pielęgniarkę, a po chwili przyszła do mnie lekarka.
- Dzień dobry Veronico. Nazywam się Isabella Harisson i jestem twoją lekarką prowadzącą. Powiedz mi, jak się czujesz? - spytała.
- Cholernie chce mi się pić. - powiedziałam słabym głosem, a po chwili dostałam szklankę wody mineralnej. Spojrzałam na zegar wiszący nad drzwiami. 2:28pm. - Co się właściwie stało, że tu trafiłam? - usłyszałam ciche ziewnięcie i spojrzałam na Justina, który się obudził. Musiał słyszeć naszą rozmowę.
- Ja pierdole! Skarbie! Kochanie! Jak się czujesz? Potrzebujesz czegoś? Jedzenia, wody? Boże! - nawijał jak katarynka, na co przewróciłam oczami.
- Justin!
- Tak?
- Nie trzeba Boże, wystarczy Roonie. - lekarka zaśmiała się z mojego komentarza. Następnie sprawdziła mi ciśnienie i inne pierdoły. Spojrzałam w okno, a następnie na mojego chłopaka, który bawił się swoimi palcami, ale miał usta zaciśnięte w cienką linię, co oznaczało, że jest ostro wkurwiony. - Justin. - nic. - Justin. - znowu nic. - Spójrz na mnie. - no cholera. - Justin kurwa! - krzyknęłam.
- That's what she said! - krzyknął z głupkowatym uśmiechem na twarzy.
- Co?
- No: That's what she said. - zaśmiał się z swojego żartu, po czym mruknął to zdanie pod nosem jeszcze raz.
- Możesz mi to wyjaśnić? - podniosłam prawą brew w górę, czekając na wyjaśnienia.
- No... - zaśmiał się. - Bo krzyczysz to za każdym razem, kiedy masz orgazm. - zaśmiał się. - A tak mówili w tym serialu The Office*. - i znowu się zaśmiał tym razem tak głośno, że aż pielęgniarka przyszła go uciszyć.
- Ja pierdole Justin. Jesteś taki głupi. - pokręciłam głową z dezaprobatą.
- Hej, chcesz usłyszeć żart? - spytał.
- No dajesz?
- Jak nazywają się dziwki z lasu?
- No jak?
- BorSuki! - zaczął się śmiać jak opętany, a ja nie wiedzieć czemu również zaczęłam się śmiać. I nagle wyobraziłam sobie Amy jako borsuka w lateksowej różowej spódniczce i metrowymi tipsami. Co?! I zaczęłam się jeszcze bardziej śmiać.
- Tak, ty na prawdę jesteś głupi!
- Podobnie jak ty.- wyszczerzył zęby.
- Hey, bo zaraz nie będziesz miał co szczerzyć. - warknęłam w jego stronę.- Teraz tak poważnie, wiesz dlaczego zemdlałam? -kiedy pytanie padło w moich ust Justin ewidentnie się spiął.
-Emm....to..to z przemęczenia.- zaczął się jąkać, ewidentnie było widać, że kłamie.
-A tak naprawdę ?- Justin spuścił głowę.- Justin powiedz mi. -naciskałam.
-Ktoś ci wrzucił do drinka pigułkę gwałtu.- wyrzucił z siebie na jednym wydechu. -Ale obiecuję, że znajdę tego kogoś i zabije go własnoręcznie. -warknął.
-Uspokój się. Wiesz może kiedy stąd wyjdę ? -starałam się odciągnąć jego myśli od osoby, która chuj wie po co wrzuciła mi to gówno do drinka. Z drugiej strony zastanawiam się jakim cudem komuś udało się to zrobić. Przecież siedziałam cały czas przy barze,a drinka miałam pod ręką.
-Lekarz powiedział, że dzisiaj po południu.-powiedział i pocałował moją dłoń, którą trzymał przez co zachichotałam.
-Kocham Cię. -powiedział cichutko.
-Ja Ciebie też.- powiedziałam i przyciągnęłam go do siebie po czym wpiłam się w jego usta.
JustinPOV:
Droga ze szpitala do clubu ciągnęła mi się nie miłosiernie. Powiedziałem Roonie, że muszę jechać załatwić jakąś papierkową robotę. Cóż minąłem się trochę z prawdą gdyż jadę dorwać osobę odpowiedzialną za pobyt mojej dziewczyny w szpitalu. To, że byłem zdenerwowany było niedomówieniem. Byłem ekstremalnie wkurwiony i naprawdę współczułem tym których spotkam na swojej drodze. Kiedy dotarłem na miejsce wyszedłem z białego ferrari Roonie i szybkim krokiem skierowałem się w stronę wejścia. Otworzyłem drzwi z takim rozmachem, że prawie wyleciały z zawiasów skończyło się jednak na uderzeniu z hukiem o ścianę. Wszedłem do pomieszczenia gdzie przy barze siedział Ashton i popijał colę. Mam kurwa nadzieję, że tylko colę. Chłopak nieco się zdziwił na mój widok gdyż nigdy nie przychodziłem tu wcześniej niż przed 22.
-Gdzie jest kurwa Jake ? -wrzasnąłem.
-Na zapleczu. Wszystko w porządku szefie ?- zapytał lekko przestraszony Ashton. Chłopak wiedział, że jeśli jestem wkurwiony to nie wróży to nic dobrego.
-W jak najlepszym.- warknąłem ironicznie. -Przyprowadź go tutaj. -Ashton bez wahania ruszył wgłąb lokalu by po chwili wrócić z Jakiem u boku, który wyglądał jakby zaraz miał narobić w gacie.
-Pr-prosił mnie sz-szef ? -zaczął się jąkać przez co chciało mi się śmiać. Pokonałem dzielącą nas odległość dwoma susami. Teraz stałem twarzą twarz z Jakiem. Ashton się wycofał gdyż wiedział co dla niego najlepsze.
-Posłuchaj mnie Jake wczoraj ktoś wrzucił mojej dziewczynie do drinka pierdoloną pigułkę gwałtu przez co teraz leży w szpitalu i dobrze by było dla ciebie gdybyś mi powiedział kto to zrobił bo tak się składa, że to ty stałeś wczoraj za barem. -wysyczałem w jego twarz.
- W-wczoraj j-jak szefa dziewczyna siedziała przy barze zaczął się tu kręcić taki wysoki blondyn. Nie wiem czy to on wrzucił jej to świństwo do drinka ale słyszałem jak z kimś rozmawia przez telefon i mówił coś, że ma wszystko pod kontrolą, że cytuję "suka jest sama więc będzie łatwiej niż myślałem" i w tym czasie spojrzał na Roonie.- powiedział i widziałem w jego oczach niepewność i strach przed kolejnym moim ruchem. Podniosłem moją rękę na co chłopak się skulił. Wyciągnąłem ją przed siebie i poklepałem go po ramieniu.
-Dzięki stary, wracaj do pracy. - powiedziałem i podszedłem do Ashtona.
-Stary, wczoraj wysoki blondyn kojarzysz ? Podobno kręcił się koło baru przy Roonie.
-Taak kojarzę gościa. Z tego co mi wiadomo nazywa się Cody Smith.
-Dzięki. -skinąłem głową i wyszedłem z clubu. Problemów ze znalezieniem gada nie będę miał żadnych gdyż bardzo dobrze go znam. Wsiadłem do samochodu i z piskiem opon ruszyłem. Licznik wskazywał coraz większą liczbę,a ja łamałem co raz to nowe przepisy. Jednak teraz miałem to w dupie. Chciałem jak najszybciej znaleźć się w warsztacie gdzie pracuje Smith.
Dotarcie na miejsce zajęło mi około 10 minut. Wysiadłem z samochodu trzaskając drzwiami. Szybkim krokiem wszedłem do środka i nie zastałem tam nikogo. Przeszedłem do drugiego pomieszczenia i moim oczom ukazały się same nogi poszukiwanego gdyż reszta jego ciała była pod autem. Schyliłem się i pociągnąłem go za nogę. Zaczął wyklinać pod nosem jednak kiedy mnie zobaczył w jego oczach mogłem dostrzec nutkę paniki jednak nie dał po sobie tego poznać.
-Co cię do mnie sprowadza, Bieber? -zapytał,a we mnie zawrzało. Złapałem go za kombinezon i przyparłem do najbliższej ściany.
-Co ciekawego robiłeś wczoraj w moim clubie, huh? -splunąłem.
-Piłem.
-Taaak ? Jesteś pewien, że tylko piłeś?
-Hmm...może.- zaśmiał się głupkowato.
-Nie igraj ze mną, Smith dobrze ci kurwa radzę.-warknąłem,a w jego oczach pojawił się dziwny błysk.
-Chcesz wiedzieć co robiłem ? Powiem Ci. Otóż wczoraj byłem u Ciebie w clubie i wrzuciłem twojej małej dziwce niebieską pigułkę do drinka. W planie miałem zabrać ją z klubu przelecieć na tysiąc różnych sposobów a potem odstawić komu trzeba. - powiedział i się uśmiechnął. Nie wiem czy był głupi czy chory umysłowo ale tą wypowiedzią podpisał na siebie wyrok. Nie czekając dłużej na nic moje kolano zadało pierwszy cios w brzuch na co chłopak zgiął się w pół. Następnie moja pięść zetknęła się z jego pod brudkiem z taką siłą, że odrzuciło go do tyłu. Chłopak próbował mi oddać jednak tylko na próbach się skończyło. Przestałem nad sobą panować. Obaliłem go na ziemię, usiadłem na nim,a moje pięści zaczęły na przemian uderzać jego zmasakrowaną już twarz. Byłem jak w jakimś transie. Zadawałem cios za ciosem. W pewnym momencie chłopak przestał się całkowicie bronić jednak ja nie zaprzestałem swoich ruchów. Dopiero kiedy poczułem czyjąś dłoń na ramieniu zatrzymałem się. Odwróciłem głowę tak by zobaczyć stojącego nade mną Ashtona.
-Szefie, wystarczy. On nie żyje. -powiedział,a moje oczy się poszerzyły. Odwróciłem z powrotem głowę i spojrzałem na Smitha. Jego twarz nie przypomniała już jego twarzy. Cała czerwona we krwi, opuchnięta i pełno ran. Jego klatka piersiowa nie unosiła się a na ziemi zaczęła się tworzyć duża, czerwona plama. Wstałem z jego ciała i nie wiedziałem co mam zrobić. Po raz kolejny straciłem nad sobą panowanie jednak teraz nie było ze mną Ryana, który mnie powstrzymał. Najzwyczajniej w świecie zabiłem człowieka i nie czułem się z tym jakoś najgorzej. Żadnych wyrzutów sumienia,nic.
-Która jest godzina? -zapytałem się Ashtona odwracając się do niego przodem.
-Pół do piątej.
-Kurwa mać ! Muszę odebrać Roonie ze szpitala o piątej.
-Niech szef jedzie, ja się tym zajmę.
-Boże, Ashton jesteś wielki, dostajesz podwyżkę. - wyszczerzyłem się do niego.
-Dziękuję, szefie. A teraz niech szef jedzie jeszcze do domu się przebrać i umyć.
-Tak zrobię, Trzymaj się. -powiedziałem i skierowałem się w kierunku wyjścia kiedy miałem opuścić pomieszczenie odwróciłem się do chłopaka. -Hey Ash jeszcze jedno. Skończ z tym szefowaniem jestem Justin. -posłałem mu przyjacielski uśmiech i wyszedłem.
Kiedy dotarłem do domu i wszedłem do łazienki, przeraziłem się. Mój biały T-shirt był cały we krwi tak samo jak moje dłonie i twarz. Wziąłem naprawdę szybki prysznic, przebrałem się, zabrałem kilka rzeczy dla Roonie i pognałem do wyjścia gdyż miałem tylko 10 minut.
Pod budynkiem szpitala znalazłem się 15 minut po czasie. Wbiegłem do holu taranując prawie kilka pielęgniarek. Wbiegłem schodami na 3 piętro by jak najszybciej znaleźć się w sali gdzie leży Roonie. Biegnąc korytarzem zostałem upomniany kilka razy ale szczerze mówiąc miałem to w dupie. Zatrzymałem się dopiero przed drzwiami do właściwej sali. Bez wahania wszedłem do środka.
-Kochanie strasznie cię przepraszam al...-nie dane mi było dokończyć gdyż przerwała mi w połowie zdania.
-Nie tłumacz się. Spóźniłeś się tylko pół godziny. - odparła dziwnym głosem bez emocji.
-Słońce nie bądź na mnie zła.
-Nie jestem Justin. -odparła chłodno i doskonale wiedziałem, że coś jest nie tak jednak postanowiłem poruszyć ten temat jak będziemy w domu.- Przyniosłeś mi rzeczy na przebranie ? Bo nie chciałabym jak najszybciej opuścić to miejsce.
-Jasne. -odparłem podając jej torbę. Dziewczyna wzięła ją bez słowa i zniknęła za drzwiami łazienki,a ja zacząłem się zastanawiać co takiego mogło się stać. Bo na pewno nie chodzi jej o moje spóźnienie. Co takiego mogło się wydarzyć podczas mojej trzy godzinnej nieobecności. Moje rozmyślenia zostały przerwane przez wychodzącą z łazienki Roonie. Bez słowa przeszła obok mnie pakując do torby wszystkie swoje rzeczy w pośpiechu. Kiedy już wszystko upchnęła odwróciła się w moją stronę.
-Idziemy? -zapytała,a w jej głosie mogłem wyczuć zdenerwowanie.
-Tak, jasne. - odparłem.
-Umm...Justin pójdziesz po mój wypis ja poczekam na zewnątrz, chciałabym..um zaczerpnąć swieżego powietrza.
-Pewnie. -powiedziałem na co Roonie prawie biegnąc skierowała się do wyjścia. Naprawdę dziwiło mnie jej zachowanie. Przeszedłem na drugi koniec korytarza gdzie mieścił się gabinet doktora Roonie. Zapukałem lekko w drzwi i po usłyszeniu pozwolenia wszedłem do środka.
-Dzień Dobry, przyszedłem po wypis Veronici Styles.
-Ahh tak, proszę bardzo. -niska blondynka podała mi kilka kartek. -Ummm panie...- zatrzymała się nie wiedząc co powiedzieć.
-Bieber. -dokończyłem.
-Tak, Panie Bieber gdzie jest panna Veronica? -zapytała.
-Czeka na zewnątrz, dlaczego ?
-Pewien pacjent chciał się z nią zobaczyć. Prosił by do niego przyszła gdyż on sam jest nie zdolny do poruszania się.
-Kto taki ?
-Morgan Kazandi.- kiedy nazwisko wyleciało z jej ust zesztywniałem. Doskonale pamiętam co było ostantim razem kiedy Morgan chciał się zobaczyć z Roonie. Teraz już wiem skąd u niej taki humor.
-Zapewniam, że Veronica nie chcę się widzieć z tym mężczyzną i może jej to pani przekazać. Do widzenia. -nie czekając na odpowiedź kobiety wyszedłem.
Kiedy znalazłem się na zewnątrz zacząłem wzorkiem szukać mojej dziewczyny, która stała oparta o samochód. Podszedłem do niej i zabrałem torbę, któą wrzuciłem do bagarznika, oboje wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy do domu.
Od razu kiedy weszliśmy do domu postanowiłem zacząć rozmowę.
-Powiesz mi o co chodzi ?
-Nie rozumiem.
-Kurwa mać, Roonie. Odkąd przyszedłem do szpitala nie odzywasz się, a jak już się odezwiesz jesteś taka oschła. Powiedz mi co się stało. - dziewczyna spojrzała na mnie po czym spuściła wzrok na swoje buty. Nie wahając się ani chwili podszedłem do niej i zamknąłem jej drobne ciało w mocnym uścisku. Dziewczyna od razu się we mnie wtuliła głośno wzdychając.
-Przepraszam Justin. Nie powinnam odbijać na tobie mojego zdenerwowania.
-Csii...nie przepraszaj. To przez Morgana, prawda?- kiedy zadałem to pytanie jej głowa automatycznie uniosła się ku górze.
-Skąd wiesz?
-Twoja lekarka mi powiedziała, że chciał się z tobą widzieć.
-On chciał co ?- zapytała zdziwiona.
-Pani doktor mi powiedziała, że Morgan jest tutaj w szpitalu i chcę się z tobą widzieć.
-Tego nie widziałam. Po prostu usłyszałam rozmowę dwóch pielęgniarek,z której wynikało, że on jest w szpitalu. Dlatego chciałam się stamtąd jak najszybciej ewakuować,a tego, że on chciał mnie widzieć nie wieszałam.
-Nie ważne, skarbie. Teraz jesteś w domu. - powiedziałem gładząc jej policzek. Roonie położyła swoją dłoń na mojej i przybliżyła się do mnie po czym połączyła nasze usta w pocałunku. Całowanie tej dziewczyny jest jak narkotyk kiedy zaczniesz nie możesz przestać i chcesz więcej i więcej. Pogłębiłem pocałunek przenosząc moje ręce na jej biodra, dociskając jej ciało do mojego. Oczywiście nasz piękny moment jak zwykle musiał ktoś spierdolić. Kiedy usłyszałem pukanie do drzwi niechętnie oderwałem się od niej i poszedłem sprawdzić kogo diabli niosą. Kiedy otworzyłem drzwi, zamarłem.
-Dzień dobry panie Bieber. Policja, musimy porozmawiać. -powiedział jeden z nich pokazując odznakę. Kurwa Mać.
Od Autorki:
Przeeepraszam, że nie było rozdziału znowu tyle czasu ale nie mam pojęcia jakim cudem nie mogłam wejść na bloggera. Po prostu nie chciała mi się załadować strona.... -,-
Ktoś chciał się czegoś o mnie dowiedzieć. Więc : Jestem Olivka, mam 16 lat. Jestem w pierwszej klasie liceum na dziennikarstwie. Tańczę, ogólnie kocham muzykę i jak widać uwielbiam pisać.
Jeśli coś jeszcze chcecie wiedzieć, śmiało.
Na prawdę nie chcę pisać wam limitów komentarzy ale no..... więc jeżeli jeszcze u jesteście to 10 Komentarzy proszę !
KOCHAAAAM WAS <3
Zajebiste :)
OdpowiedzUsuńSwietny:-)
OdpowiedzUsuńSwietny :) ciekawe czemu policja...
OdpowiedzUsuńŻeby tylko nic się nie stało Justinowi :(( miło mi, że przeczytałaś mój ostatni komentarz i coś napisałaś o sobie :)) czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :))
OdpowiedzUsuńMega *.*
OdpowiedzUsuń:o suuper ! *.* czekam na next ! dodaj szybkoo ;*
OdpowiedzUsuńkiedy nn ??
OdpowiedzUsuńO boże! Idealne ^w^ Czekam nn, jesteś genialna! ;*
OdpowiedzUsuńCudowny <3
OdpowiedzUsuńdodasz dzisaj ?
OdpowiedzUsuńkiedy dodasz nn ?? odpisz pls
OdpowiedzUsuńDzisiaj :*
Usuńdziękuje ;))
UsuńNie ma za co, złotko :*
Usuń